środa, 29 lipca 2015

Rozdział 26

 "Sekret, który nie jest sekretem cz. I"



- Tony? Tony, obudź się! - Ktoś potrząsnął moim ciałem.

- C-Co?- Ocknąłem się.

- Zemdlałeś. Co z tobą stary?

- Ja nie... nie wiem.

- Dobrze się czujesz? Tony?

Obraz wciąż miałem rozmazany. Przetarłem kilka razy powieki, zamrugałem, ale to i tak nie dało zamierzonego efektu. Nadal czułem się źle, bardzo źle... Miałem wrażenie, że zaraz...

- O fuu!

- Coś jest z nim nie tak! - Usłyszałem kobiecy głos. A właściwie, to nieco skrzekliwy, wysoki głos...

- Pepper, zawołaj lekarza!

- Ty to zrób!

- Pepper!

- Nie wrzeszcz na mnie Rhodey!

- On tu ciągle wymiotuje, zawołaj kogoś do jasnej cholery!

- Dobra, już dobra!

- Tony? Tony, słyszysz mnie? Chłopie...

*Rhodey*

Anthony wymiotował jeszcze przez chwilę, po czym znowu zemdlał. Zanim Pepper sprowadziła lekarza do sali, w której się obaj wraz z Melody znajdowaliśmy, zdążyłem ułożyć głowę Tony'ego na swoich kolanach i delikatnie rozczesywać jego dawno niestrzyżone, czarne włosy. 

Po tym, jak mój przyjaciel się zachowywał, po tym, co przed chwilą się stało i, jak przybyłem do szpitala zobaczyć, co u Melody i znalazłem go nieprzytomnego... Wiedziałem, że coś jest nie tak. 

Nagle do sali wpadła Pepper, a za nim lekarz w białym fartuchu. 

- Połóż go tutaj.

Kiedy doktor wskazał na wielkie łóżko za sobą, które zostało przywiezione przez dwie pielęgniarki, dopiero teraz spostrzegłem, że znalazło się miejsce, gdzie mógłbym ułożyć Tony'ego. Położyłem chłopaka na łóżko i wraz z rudowłosą odsunęliśmy się pod okno, obok Melody.

Lekarz przebadał Anthony'ego, który w międzyczasie znów odzyskał przytomność.

Kiedy starszy facet, swoją drogą w okolicach sześćdziesiątki, zaczął badać klatkę piersiową, obrócił się w naszą stronę i stwierdził z przejęciem.

- To przez "to coś". - Wskazał na rozrusznik.

- Pepper, dzwoń do ojca Tony'ego i poinformuj go o wszystkich, niech szybko się tu zjawi z jakimś specjalistą.

Dziewczyna szybko wykonała polecenie. Po jej szybkich czynnościach zdałem sobie sprawę, jak bardzo boi się o Tony'ego. Chwilowy zastój i wyznaczanie jej poleceń było spowodowane szokiem ze strony dziewczyny. Czasem miałem wrażenie, że to nie Melody, a Pepper powinna być z Tony'm.
I bardzo jej kibicuję... od pewnego czasu.

Po dłuższej chwili w szpitalu zjawili się Howard Stark i jakiś doktor ze Stark International, którego po raz pierwszy widziałem na oczy. Być może był nowy w firmie. Mężczyzna podszedł do Tony'ego i dotknął jego czoła.

- Ma gorączkę. - Zmarszczył czoło.

- Jakie objawy mu towarzyszą? - Zwrócił się do mnie.

- Utrata przytomności, gorączka i wymioty.

- Właśnie widzę. - Skrzywił się, widząc na pościeli Melody plamę. - Niech ktoś to sprzątnie, w takich warunkach nie da się pracować!

Po chwili zjawiły się jeszcze inne dwie pielęgniarki. Zmieniły pościel i wyszły. Zajęło im to niespełna pięć minut.

W końcu siwy, brodaty i nieco zgarbiony doktorek z okularami wyprosił nas wszystkich z pomieszczenia. W środku został tylko on sam, Tony i Melody. Nawet Howard Stark zmuszony był zostawić syna, który nie pałał do niego wielką sympatią. Wciąż to widziałem.
Wraz z Pepper usiedliśmy na białych, plastikowych krzesłach na korytarzu. Tylko pan Stark chodził w tę i z powrotem z rękami z tyłu. Bardzo się przejmował Tony'm, tak jak my wszyscy zresztą.

- Jak to się stało? Przecież było wszystko dobrze. - Zagadywał.
 
- Panie Howard, my... Sami nie wiemy. - Westchnęła Pepper. 
 
- Ponoć to coś z rozrusznikiem. - Odezwałem się.
 
- Mam nadzieję, że to nic poważnego. Jeszcze tego mi brakuje. Kolejnych problemów.
 
- Coś się dzieje w firmie? - Spytała Pepper.

- Nie wasza sprawa dzieciaki.

Po chwili jednak wziął kilka głębszych oddechów i dodał:

- Przepraszam. Po prostu mamy częste włamania do systemów i boję się, że ktoś może wykraść mi dane.

- A co z zabezpieczeniami?

- Trudno złamać hasła, ale widać ktoś posługuje się większą technologią od naszej.

Po chwili doktor wyszedł z sali, poprawił kołnierz od fartucha i rzekł bardzo poważnym głosem:

- Jak najszybciej trzeba przetransportować Tony'ego do Stark International, do naszych specjalistów.

- Co z nim? - Howard zbladł widząc minę doktora i słysząc jego ton.

- To bardzo poważna sprawa. Nie umiem stwierdzić, czy zagraża to jego życiu. Sam nie dam rady. Potrzebna jest seria badań.

- W porządku. Czy mogę go zabrać samochodem?

- Nie jest zdolny, by sam sie poruszać, jest strasznie słaby. Tylko z czyjąś pomocą dojdzie do auta.

- Pomożecie mi? - Zwrócił się do nas pan Stark.

- Oczywiscie! - Rzekliśmy chórem i weszliśmy z powrotem do sali.
 
 



poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 25

Zabrałem Melody do szpitala. To jedyne miejsce, gdzie ktoś mógł się nią dobrze zaopiekować, głównie chodzi mi tu o opiekę medyczną. Poprosiłem lekarzy, aby zadzwonili do mnie i poinformowali o stanie jej zdrowia, kiedy wykonają wszystkie potrzebne badania. Zgodzili się bez wahania.

Prosto ze szpitala udałem się do zbrojowni. Musiałem namierzyć Ducha i raz jeszcze wymierzyć mu sprawiedliwość. Byłem tak naładowany gniewem, jak nigdy. Wiem, że i tak już oberwał, ale nie mogłem przestać. Miałem ochotę rozwalić wszystko dookoła, ale głównie łeb tej gadziny.

Kiedy dotarłem do zbrojowni, spotkałem Rhody'ego. Mój kumpel właśnie pracował przy ogromnym komputerze, przeglądając wszystkie wyskakujące wiadomości. Przestawiały one zamieszki na głównych ulicach Nowego Jorku.

- Co tam się dzieje? - Podniosłem głos.

- Tony! - Dzwoniłem do ciebie, dlaczego nie odbierałeś?

- Nie mam telefonu. - Syknąłem.

- Okey, okey, ale dzwoniłem poprzez zbroję. Coś się stało?

- Nie twój interes!

- Wyluzuj, stary!

- Odwal się!

- Coś nie tak z Melody?

- Zamknij się! - Podszedłem bliżej do Rhodey'ego. Wzdrygnął się, kiedy byłem już wystarczająco blisko i uniosłem dłoń z zaciśniętą pięścią.

- Tony...

Oddychałem szybko i głęboko. Już miałem wymierzyć z pięści prosto w nos chłopaka, kiedy się powstrzymałem.

- Rhods, ja...

James odchylił się nieco, po czym nie wiadomo jak, znalazł się tuż za mną. Złapał mnie za łokcie i odgiął ręce do tyłu, mocno trzymając jedną dłonią za moje oba nadgarstki. Drugą ręką cisnął w mój kark, przez co zgiąłem się w pół, a moja głowa zderzyła się z kontrolerem pod komputerem. Cała sytuacja była podobna do tej, jak policja obezwładnia jakiegoś bandytę.

- Rhodey!

- Co ci odwaliło Stark?! Rzucasz się na najlepszego przyjaciela z pięściami?! Co ja ci takiego zrobiłem?!

Chłopak cisnął mną jeszcze bardziej, przez co czułem, jak mój policzek dosłownie wgniata się w klawisze. To naprawdę bolało.

- Przepraszam! - Wykrzyczałem. I podziałało. Rhods puścił mnie i oddalił na bezpieczną odległość.

Oparłem się rękami o kontroler i próbowałem złapać oddech, przy okazji uspokoić się.

- To wszystko przez niego! Duch ją porwał!

- Melody?!

- Tak! Uwolniłem ją, ale... Co, jeśli ona mnie rozpoznała? Co, jeśli wie, że Tony Stark to Iron Man?

Rhodey otworzył buzię ze zdziwienia, a jego źrenice rozszerzyły się.

- To najmniejszy problem. - Machnął ręką.

- Wątpię.

- A ja jednak uważam, że mam rację. Spójrz na to z tej strony: BĘDZIE DZIEWCZYNĄ BOHATERA.

- Odwal się.

- No co?

- Ty nic nie rozumiesz? Jeżeli ktokolwiek dowie się o mojej tożsamości, sprowadzę na nią niebezpieczeństwo.

Nagle w zbrojowni rozległ się alarm. Komputer wyświetlił wiadomość, która została nam wysłana.

- To Pepper!

Chłopaki! Gdzie jesteście?!

Pepper?

Jestem obok Akademii Jutra. Coś się tutaj dzieje, mój tata tutaj jest, ale nie chce mi o niczym powiedzieć.

Pepper, to coś poważnego?

Nie wiem!

Pepper!

Pepper!

Pepper!

...

- Dlaczego ona zawsze zawraca nam gitarę? - Pokręciłem głową z rozbawienia.

- Może dlatego, że ma taki charakter?

- Dobra, stary... Ja polecę teraz do szpitala, zobaczyć, co u Melody.

- Spoko, tylko...  Uważaj na siebie. I zadzwoń, co u niej.

- Dzięki, stary.

~*~

Pielęgniarka pokierowała mną prosto do pojedynczej sali, gdzie leżała Melody. Kiedy zjawiłem się w pomieszczeniu, wziąłem mały stołek i usiadłem zaraz przy łóżku dziewczyny. Dotknąłem jej dłoni, maleńkiej dłoni, która była zimna. Jej twarz była blada...

Nagle usłyszałem huk.

A potem tylko ciemność...



__________

Kolejny rozdział niebawem Xx.