- Cześć Pepp. - powiedział pieszczotliwie, ale nikt się nie odezwał. - Masz ochotę gdzieś wyjść?
- Jakoś nie bardzo. - odpowiedziała oschle.
- Posłuchaj. Ja... chciałem cię przeprosić. Nie odzywałem się długo, zaniedbałem naszą przyjaźń. W ramach przeprosin zgódź się i chodź obejrzeć dzisiejszej nocy gwiazdy.
- Nie jestem pewna, czy mam ochotę.
- Proszę! Będzie fajnie.
Mimo nienawiści, jaką darzyła w tamtej chwili chłopaka, dała się przekonać. Musiała przyznać, że Tony był bardzo przekonywujący. Samo to, iż do niej zadzwonił było... miłe. Pepper znowu poczuła się ważna.
~*~
Tymczasem Rhodey i Tony przebywali w kuchni Starków, gdzie szykowali jedzenie na nocny wypad.
- Nie za dużo bierzemy? - spytał czarnoskóry spoglądając na wiklinowy koszyk.
- Myślę, że będzie akurat.
- Bez przesady, my nie jemy tyle!
- A będziemy. - Zaśmiał się Tony.
- Skąd u ciebie taki pozytywny nastrój?
- Ah, Pepper się zgodziła.
- Super, a poinformowałeś ją, że będzie z nami Melody?
Tony stanął nieruchomo. Zapomniał.
- Cholera! - Wykrzyczał i złapał się za głowę.
- Stary... Niezły jesteś. Czemu zawsze jest tak, że jak coś chcesz naprawić, to po prostu to...
- Spieprzam? Tak, to odpowiednie słowo.
- Nie Tony, ja...
- Dobra, rozumiem! Eh...
- Nie myślmy już o tym, tylko jedźmy po dziewczyny. Trzeba być tam wcześniej, żeby zająć miejsca.
Chłopak przytaknął. Obydwoje zabrali rzeczy i poszli do garażu. Tam zapakowali się do czerwonego Ferrari.
- A twój ojciec?
- Co mój ojciec?
- No... nie masz prawa jazdy.
- Spokojnie. Jedzie z nami nasz szofer.
Rhodey odetchnął z ulgą. - To dobrze. - dodał. Obydwoje zajęli miejsca i odjechali.
Dom rodziny Potts, kilkanaście minut później...
Pepper wyczekiwała swoich przyjaciół przez okno. Kiedy nadjechał znajomy jej samochód, szczęśliwa dumnym krokiem opuściła dom. Zbliżyła się do pojazdu. W tym samym momencie otworzyła się szyba. Ujrzała Tony'ego, który poklepywał tylne siedzenie obok Rhodey'ego. Sam siedział na przednim miejscu pasażera.
- Wsiadaj!
Dziewczyna zajęła wskazane miejsce i wraz z przyjaciółmi odjechała.
- Już nie mogę się doczekać! - oznajmiła, po czym zaczęła rozglądać się przez szybę.
- To świetnie. - odparł Tony.
Chwilę później dziewczynę zaniepokoił widok osiedla. Przecież mieli jechać na taras widokowy, czy coś takiego...
Ferrari zatrzymało się. Tony wyskoczył z samochodu i podbiegł do drzwi.
- Psst. - szepnęła rudowłosa do Rhodey'ego. - A ten gdzie polazł?
- Po Melody.
- Co!? - dziewczyna poczuła się oszukana. - I nic mi nie powiedział!?
Rhods tylko wzruszył ramionami, po czym odwrócił wzrok w stronę nadchodzącej pary.
- Usiądź proszę obok Pepper. - zwrócił się brunet do Melody.
Kiedy wszyscy byli gotowi, szofer zawiózł całą czwórkę na taras widokowy, położony na najwyższym wzniesieniu Nowego Yorku.
- Nie za dużo bierzemy? - spytał czarnoskóry spoglądając na wiklinowy koszyk.
- Myślę, że będzie akurat.
- Bez przesady, my nie jemy tyle!
- A będziemy. - Zaśmiał się Tony.
- Skąd u ciebie taki pozytywny nastrój?
- Ah, Pepper się zgodziła.
- Super, a poinformowałeś ją, że będzie z nami Melody?
Tony stanął nieruchomo. Zapomniał.
- Cholera! - Wykrzyczał i złapał się za głowę.
- Stary... Niezły jesteś. Czemu zawsze jest tak, że jak coś chcesz naprawić, to po prostu to...
- Spieprzam? Tak, to odpowiednie słowo.
- Nie Tony, ja...
- Dobra, rozumiem! Eh...
- Nie myślmy już o tym, tylko jedźmy po dziewczyny. Trzeba być tam wcześniej, żeby zająć miejsca.
Chłopak przytaknął. Obydwoje zabrali rzeczy i poszli do garażu. Tam zapakowali się do czerwonego Ferrari.
- A twój ojciec?
- Co mój ojciec?
- No... nie masz prawa jazdy.
- Spokojnie. Jedzie z nami nasz szofer.
Rhodey odetchnął z ulgą. - To dobrze. - dodał. Obydwoje zajęli miejsca i odjechali.
Dom rodziny Potts, kilkanaście minut później...
Pepper wyczekiwała swoich przyjaciół przez okno. Kiedy nadjechał znajomy jej samochód, szczęśliwa dumnym krokiem opuściła dom. Zbliżyła się do pojazdu. W tym samym momencie otworzyła się szyba. Ujrzała Tony'ego, który poklepywał tylne siedzenie obok Rhodey'ego. Sam siedział na przednim miejscu pasażera.
- Wsiadaj!
Dziewczyna zajęła wskazane miejsce i wraz z przyjaciółmi odjechała.
- Już nie mogę się doczekać! - oznajmiła, po czym zaczęła rozglądać się przez szybę.
- To świetnie. - odparł Tony.
Chwilę później dziewczynę zaniepokoił widok osiedla. Przecież mieli jechać na taras widokowy, czy coś takiego...
Ferrari zatrzymało się. Tony wyskoczył z samochodu i podbiegł do drzwi.
- Psst. - szepnęła rudowłosa do Rhodey'ego. - A ten gdzie polazł?
- Po Melody.
- Co!? - dziewczyna poczuła się oszukana. - I nic mi nie powiedział!?
Rhods tylko wzruszył ramionami, po czym odwrócił wzrok w stronę nadchodzącej pary.
- Usiądź proszę obok Pepper. - zwrócił się brunet do Melody.
Kiedy wszyscy byli gotowi, szofer zawiózł całą czwórkę na taras widokowy, położony na najwyższym wzniesieniu Nowego Yorku.
~*~
- Tu jest strasznie dużo ludzi... - skrzywił się Rhodey.
- Wszyscy poszli na taras widokowy, a na tej polance jest jeszcze trochę miejsca. Tam się od razu rozłożymy. - odparł Tony.
Czwórką poszliśmy w owe miejsce. Widoki były przecudne. Fakt, z platformy widokowej dało się ujrzeć więcej, również dzięki znajdującemu się tam teleskopowi, ale i tak trzeba było przyznać, że widoki aż zapierały dech w piersiach. I chociaż był już mrok, lampy umieszczone dookoła owej polany rozświetlały ją całą, dodatkowo podświetlając szczegóły otoczenia: kolorowe kwiaty, tworzące ścieżkę z tarasu na polanę, ławki parkowe... ah ten przecudny widok...
- Tutaj będzie odpowiednie miejsce. - oznajmił Tony. Zatrzymaliśmy się na skarpie.
- Rozłożymy trzy koce. Chyba się zmieścimy. - spytał Rhodey.
- No pewnie! - machnęła ręką Pepper. - Ja nie jestem taką krową, jak... - spojrzała na Melody, chociaż tymi słowami dziewczyna sama siebie oszukała: Melodia była szczuplejsza od niej samej, a jej figura była nawet nawet.
Po godzinie...
- Już się zaczyna! - wrzasnął ktoś z tłumu ludzi.
Przyjaciele spojrzeli w niebo i usiedli obok siebie. Oczywiście Tony zadbał, by obok niego znalazła się Melody.
- Widziałam pierwsza gwiazdę przeszywającą niebo! - wrzasnęła Pepper.
Na te słowa brunet lekko przesunął się w stronę Melody.
- Coś nie tak? - spytała zdziwiona.
- Nie, tylko... - w tym momencie niebo rozświetliła kolejna gwiazda.
- Czas pomyśleć życzenie... - szepnęła szatynka.
Cała paczka pogrążyła się w myślach z zamkniętymi oczami. Kiedy gwiazda przeszyła niebo, otworzyli oczy.
- O czym pomyślałaś? - spytał Tony.
- Nie wiem, czy mogę ci powiedzieć... - zarumieniła się i uniosła kąciki ust.
- A wiesz, co było moim marzeniem?
- Nie... - dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na chłopaka.
- To... - brunet dotknął prawą ręka policzek dziewczyny i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Dziewczyna oddała się temu pocałunkowi. Obydwoje się w nim zatopili.
Pepper, która siedziała tuż z nimi zacisnęła mocno wargi, a do jej oczy napłynęły łzy. Tego się nie spodziewała. A przynajmniej nie spodziewała się, że Tony pocałuje Melody na jej oczach. Poczuła ogromny żal i niechęć do przyjaciela. Natychmiast wstała i zakrywszy twarz dłońmi, pobiegła do toalety. Rhodey udał się za nią.
Para przestała się całować. Oboje spoglądali na siebie z niedowierzaniem.
- Prze-pra-szam. - mówił sylabami. - Trochę mnie poniosło.
- A ja się dałam... - odparła spuściwszy głowę.
Stark ponownie spojrzał na dziewczynę. Tym razem to on zrobił się czerwony.
- Tutaj będzie odpowiednie miejsce. - oznajmił Tony. Zatrzymaliśmy się na skarpie.
- Rozłożymy trzy koce. Chyba się zmieścimy. - spytał Rhodey.
- No pewnie! - machnęła ręką Pepper. - Ja nie jestem taką krową, jak... - spojrzała na Melody, chociaż tymi słowami dziewczyna sama siebie oszukała: Melodia była szczuplejsza od niej samej, a jej figura była nawet nawet.
Po godzinie...
- Już się zaczyna! - wrzasnął ktoś z tłumu ludzi.
Przyjaciele spojrzeli w niebo i usiedli obok siebie. Oczywiście Tony zadbał, by obok niego znalazła się Melody.
- Widziałam pierwsza gwiazdę przeszywającą niebo! - wrzasnęła Pepper.
Na te słowa brunet lekko przesunął się w stronę Melody.
- Coś nie tak? - spytała zdziwiona.
- Nie, tylko... - w tym momencie niebo rozświetliła kolejna gwiazda.
- Czas pomyśleć życzenie... - szepnęła szatynka.
Cała paczka pogrążyła się w myślach z zamkniętymi oczami. Kiedy gwiazda przeszyła niebo, otworzyli oczy.
- O czym pomyślałaś? - spytał Tony.
- Nie wiem, czy mogę ci powiedzieć... - zarumieniła się i uniosła kąciki ust.
- A wiesz, co było moim marzeniem?
- Nie... - dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na chłopaka.
- To... - brunet dotknął prawą ręka policzek dziewczyny i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Dziewczyna oddała się temu pocałunkowi. Obydwoje się w nim zatopili.
Pepper, która siedziała tuż z nimi zacisnęła mocno wargi, a do jej oczy napłynęły łzy. Tego się nie spodziewała. A przynajmniej nie spodziewała się, że Tony pocałuje Melody na jej oczach. Poczuła ogromny żal i niechęć do przyjaciela. Natychmiast wstała i zakrywszy twarz dłońmi, pobiegła do toalety. Rhodey udał się za nią.
Para przestała się całować. Oboje spoglądali na siebie z niedowierzaniem.
- Prze-pra-szam. - mówił sylabami. - Trochę mnie poniosło.
- A ja się dałam... - odparła spuściwszy głowę.
Stark ponownie spojrzał na dziewczynę. Tym razem to on zrobił się czerwony.
~*~
Pepper, zaczekaj! - krzyczał Rhodey, ale rudowłosa była zbyt daleko, by mogła usłyszeć jego wołanie. Zdyszany zatrzymał się i pochylił.
- Tony, coś ty narobił... - mówił do siebie, a mijający go ludzie spoglądali na niego, jak na dziwaka.
Tymczasem Pepp. była już w centrum miasta. Od jej domy dzieliło ja kilka przecznic. Cała zapłakana ledwo widziała drogę. Jej oczy momentalnie zrobiły się szklące, a obraz stawał się coraz bardziej rozmazany. Kiedy wreszcie znalazła się w domu, pobiegła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Tam zakryła się poduszką i zatopiła swoją twarz w puchu.
~*~
Rhodey przybiegł na wcześniejsze miejsce. Tony i Melody siedzieli na kocach i zajadając się jedzeniem rozmawiali.
- Tony... - powiedział Rhods. Ten jednak nie reagował.
- Tony... - ponowił próbę, ale dalej nic.
- Anthony Edwardzie Stark! - czarnoskóry dobrze wiedział, że jego kumpel reaguje na imię "Anthony". Tak właśnie zawsze nazywała go matka...
- Co? - spytał niezadowolony.
- Nawet nie zauważyłeś, że nie ma Pepper.
- Pewnie poszła do toalety.
- Cała zapłakana i w biegu? Tak, na początku pobiegła do toalety, by mieć czym otrzeć łzy w czasie drogi do domu.
- Że co? Co jej się stało?
Melody również była w szoku. Czuła się nieswojo w obecności Pepper, czuł iż ta jej nienawidzi. Ale w tamtym momencie zrobiło się jej żal.
- To nie czas na wyjaśnienia. Kończcie zabawę. - odburknął.
- W takim razie zbierajmy się.
- Pomogę wam się spakować. - oznajmiła Melody.
- Potem cię odwiozę.
- Nie trzeba. Przejdę się.
- Czy aby na pewno?
- Jedź do niej i się nie zastanawiaj. Ona teraz potrzebuje przyjaciela. - poradziłam Starkowi. Sama nawet nie chciałam dłużej przebywać z chłopakiem. Widać było, że po naszym pocałunku zachowywał się dziwnie, jakby rzeczywiście poniosły go emocje. I jakby ten namiętny całus... nic nie znaczył.
~*~
- Virgiono, kochanie. - powiedział ktoś zza drzwi.
- Nie teraz tato! - krzyknęłam drżącym głosem.
Ojciec usłyszał mój niecodzienny głosi natychmiast wtargnął do pokoju.
- Skarbie, co się stało? - dopytywał, głaszcząc moją rękę.
- Chłopak tato, chłopak... - mówiłam przez łzy, a moja twarz nadal spoczywała w miękkiej poduszce.
- A któż to taki? Zaraz się z nim rozprawię!
- To nie jego wina, tylko moja! To ja jestem nieszczęśliwie zakochana.
- W kim cukiereczku?
- W Tony'm Starku! - w tym momencie rozpłakałam się, jak dziecko. Mój ojciec złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie.
- Nie płacz Pepper, wszystko się jakoś ułoży... - próbował mnie pocieszać, ale nadaremnie.
- Chcę zostać sama...
- Oczywiście skarbeńku. - ucałował mnie i wyszedł.
~*~
W drodze do domu...
- Powiesz mi wreszcie, dlaczego się tak dziwnie zachowuje?
- A nie domyślasz się?
- Niby czego?
- Zrobiłeś dzisiaj coś, co sprawiło jej przykrość.
- Nie prawda!
- Prawda, prawda... tylko jesteś tak zapatrzony w Mel... a właśnie pocałowałeś ją!
- Głupia sytuacja...
- Mogłeś przynajmniej uprzedzić Pepp, że Melody z nami jedzie i, że chcecie być razem.
- Chcemy być razem? Wygląda na to, ze ja tylko chcę. Nawet z nami nie wracała!
- A o czym rozmawialiście, jak nas nie było?
- O niczym. Tak tylko, żeby zapomnieć o pocałunku...
- Frajer. Idiota. Głupek!
- No co? Nie wiesz jak to jest dawać spontanicznego całusa dziewczynie, która cholernie ci się podoba, a nie masz pewności, czy odwzajemnia twoje uczucia.
- To się przekonaj. - wzruszył ramionami czarnoskóry.
- Niby jak?
- Tony, jesteś geniuszem! Chyba nie chcesz polec na tak łatwym zadaniu?
Stark zmarszczył brwi. Nie podobały mu się podpuszczenia przyjaciela.
- Jesteśmy. Możesz już iść. - mruknął pod nosem i spojrzał wrogo w kierunku kumpla.
- Jasne, jasne już mnie nie ma! - uniósł lekko ręce i wysiadł z pojazdu. - Do jutra! - dodał, ale nie otrzymał odpowiedzi.
~*~
Następnego dnia, Akademia Jutra, przerwa obiadowa.
Wszyscy uczniowie zjawili się w stołówce i szybko poustawiali się w kolejce, w rękach trzymając puste tace. Jak to zwykle bywało, jedna osoba z grupy zajmowała stolik, a pozostali członkowie zadbali o to, by przynieść mu jego przydział jedzenia do stolika. Takowym "rezerwującym" była Pepper.
Tony i Rhodey ustawili się jeden za drugim i wyczekiwali swojej porcji placków ziemniaczanych, kiedy niespodziewanie dołączyły do nich szatynka z Whitney.
- Hejka chłopcy.
- Możemy usiąść z wami? - spytała blondyna, jak zwykle trzepocząc rzęsami.
- Jasne. - uśmiechnął się Stark, który zawsze miał słabość do blondynek, chociaż nigdy nie czuł nic więcej do Whitney, oprócz ewentualnej przyjaźni.
- Super!
Dziewczyny zajęły miejsce obok Pepper. Ta jednak odwróciła wzrok od koleżanek i wpatrywała się w podłogę.
- Słuchaj Pepp, coś się wczoraj stało? - spytała zatroskana Melody.
- A co cię to obchodzi? - warknęła.
- Może jakoś pomogę...
- Owszem! Jak przestaniesz nam wchodzić w paradę!
- Nam? - spytała zdziwiona, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Po chwili pojawili się chłopcy, ale i oni nie zwracali zbytnio uwagi na inną niż zwykle postawę Pepper.
Kiedy skończyli jeść, odłożyli tace i poszli na ostatnią lekcje. Potem rozeszli się do domów.
- Możemy usiąść z wami? - spytała blondyna, jak zwykle trzepocząc rzęsami.
- Jasne. - uśmiechnął się Stark, który zawsze miał słabość do blondynek, chociaż nigdy nie czuł nic więcej do Whitney, oprócz ewentualnej przyjaźni.
- Super!
Dziewczyny zajęły miejsce obok Pepper. Ta jednak odwróciła wzrok od koleżanek i wpatrywała się w podłogę.
- Słuchaj Pepp, coś się wczoraj stało? - spytała zatroskana Melody.
- A co cię to obchodzi? - warknęła.
- Może jakoś pomogę...
- Owszem! Jak przestaniesz nam wchodzić w paradę!
- Nam? - spytała zdziwiona, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Po chwili pojawili się chłopcy, ale i oni nie zwracali zbytnio uwagi na inną niż zwykle postawę Pepper.
Kiedy skończyli jeść, odłożyli tace i poszli na ostatnią lekcje. Potem rozeszli się do domów.
~*~
- Melody, Melody! - usłyszałam wołanie. Zatrzymałam się i odwróciłam.
- Johnny? - zdziwiłam się na widom blondyna, biegnącego w moją stronę.
- Odprowadzę cię. - zaproponował.
- Skoro chcesz...
- Chciałbym cię lepiej poznać. - uśmiechnął się.
- W jakim celu?
- Wiesz... jesteś fajną dziewczyną.
- Po czym to stwierdzasz?
- Obserwuję cię od dłuższego czasu. Zauważyłem, że lubisz pomagać innym. Jesteś pomocna i opiekuńcza. Martwisz się o innych...
- Dobra dobra... coś kręcisz.
- Naprawdę! Eh... po prostu szukam kogoś, z kim mógłbym pogadać i myślę, że ty też potrzebujesz takiej osoby.
- Mam Whitney.
- A przyjaciel? Nie mówię, że się uda, ale wiedz, że bardzo chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić.
- A po co?
- Tak po prostu.
- Dobra... w sumie możemy spróbować. - uśmiechnęłam się.
- To super!
Po chwili...
- Jesteśmy na miejscu. To tutaj.
- Ładny dom.
- Dziękuję. Może wejdziesz?
- Nieeeee... innym razem. Do zobaczenia! - pomachał na pożegnanie i zniknął między drzewami.
~*~
Tony był wykończony. Po wczorajszym wieczorze i nocy spadających gwiazd nie wypoczął za bardzo. Znowu musiał stawić czoła złu, jako Iron Man.
Tym razem nastolatkowi przyszło zmierzyć się z przeszłością. Znowu przypomniała mu się jego matka...
Czekał na odpowiedni moment, kiedy jego ojciec wróci z firmy. Nie pomyślał o tym, że jego rodziciel będzie wykończony i jedyne co zapewne zrobi po przyjściu, to walnie się w ubraniach na łóżko i szybko zaśnie. Jednak nie tym razem...
Tony przebywał w swoim pokoju, czytając zadaną lekturę "Hamleta", kiedy usłyszał znajome skrzypienie drzwi. Howard wrócił. Brunet natychmiast zbiegł na dół i powitał serdecznie ojca.
- Coś się dzieje synu? - spytał zdziwiony zachowaniem nastolatka.
- W porządku. W jak najlepszym porządku!
- Skoro tak, to pozwól mi się rozpakować... - Howard udał się do swojego domowego gabinetu, a Tony ruszył za nim. Kiedy mężczyzna znalazł się za biurkiem, brunet wszedł do pomieszczenia i zajął wygodnie miejsce na przeciwko ojca.
- Hmm... synu?
- Chciałbym porozmawiać... - momentalnie chłopak zrobił się poważny, jego twarz pobladła i wyglądał na nieszczęśliwego.
- Nie bardzo mam teraz czas...
- Chciałbym wiedzieć, jak zginęła moja matka.
Howard zbladł. Tego się spodziewał, jednak żył w nadziei, iż nigdy nie będzie musiał się tłumaczyć.
- Tony, nie teraz. Zostawmy to na jutro.
- Ale tato! Minęło już 11 lat! Ja muszę to wiedzieć!- poderwał się i uderzył pięścią o blat biurka.
- Rozumiem cię, ale proszę zostawmy to na kiedy indziej.
- Na jutro?
- Być może.
- Tato!
- Anthony! - Howard wystarczająco podniósł głos.
Chłopak zamilkł. "Anthony" - znowu to samo! Jakbym słyszał mamę... - pomyślał i spuścił głowę.
- Obiecuję ci, że wrócimy do tej rozmowy. Teraz muszę jeszcze wyjść gdzieś. Postaram się wrócić niedługo, gdzieś tak za godzinę. - ucałował syna w czoło i wyszedł.
~*~
Mężczyzna podjechał czerwonym Ferrari pod bunkry na obrzeżach miasta.
- Witaj Howardzie. - odezwał się ktoś grubym głosem.
- Witaj Edwardzie.
Tajemniczy mężczyzna wyłonił się zza krzaków i ukazał twarz.
- Witaj braciszku! - uścisnął dłoń Starka. - Czy wszystko idzie w najlepsze?
- Mogą pojawić się pewne komplikacje.
- Komplikacje!?
- Tony wypytuje o swoją matkę.
- Szlak! Mam nadzieję, że się nie wygadałeś!
- A skąd! Wedle umowy...
- Świetnie! Jeżeli będzie chciał coś wiedzieć - okłamuj go.
- Ale, ja... ja nie mogę.
- Owszem, możesz i to zrobisz.
- To mój syn Edwardzie, on musi poznać prawdę!
- Jeśli ją pozna, to powęszy i jeszcze coś znajdzie. A wiesz co się stanie, jeżeli dowie się prawdy...
- Wiem...
- Rób wszystko, żeby smarkacz nigdy się nie dowiedział, albo się dowiedział jak najpóźniej!
- Dobrze.. - odparł niepewnym głosem Howard, po czym pożegnał brata, wsiadł do Ferrari i odjechał.
__________________________________
Piosenka, która pomogła mi w napisaniu rozdziału:
_______________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Teraz Tony'ego czeka wiele tajemnic do odkrycia, nie tylko związanych z jego matką...
+ pojawili się nowi bohaterowie. Ze względu na to, iż opisy wszystkich bohaterów, występujących w opowiadaniu są w trakcie tworzenia, napiszę wam tylko tyle, ile powinniście wiedzieć na ich temat:
Edward - brat Howarda, prowadził z nim wspólne badania nad komórkami sztucznej inteligencji oraz sztucznemu przekazywaniu komórek DNA
Johnny - szkolny kolega, jego wątek stale się rozwija, więc jest mi trudno stwierdzić, kim on właściwie jest :)
A niech mnie! Nawet nie wiesz jakie emocje mną targają kiedy czytam to świetne opowiadanie! Raz szkoda mi Pepper,a raz jestem na nia zła! Tak samo jest z Tony'm! No i o co chodzi z tą mamą Tony'ego? Co to za tajemnice?! Szybko pisz kolejną notkę!:-*
OdpowiedzUsuńI o to właśnie chodzi! Emocje muszą być! A zapewniam, że w 2 serii koleje trochę oliwy do ognia :)
Usuń*doleję
UsuńJestem ciekawa co to za tajemnice.
OdpowiedzUsuńJuż niedługo się przekonasz :)
UsuńZadziwia mnie ten Edward... Czy on jest aby na pewno dobry?
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawy, jak rozumiesz wątek ze śmiercią Marii i co ma oznaczać ten dziwny opis Edwarda :D
OdpowiedzUsuńRozwiniesz sorry
UsuńWreszcie to nie był sen i się pocałowali! Yeah! I'm happy! xD
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam wcześniej, wpadam tutaj codziennie :P
OdpowiedzUsuńI co widzę? Przecudowny rozdział z odrobiną romantyczności! Ah.... Uwielbiam tę parę... Hm... jak ich nazwać? Melony? Od Melody + Tony = Melony hahahha!!! Żart :D
Hahaha Melony! A to dobre!:-P podoba mi się!:-D
UsuńMelony! Hahahah! Teraz będziemy ich tak nazywać ;D
UsuńJa pierdziele... ha! Stacey wygrałas mistrzyni! Od dziś tylko MELONY!
UsuńStacey ile juz ma odpo. xD Nazwa genialna, prosta i śmieszna. Chyba się przyjmie :p
UsuńMyślę, że dla śmiechu ta nazwa się przyjmie :)
UsuńStacey - tymi Melonami wygrałaś! :D
OdpowiedzUsuńMelony? Hahha dobreeeeeee! Super rozdział, zadziwia mnie rozwój sytuacji z tą tajemnicą itp. czekam na kolejne rozdziały!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się opis Edwarda O.o
OdpowiedzUsuńOkay, czy opis Edwarda + tajemnica Marii + dziwne zachowanie Howarda... To tylko podejrzenia, ale co, jeżeli Tony został poczęty metodą in vitro? Uwielbiam Melody i Tony'ego razem, są słodcy. Wkurza mnie Pepp i jej zachowanie, mogła powiedzieć Starkowi, co czuje, zanim pojawiła się Mel. A Rhodey'ego nie rozumiem - przy Tony'm zachowuje się wspaniale, a z Potts planuje. Czekam na jakąś akcję i trochę Iron Mana :D
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://wilcze-recenzje.blogspot.com/
Hmmm myślałam nad fabułą z in vitro, ale nie chciałam być oskarżona o kradzież czyjegoś pomysłu na fabułę i dlatego z tego nie skorzystałam. Zapewniam jednak, iż akcja będzie równie dobra. A więcej Iron Mana pojawi się dopiero od II serii ( rozdziały 16 +) ;)
UsuńDopiero znalazłem tego bloga. Zwykle opowiadania czytają raczej dziewczyny, ale ty piszesz zbyt fajnie ;pp
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa! Chłopcy też czytają, uwierz mi :)
UsuńHej. U mnie nowa notka!;-)
OdpowiedzUsuńJasne, już wpadam!
UsuńCiekawa jestem, o co chodzi z ta tajemnicą przed Ton'ym... Zaczyna mi coraz bardziej być szkoda chłopaka :(
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony jestem na niego wściekła, za takie jego humory! Całuje i zostawia?!
Kiedy opublikuję opis bohaterów, dowiecie się wszystkiego na ich temat. A co do zachowania Tony'ego: on ma taki charakter : /
Usuń