środa, 30 lipca 2014

Rozdział 3

Tony nadal nie wiedział, dlaczego jego ojciec był taki wściekły. Chłopak dumał nad tym, wpatrując się w wielką plamę po wylanej kawie. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Postanowił złożyć wizytę w gabinecie ojca.

Tymczasem mężczyzna z wąsikiem przebierał w papierach. Praca tak go pochłonęła, że zapomniał o zaistniałej sytuacji sprzed kilku minut.

Nagle zadzwonił telefon. Howard nie spoglądając kto dzwoni, odrzucił połączenie.
- Jestem zajęty do jasnej cholery! - Wrzasnął sam do siebie.

Tony, będący już pod drzwiami gabinetu zrobił krok w tył. Chciał odejść, ale ciekawość dziwnego zachowania ojca pchnęła go do przodu. Tony bez pukania wszedł do gabinetu.

Howard na widok syna zmarszczył brwi.

- Czego chcesz? - burknął.
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym. A teraz wyjdź i zamknij za sobą drzwi.
- To nie jest fair!
- Fair? To nie było fair, jak zastosowałeś się do zasad panujących w tym domu! Ucieczka?! Naprawdę?
- Obiecałem Melody, że ją odprowadzę. Właściwie, że ty ją odwieziesz.
- I to był powód do wymknięcia się z domu?!
- Spałeś!
- Wiesz co Tony... jesteś geniuszem, ale twoje tłumaczenia nie robią na mnie wrażenia.

Tony nie mógł zrozumieć postępowania ojca. Przecież mówił prawdę.

Howard wstał od biurka, zbliżył się do szesnastolatka i powiedział mu prosto w twarz:

- Wynocha!

Tony poczuł się odrzucony. Spuścił głowę i wyszedł trzaskając drzwiami. Pobiegł do swojego pokoju.

Howard uspokoił się i złapał się za głowę. Dotarło do niego, jak źle potraktował syna. Bez chwili namysłu poszedł do pokoju nastolatka.

Brunet leżał na łóżku zakryty poduszką. Nie chciał widzieć swojego ojca na oczy. Chociaż był świadom popełnionego błędu, nie był w stanie mu wybaczyć.

Prezes Stark International stanął pod drzwiami. Już miał złapać za klamkę, kiedy drzwi otworzyły się. Ujrzał chłopca.

- Tony, ja...
- Idę się przejść. Chcę pobyć sam.
- Tylko weź ze sobą parasol i załóż kurtkę. Zrobiło się chłodno i może padać. - próbował załagodzić sytuację.
- Daruj sobie!

Chłopak wyszedł. Mężczyzna śledził syna przez okno do momentu, kiedy zniknął mu z pola widzenia. Następnie zadzwonił do swojej przyjaciółki i umówił się z nią na kawę.

******

Tony nadal szedł przed siebie. Nie obrał żadnego konkretnego miejsca, do którego by poszedł. Przez całą drogę, odkąd przekroczył próg willi miał spuszczoną głowę. Wyglądał, jakby cały czas podziwiał swoje czarne trampki.

Nagle na niebie pojawiła się ciemna chmura. Lunął deszcz.

Chłopak założył skórzaną kurtkę, zarzucił kaptur i szedł dalej. Szedł dalej, wpatrując się w swoje buty.
- Przynajmniej tata miał racje co do deszczu - mamrotał pod nosem.

Z każdym krokiem chłopakowi brakowało towarzystwa. Postanowił, że zadzwoni do Pepper.

(rozmowa przez telefon)
- Tony, to ty?
- Hej Pepper. Nie masz ochoty gdzieś wyjść?
- Przepraszam Tony, ale jestem zajęta. Właśnie czekam w kolejce do fryzjera. To może trochę potrwać. Zadzwoń do Rhodey'ego.
- On jest zajęty. Dzisiaj przyjeżdża jego babcia i robi domowe porządki.
- No to może... 

Dziewczyna chciała zaproponować Melody, ale zazdrość o dziewczynę nie pozwoliła jej na to.

- Gdziekolwiek jesteś, wracaj do domu. - 

Może ona ma racje? I tak nie mam nic do roboty.

Chłopak zawrócił do willi.

W tym samym czasie - kawiarnia "Moreno"...

- Dziękuję Roberto, że zgodziłaś się na tę kawę.
- Nie ma sprawy Howardzie. Dawno nigdzie nie wychodziłam.
- Zajmujesz się jeszcze jakimiś sprawami, oprócz Stark International?
- Póki co nie. Na razie czekam, aż ty będziesz potrzebował mojej pomocy. - zaśmiała się. - A jak tam Tony?
- W porządku. - mężczyzna splótł ręce i położył je na ławie.
- Czy aby na pewno? Twoja mina mówi co innego.
 Po prostu, ehh... ostatnio zbytnio się z nim nie dogaduję.
- To znaczy?
- Kłócimy się. Właściwie nie ma o co się kłócić, ale ja, jak i on reagujemy na wszystko ze złością.
- Musisz zrozumieć Tony'ego. Chłopak ma szesnaście lat. Jest teraz w fazie dojrzewania.
- Możliwe, że masz racje, ale nie każde jego zachowanie mogę tym usprawiedliwić.
- Spróbuj z nim porozmawiać. Tak na spokojnie. Nie wiem, może przy wspólnym obiedzie...
- Wątpię, by to podziałało. Odkąd poszedł do liceum, rzadziej mamy czas dla siebie.
- Myślę, że podczas weekendu albo wolnego popołudnia powinieneś zabrać go gdzieś, gdzie sam będzie chciał. Tony to młody geniusz. Zabierz go na jakieś pokazy albo lećcie gdzieś samolotem na parę dni. To powinno dobrze wam zrobić.
- Dziękuję Roberto.
- Do usług, Howardzie. Ja już muszę uciekać, ale dzwoń w razie potrzeby. I to nie tylko w sprawach firmy.

Kobieta uścisnęła dłoń Starka i wyszła. On natomiast pozostał jeszcze parę minut w kawiarence, obmyślając plany wobec syna. Kiedy już wiedział co zrobi, wstał i zostawiwszy pieniądze na stole opuścił miejsce.

Willa Starków, godzina 17:00...

Howard wrócił do domu. Nie mógł doczekać się rozmowy z synem. Chociaż trochę się jej obawiał, był optymistycznie nastawiony. Zanim jednak poszedł szukać chłopca, zaszedł do kuchni po szklankę wody.

- No dalej! - powtarzał sobie w myślach, biorąc jednocześnie kilka łyków.

Kiedy szklanka była pusta odstawił ją i poszedł do salonu. Tam ujrzał syna.

- Tony, możemy porozmawiać?
- Nie mam ochoty. - Odburknął.
- Chciałem cię przeprosić. Za ostro cię potraktowałem. Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić.
- A niby jak?
- Dla nas obojga najlepszy byłby wyjazd. Co ty na to?
- Mówisz poważnie? Ale ty...
- Tony. Chciałbym jak najszybciej zażegnać wspomnienia z ostatniej sytuacji. Ale nie zrobię tego bez ciebie.

Stark rozłożył ręce. Czekał na dalszą reakcję syna.

Nastolatek spojrzał na ojca swoimi niebieskimi oczyma. Poczuł, jak ponownie ogarnia go ciepło. Wybaczył ojcu. Zbliżył się do niego, po czym mocno go przytulił.

Howard ściskał syna ile miał sił. Udało się. Zażegnał spór.

- A więc Tony - kontynuował. - co byś powiedział na tygodniową wycieczkę do Chin?
- Naprawdę?! To niesamowite! - oczy chłopaka błyszczały ze szczęścia.
- Jutro pójdziesz ostatni dzień do szkoły, a ja w tym czasie pozałatwiam wszystkie formalności. Napiszę ci usprawiedliwienie, zajrzę do firmy..
- Pójdę z tobą. Dawno tam nie byłem.
- Dobrze. Jutro zaraz po szkole czekaj na mnie przed akademią, ja po ciebie podjadę.

Tony poszedł do swojego pokoju. Tam odrobił wszystkie lekcje i usiadł przy komputerze. Chatował z Rhodey'em.
- Czekaj, przełączę na kamerkę - powiedział brunet.

Po chwili ujrzał przyjaciela.

- Witam ponownie. - zaśmiał się nastolatek.
- Co cię tak śmieszy? I coś  ty taki wesoły?
- Pojutrze lecę do Chin na tydzień. Już nie mogę się doczekać.
- No to super. Ale ci zazdroszczę. Zrób jakieś zdjęcia, byśmy wraz z Pepper wiedzieli, czego mamy ci zazdrościć.
- Bez przesady. Przy następnej okazji polecimy razem. Ten wyjazd jest dla mnie szczególny, bo mój ojciec i ja w końcu się dogadujemy. I lecimy w miejsce, o którym marzyłem.
- Cieszę się, że ty się cieszysz. Takie coś wam się przyda. Może w końcu będzie dobrze...

Howard wszystko słyszał. Stał pod drzwiami i nasłuchiwał. Kiedy słyszał głos szczęśliwego i podekscytowanego syna, łzy same napływały mu do oczu. Prezes Stark International nie wytrzymał i wszedł do pokoju, nie pukając.

- Kończ już rozmowę. Jest trochę późno. Musisz się wyspać. A wiem, że będziesz przeżywał.

Tony uśmiechnął się do ojca. Ten z kolei podszedł do niego, pocałował w czoło i wyszedł. A Tony... Tony znowu poczuł się kochany. Zapomniał już o wszystkim. Był zbyt szczęśliwy, by myśleć nad przeszłością.

Następnego dnia, Akademia Jutra.

Trwała właśnie pierwsza lekcja. Szesnastolatek nie za bardzo mógł się na niej skupić. Rozmyślał, jak będzie wyglądał jego wyjazd.

- Tony zachowuje się jakoś dziwne. Wygląda, jakby był w transie. Może to Mandaryn!
- Wyluzuj Pepper. On przeżywa wycieczkę do Chin.
- Że gdzie?!
- Nie powiedział ci? Pogodził się z tatą. Aby polepszyć relacje, ojciec zabiera go na tydzień.
- Ale... odlot.

W tym samym czasie zadzwonił dzwonek.
- Pamiętajcie o pracy domowej! - Rzekł nauczyciel.

Uczniowie wyszli z klasy. Tony szybkim krokiem poszedł do swojej szafki.

- No świetnie! - powiedział przez zęby i zacisnął ręce. - Kto mi wymazał kłódkę czekoladką?!

Wszyscy zebrani na korytarzu spoglądali raz na siebie, raz na bruneta. Nie wiedzieli co się dzieje.

Tony zmarszczył brwi. Wyglądał, jakby był teraz w zbroi i skanował pomieszczenie. Rozglądał się wszędzie. Patrzył na wszystko i na wszystkich.

- To pewnie Happy. - powiedział ktoś zza pleców chłopaka.

Odwrócił się. Ujrzał Pepper.

- Pepper... -  podrapał się za głowę. - Dawno się nie widzieliśmy.
- Dawno, dawno. - rzekła chłodno dziewczyna,
- Prze... przepraszam. Byłem zajęty, a jutro wyjeżdżam.
- Tak, wiem. I nie raczyłeś mnie o tym poinformować. Kim ja dla ciebie jestem Tony?!
- Ehm... przyjaciółką?
- Właśnie Tony, przyjaciółką! Więc tak mnie traktuj.

Chociaż dziewczyna była zła na chłopaka, w głębi duszy za każdym razem, kiedy stała obok niego, chciała rzucić mu się na szyję. Jakby byli razem. I chociaż jej pytanie "kim ja dla ciebie jestem" oczekiwało innej odpowiedzi, dziewczyna musiała się z tym pogodzić. Tylko ona była zauroczona Tony'm. Bez wzajemności. Chociaż wiedziała, że niejedna nastolatka widziałaby w brunecie swojego chłopaka, ona i tak czuła się tą "ponad wszystkimi". Była jedyną dziewczyną w szkole, która przyjaźniła się ze Starkiem. Jedyną - na chwilę obecną.

Tony przeprosił Pepper i obiecał jej, że jak tylko wróci z Chin, pójdą na lody. Sami - porozmawiają sobie, powygłupiają się... a szesnastolatka potraktuje to jako randkę.

Zadzwonił dzwonek. Kolejna lekcja.

Tony zajął miejsce w ławce. Nagle obok niego pojawiła się Melody.
- Cześć. - powiedziała nieśmiało.
- He, Hej!
- Słyszałam, że wyjeżdżasz.
- Ah, no tak... kto już tego nie wie. - uśmiechnął się.
- A ile cię nie będzie?
- Tydzień. Muszę trochę wypocząć.
- A więc miłego wyjazdu. Odpocznij.

Tony zatrzymał wzrok na zielonych oczach dziewczyny.

- Dziękuję. - szepnął, po czym wraz z kolegami zajął się lekcją.

Stark International godzina 10.00

Howard jak zwykle o tej porze pił pierwszą kawę, przyniesioną przez jego asystentkę Rose. Nieco znudzony, przeglądał dzisiejszą gazetę. Nagle natknął się na artykuł o Hammer Multinational (czyt. Hamer Multinaszynal).

W owym artykule napisane było, iż Justin Hammer - dyrektor Hammer Multinational (HM) jest bliski zostania największą firmą produkującą bronie oraz technologię na świecie.

Howard zmarszczył brwi. Nie był zadowolony z tej wiadomości. Przecież jeszcze parę dni temu Stark International był najlepiej zarabiającą firmą na świecie. Świetne zyski, konkurencja mogła sobie tylko pomarzyć... i jeszcze ten wyjazd do Chin.

Stark nie wiedział, co począć. Wiadomość o tym, że ktoś jest bliski wygryzienia firmy była niewiarygodna, a prawdziwa. Trzeba było zastosować natychmiastowe środki, ale wyjazd, relacje z synem... Nie wiedział, co począć. Był pewien jednego - jeżeli odwoła tygodniowy wyjazd, Tony znów go znienawidzi i obydwoje znajdą się w punkcie wyjścia.

Mężczyzna splótł ręce, oparł się o nie i wlepił wzrok w zdjęcie, znajdujące się na jego biurku.

- Mario, gdybyś tutaj była... byłoby cudownie. Wiedziałabyś, co zdziałać. Nigdy by nie doszło do tych kłótni z Tony'm... - głaskał fotografię mówiąc sam do siebie.

Nadal wpatrując się w fotografię, prezes Stark International (SI) przypomniał sobie, jak po raz ostatni widział swoją żonę i moment, kiedy dowiedział się o jej śmierci. To było zbyt przytłaczające. Powracające wspomnienia sprzed 11 lat... a potem powrót do narodzin Tony'ego.

Howard tkwił w przeszłości jeszcze przez dłuższą chwilę, kiedy niespodziewanie do jego gabinetu weszła asystentka Rose.

- Panie Stark ma pan... Ah... - nie zdążyła dokończyć.

Kobieta została odepchnięta na bok. W drzwiach pojawił się Obadiah Stane (czyt. Obadiasz Stejn).

Facet nie był ani zbyt wysoki ani zbyt ładny. Nie przywiązywał wagi do swojego własnego wizerunku. Był chudy, łysy z lekkim zarostem i bladą cerą. Dodatkowe skrzywienie kręgosłupa nie pozwalało mu na pełne wyprostowanie się. Jego twarz przypominała gangstera. Wyglądał, jak człowiek bez serca, który kieruje się słowami: "po trupach do celu".

- Co to ma znaczyć Howardzie?! - uniósł się niespodziewany gość. - Widziałeś ostatni artykuł? Hammer chce nas wygryść!
 - Tak, widziałem.
- I co zamierzasz z tym zrobić? Hmm?
- Póki co, nic. Nie mam na to czasu.
- Co ty bredzisz Stark!? Nie masz czasu!? Jesteś prezesem firmy, powinieneś mieć zawsze na nią czas!
- Owszem, masz racje Obadiaszu, ale w ostatnim czasie zaniedbałem syna.
- Tony nie jest już dzieckiem Howardzie! On jest teraz zajęty szkołą, a ty firmą. Sam mam córkę w wieku twojego syna, która na dodatek chodzi z nim do jednej klasy i jakoś nie mamy problemów.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiał Obadiaszu! Relacje Tony'ego i moje, to nasza sprawa.
- Nie zachowuj się jak dziecko Stark! Zbyt dużo włożyłem w tę firmę, by teraz znosić twoje humory! Dobrze wiesz, że trzeba reagować i to jak najszybciej. Jeżeli Hammer nas przegoni, stracimy nie tylko klientów, ale i drastycznie spadną nasze zyski! A wtedy firma będzie na skraju upadłości. Nie pozwolę na to!
- I ja też Obadiaszu. Ale teraz naprawdę, nie mogę zająć się firmą. Przez najbliższy tydzień powierzam ci stanowisko prezesa. Tylko nie rób głupstw. - położył rękę na ramieniu wspólnika.

Obadiah zrobił groźną minę.

- Obyś nie schrzanił niczego Stark!
- Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.

Stane wyszedł. Mamrotał coś jeszcze pod nosem, ale nikt nie słyszał, co dokładnie.

Willa Starków parę godzin później...

Tony wrócił ze szkoły. Tym razem był tak cholernie głodny, że zaraz po przekroczeniu progu domu pobiegł wręcz do kuchni. Tam czekał na niego obiad. Nałożony i już na stole.

- Cześć tato. - powiedział ciemnowłosy z pełną buzią.

Howard odburknął, najwyraźniej również powiedział cześć.

- Coś się stało?
- Mamy problem z firmą. - powiedział mężczyzna, po czym podsunął artykuł synowi.
" Firma Hammer Multinational w ostatnich tygodniach zdziałała bardzo wiele, a akcje firmy poszły ostro w górę. Zyski ze sprzedaży wynalezionej tam technologii oraz broni szacuje się nawet na kilkanaście miliardów w przeciągu 3 dni!"

- Co!? - wrzasnął Tony wstając od stołu. Jak oni to...
- Zrobili? Też zadaję sobie to pytanie synu. Właściwie można rzec - dobre pytanie...
- Trzeba ratować firmę! Jeżeli Hammer...
- Wiem Anthony. Stane mi to wszystko dokładnie objaśnił.
- Stane!? Ten łysol?
- Anthony! To jeden ze wspólników. Nie możesz o nim tak mówić. Jeżeli wkrótce masz odziedziczyć firmę, musisz mieć z nim dobre kontakty.
- Przepraszam. Po prostu martwię się o nasz jutrzejszy lot. Ta cała sprawa ze Stark International jest bardzo poważna.
- Ale nie na tyle ważna dla mnie, bym nie mógł spędzić z tobą trochę czasu. Obadiah obejmie stanowisko prezesa przez najbliższy tydzień. Rose będzie mieć wszystko pod kontrolą.
- Jesteś pewien, że oddanie pełnej władzy Stane'owi nad firmą, nawet na tak krótki czas to dobry pomysł?
- Nie wiem. Ale wiem też, że Obadiah zrobił dla tej firmy bardzo dużo i nigdy by sobie nie zaszkodził. Przyszłość SI, to i jego przyszłość.

W międzyczasie Starkowie skończyli jeść obiad. Po tej jakże jednej z dłuższych i spokojniejszych rozmów, obydwoje rozeszli się do swoich pokoi.

Tony walnął się na łóżko. To samo uczynił jego ojciec w swojej sypialni. Zasnęli w tym samym czasie. Jakby w tej samej chwili miała miejsce pomiędzy nimi jakaś telepatia.

Śnili o jutrzejszym dniu. Śnili o swojej przyszłości w Chinach.


Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Liczę na komentarze i dziękuję za wcześniejsze odwiedziny bloga. To dla was tutaj jestem, piszę i tworzę. Jeżeli macie jakieś pomysły na następne rozdziały, jakieś uwagi albo życzenia, piszcie w komentarzach. 









sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 2

- Dziwna trochę ta historia. Właściwie nic złego nie powiedziałeś, tylko ją ignorowałeś. Ale potem się odezwałeś. - rzekł Rhodey.
- I tu jest problem. Ona mnie kompletnie odepchnęła, a widzę, że trzeba jej pomóc. - powiedział rozżalony Tony.
- Nie wiesz o co może jej chodzić?
- Nie. Powiedziała tylko, że często się przeprowadzała, co równało się z przepisaniem do innej szkoły, w której napotykała różne bogate, rozpuszczone dzieciaki.
- Ahaaaa! To już wiem o co chodzi! Ona czuje się odrzucona.
- Rhodey... to nie jest powód, by tak na mnie naskakiwać.
- Zaraz, zaraz... ty też wywinąłeś niezły numer. Chciałeś się jakoś zrekompensować za to, że ją tak olałeś. To nie w twoim stylu!
- Możliwe... ale z Pepper było tak samo. Też ją ignorowałem a potem było już tylko lepiej.
- Mimo wszystko coś mi tu nie pasuje. Będziemy się przyglądać tej nowej. Chodźmy, sprawdzimy twoją nową zbroję.

15 minut później...

- Rhodey ta zbroja jest odlotowa!
- Tak wiem Tony. Ty ją testujesz, ja siedzę w zbrojowni i ci pomagam... rozmawiając przez komunikator. Skoro jesteś takim wynalazcą, dlaczego masz tylko jedną zbroję?

- Na razie ją tylko testuję. Wyluzuj. Na pewno zbuduję lepsze cudeńka. Tymczasem poćwiczmy z GPS - namierzanie komórki. Może na początek... Pepper?
- Chcesz ją szpiegować?
- To tylko ćwiczenia.
- A jak jej ojciec się dowie? To guru FBI!
- Wyluzuj. Moja technologia wyprzedza ich o przynajmniej 100 lat. Nic się nie stanie.
- Obyś miał racje...
(dźwięk telefonu)

- O wilku mowa. To Pepper.
- Rhodey, odbierz.
- Pepper? (rozmowa przez tel.)
- Gdzie jest Tony? Dzwonię do niego i dzwonię.
- Tony jest em....
- Rhodey, przełącz na komunikację wewnętrzną. Będę rozmawiał przez zbroję. - powiedział Stark.
- Ok, już się robi.
- Pepper, tu Tony. Nie mam czasu za bardzo. To coś ważnego?
- Melody o ciebie pytała.
- Melody?!
- Tak. Ta nowa kujonka. Mówiła, że ma do ciebie sprawę. Pytała się, gdzie mieszkasz i podałam jej twój adres. Może się nie przestraszy.
- Na którą przyjdzie? I co ma ją wystraszyć? - spytałem zdziwiony.
- Mówiła coś, że będzie wieczorem. Zapewne dozna szoku, jak zobaczy twoją willę za kilkanaście milionów.
- Dzięki Pepper. Naprawdę... pocieszające. Muszę kończyć, bo jestem w metrze, pa!
- Tony?... Tony... TONY! 

Połączenie zostało zakończone?! Ja jeszcze nie skończyłam!

Wściekła Pepper ruszyła przed siebie do domu chłopaka. Była cała czerwona ze złości, miała powiedzieć mu coś ważniejszego, ale nie wiadomo dlaczego na pierwszy ogień poszedł temat o "nowej".

Pepper próbowała jeszcze kilkanaście razy dodzwonić się do przyjaciela, ale ten nie odbierał. Schowawszy telefon do torebki ruszyła w stronę swojego domu nie przejmując się tym, że idąc wcześniej w kierunku domu Starka szła w przeciwległą stronę. Mimo wszystko zawróciła.

Willa Starków, godzina 16.00

Tony wrócił do domu. Jak zwykle przeszedł przez salon i pomknął po schodach do swojego pokoju. Kiedy znalazł się w pomieszczeniu rzucił plecak w kąt, zdjął buty wraz z koszulką i upadł na łóżko.

Leżał tak przez dłuższą chwilę zastanawiając się, czy Melody rzeczywiście do niego przyjdzie. "Może Pepper miała racje z tą willą? Może rzeczywiście się jej przestraszy? W końcu ona nie ma na zbyciu żadnych milionów." - myślał.

Nagle klamka poruszyła się. W drzwiach stanął mężczyzna. Dość wysoki, około 39-40 lat, z widocznymi małymi zmarszczkami na czole i przy oczach oraz małym wąsikiem. Miał na sobie białą koszulę i granatowe spodnie. Jego oczy promieniały niebieskimi kryształkami, a czarne włosy ulizane na bok dodawały mu uroku. W ręce trzymał srebrny zegarek.

- Nawet się nie przywitasz? Mężczyzna oparł się o framugę drzwi i założył ręce na torsie.
- Cześć tato - burknął Tony nie odwracając głowy w kierunku ojca.
- Coś nie tak synu? - spytał zaniepokojony wchodząc głębiej do pokoju.
- Wszystko w porządku. Jestem tylko trochę zmęczony.
- A więc nie przeszkadzam. Howard ucałował syna w czoło, po czym wolnym krokiem opuścił pokój. Zamknąwszy drzwi poszedł do swojej sypialni. Tam położył się i zdrzemnął.

 Kiedy tylko prezes Stark International opuścił pokój, przy głównych drzwiach rozbrzmiał dzwonek. Tony zerwał się z łóżka. Nie ubierając butów i koszulki zbiegł na dół.

Otworzył drzwi. W nich ujrzał znajomą twarz - Melody. Tym razem dziewczyna nie miała na sobie skromnej granatowej sukienki, cytrynowego bolerka i sandałów. Zamiast tego ubrana była w białą bluzkę i zielone spodnie, sięgające długością do jej kolan. Fryzura również się zmieniła. Wcześniej rozpuszczone, brązowe włosy spięte zostały w luźnego koka. W takim zestawieniu młody Stark mógł bez problemu określić sylwetkę dziewczyny. Była szczupła, piersi nie były zbyt duże, a dolna część sylwetki zgrana była z całością: wyraźnie widoczny kształt pupy i zgrabnych nóg dodawał uroku. Do tego jeszcze wspomniane włosy, które przed upięciem długością sięgałyby niemal do pępka. Do tego te wyraziste, zielone oczy...

Tony stał w drzwiach nieruchomo, przyglądając się dziewczynie jeszcze dokładniej, ale nie znalazł nic szczególnego. Dopiero, kiedy "zbadał" swoją znajomą od stóp do głów odsunął się na bok i ruchem ręki dał znak, aby weszła.

Widok kremowych ścian ze złotymi dodatkami i jasnych karmelowych płytek, w których można było zobaczyć swoje odbicie, nieco zmieszało dziewczynę. Nie wiedziała, jak się zachować. A znajdowała się tylko w holu. Nagle z wnęki wyłoniła się postać. Był to Howard, którego najwyraźniej obudził Tony biegnąc z samej góry do drzwi. Mężczyzna, widząc dziewczynę poprawił rozczachrane włosy, zapiął koszulę na ostatni guzik i zszedł na dół.

Tony starając się uniknąć tłumaczenia przed ojcem, chwycił dziewczynę za łokieć i pędem zaprowadził ją do swojego pokoju, mijając bez słowa ojca.

Kiedy byli już na górze, Tony ostrożnie zamknął drzwi i usiadł na obrotowym krześle.

- O czym chcesz ze mną pomówić?
- Przyszłam cię przeprosić.
- Czyżby?
- Źle cię potraktowałam. Niepotrzebnie na ciebie naskoczyłam. Przepraszam.

Dziewczyna powiedziała to od serca. Szczerze - i to się liczyło.

- Nie musiałaś do mnie z tym przychodzić. Nic się nie stało.
- Widziałam, jak spuściłeś głowę i widziałam, jak się wtedy poczułeś. Nie miałam prawa nazywać cię niewychowanym bachorem...

Tony podniósł wzrok i zatrzymał go na zielonych oczach dziewczyny. Poczuł się wtedy miło i spokojnie.

- Czy chciałaś załatwić ze mną coś jeszcze?
- Nie. Tylko przeprosić. Ja, ja... już wychodzę.
- Zaczekaj!

Chłopak zbliżył się do dziewczyny.

- Znamy się dopiero jeden dzień, a już zrobiłaś dla mnie coś miłego. Jeszcze nikt nigdy nie przyszedł mnie przeprosić... Dziękuję ci za to. - I uśmiechnął się.

Dziewczyna poczerwieniała ze wstydu. Młody Stark udał, że tego nie widział. Postanowił zatrzymać dziewczynę jeszcze na chwilę.

- Może odrobimy razem pracę domową?
- Nie mogę dłużej zostać...

Dziewczyna krępowała się i nie bardzo chciała przebywać u Starków dłużej.

- Potem cię odwiozę. Naprawdę potrzebuję pomocy przy jednym zadaniu.

- No dobrze. Ale naprawdę nie mogę tutaj długo być.

Obydwoje wzięli się do pracy. Z czasem dziewczyna zapomniała o stresie i miło spędzała czas.
Tony o to zadbał. Zauważył już na początku, że 16-letnia panienka czuje się nieswojo.

Godzina 21.00

- Jak późno! Zerwała się Melody. Dziewczyna była w tamtym momencie sama w pokoju. Szybko spakowała zeszyty i ruszyła ku wyjściu.
- Dokąd idziesz? - spytał zdziwiony Stark, widząc biegnącą dziewczynę. 
- Jest już po dziewiątej, muszę wracać.
- Hej, hej zaczekaj!
Chłopak złapał dziewczynę za łokieć. Zupełnie tak samo, kiedy "uciekał" przed ojcem. Tym razem ją zatrzymał.
- Odwiozę cię. Znaczy mój ojciec nas odwiezie.

Dziewczyna pokiwała głową na zgodę, po czym usiadła w salonie i czekała na chłopca.

Brunet niepewnym krokiem znów wrócił na górę. Zatrzymał się przy drzwiach sypialni swojego ojca. Howard już spał. Tony nie chciał go budzić, ale wiedział też, że ojciec nie puści go samego i nie pożyczy samochodu szesnastolatkowi. Tony był zmieszany. Nie bardzo chciał odsyłać po ciemku dziewczynę. Nie chciał jej narażać na niebezpieczeństwo.

Chłopak oparł się o balustradę i spoglądał w dół. Ponownie jego wzrok zatrzymał się na dziewczynie. I choć mogłoby się wydawać, że w tamtym momencie o niej myślał, wcale tak nie było. Młody Stark rozmyślał, jak potajemnie wymknąć się z domu.

- Chodźmy - zwrócił się do dziewczyny kiedy był już na dole.
Chociaż brunetka była nieco zdziwiona, nie odezwała się ani słowem.

Anthony odprowadził koleżankę pod sam jej dom. Jak się okazało, mieszkała od niego równe 5 km. Droga z willi Starków była prosta i łączyła ulicę dziewczyny, jak i uliczkę, gdzie znajduje się Akademia Jutra.

Kiedy byli już pod domem...
- Dziękuję, że pomogłaś mi w lekcjach. Na pewno nie jesteś jeszcze głodna? - dopytywał.
- Nie, naprawdę - dziękuję. Tosty były pyszne. Do zobaczenia jutro w szkole.

Dziewczyna weszła do domu. Tony stał jeszcze chwilę zamyślony. Bardzo spodobała mu się ta dziewczyna. Nie poznał jej jednak na tyle, by opowiedzieć o niej Rhodey'emu.

Nazajutrz godzina 7.55 Akademia Jutra

Tony był już w szkole. O dziwo - pierwszy raz przed Rhodey'em i Pepper. Chłopak stał przy szkolnej szafce, szukając w niej potrzebnych książek.

Do szkoły dotarła również Melody. Kiedy szła korytarzem zauważyła Tony'ego i podeszła do niego.
- Cześć - zagadała nieśmiało.
- Hej - chłopak rozpromieniał na jej widok.
- Czy rozumiesz już wczorajsze zadanie?
- Tak, tak. Wielkie dzięki za pomoc.

Nagle zadzwonił dzwonek i wszyscy uczniowie zmierzali do klas.

Melody po raz kolejny usiadła koło chłopaka. Ponownie, jak co każdą lekcję, spoglądała przez jego ramię na twórcze rysunki. Nadal zbierało jej się na śmiech, że nastolatek ciągle rysuje Iron Mana. Dziwiła się tylko, że kolory i wygląd zbroi był całkiem inny od poprzednich.

Jeszcze tego samego dnia Melody podeszła do Tony'ego wypytując o rysunki.
Chłopak czuł się zmieszany. Nie mógł wyjawić prawdy, a co dopiero osobie, którą zna zaledwie dwa dni. Skłamał ponownie, że jest jego fanem i oddalił się, zostawiając dziewczynę samą w wielkim holu szkolnym. Sytuacja ta nie była zwyczajna. Iron Man musiał znowu wkroczyć do akcji...

*******

Brunet pędem pobiegł do zbrojowni. Nie czekając na kumpla ubrał zbroję i poleciał na miejsce. Był napad na bank. Policja obstawiła teren, ale cała szajka... uciekła tylnym wyjściem. Tony myślał, że udusi się ze śmiechu. Wyginał się w zbroi na prawo i lewo nie mogąc się powstrzymać. Dostał głupawki. Minęła dłuższa chwila, zanim się uspokoił.

- Dobra Tony skup się, musisz ratować miasto - powiedział do siebie po czym poleciał za złodziejami.

Zanim Iron Man wkroczył do akcji, stał się niewidzialny i znajdował się dokładnie nad szajką.
"To Magia! (czyt. Madżia). Czyżby znowu poszło o coś z Mandarynem?" - pomyślał.

- Komputer! Zrób skanowanie całego obszaru w poszukiwaniu makluańskiej energii.
- Przyjęłam. Rozpoczynam skanowanie........ brak wyników wyszukiwania. 
- Czyli tym razem to nie Mandaryn! Ha! Czyżby Magia robiła swoje własne, lewe interesy?

Tony postanowił rozwikłać całą sprawę i wkroczył do akcji. Nie trudził się zbytnio. Cała obecna przy napadzie szajka liczyła zaledwie 7 osób. Po załatwieniu wrogów zabrał skradzione pieniądze i podrzucił je będącej na najbliższym patrolu policji.

- Dzięki Iron Manie! - usłyszał od funkcjonariuszy i odleciał do zbrojowni. Tam chłopak zostawił zbroję i udał się do willi.

Willa Starków godzina 18.00

Tony zapomniał o wczorajszym nocnym wyjściu, po którym wrócił do domu na 3 godziny. Tym razem bez żadnych sztuczek wszedł do domu. Zrobił to wręcz śmiało. Kiedy spojrzał na zegarek przypomniał sobie, że jest już dawno po porze obiadowej, ale zapewne danie ma do odgrzania w lodówce.

Kiedy wszedł do kuchni zobaczył swojego ojca pochylonego nad stertą papierów i popijającego kawę, na którą było już trochę za późno.

- Cześć tato - odezwał się jak gdyby nigdy nic.
- Tony! - ton ojca zabrzmiał dość poważnie. - Siadaj! - dodał Howard.
- Tony, nie wiedząc o co może chodzić, zajął miejsce na przeciwko ojca, bujając się lekko na krześle.
- Słuchaj... musimy porozmawiać.
- No to dawaj. - brunet był już bardzo zmęczony.
- Nie tym tonem! - podniósł się z miejsca prezes Stark International, wylewając przy tym kawę na papiery.
Tony czekał na dalsze poczynania ojca.
- Pogadamy jutro. - Howard zmarszczył brwi, zabrał papiery i udał się do swojego gabinetu, pozostawiając syna w kuchni przy rozlanej kawie.





piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 1

 *** Z punktu widzenia Melody ***


Poniedziałkowy poranek, godzina 6.00

Przebudziłam się. Blask wschodzącego słońca oświetlił cały mój pokój. Było tak jasno, że nawet zakrycie twarzy poduszką nic nie dawało. Spojrzałam na zegarek. Było już chwilkę po godzinie 6.00. Nagle usłyszałam trzeszczące schody. Podniosłam się lekko, zakrywając ręką oczy przed blaskiem słońca. Drzwi otworzyły się.

- Dzień dobry córeczko. - rzekła kobieta, po czym odłożyła na szafkę jajecznicę i herbatę.
- Cześć mamo. - odparłam niewyspana.
- Wstawaj już. Niedługo do szkoły. Akademia Jutra czeka! - i wyszła do pracy, machając na pożegnanie.
- Głupia szkoła - rzekłam do siebie, chociaż słowa te były sprzeczne co do mojej osoby. Przecież ja uwielbiam szkołę! To pewnie przez ten dzień...

Po śniadaniu ubrałam granatową sukienkę w żółte kwiaty z cytrynowym bolerkiem, do tego czarne balerinki i szkolną torbę. Szkolne śniadanie zapakowałam do torby dopiero w drodze, ponieważ biegłam ile sił w nogach, aby się nie spóźnić. Do szkoły miałam bowiem kawałek drogi...

Godzina 7.50 

Wreszcie przybyłam na miejsce. Akademia Jutra mieściła się przy skrzyżowaniu ulicy głównej z ulicą zwaną Krótką, która łączyła ze sobą 3 kamienice.

Nagle usłyszałam dzwonek na lekcje. Pędem rzuciłam się ku drzwiom wejściowym. 

Parę minut później...

- Witajcie klaso. Mam zaszczyt poznać was z nową uczennicą. Powitajcie Melody Grint.

Klasa ucichła. Wszystkie oczy zwrócone były na mnie.
- Cześć... - wydusiłam z siebie.
- Melody zajmij proszę miejsce. Jedno jest wolne, koło Tony'ego. To ten chłopiec w czerwonej koszulce. - rzekł nauczyciel i wskazał mi miejsce.

- Cześć - powiedziałam do chłopaka, ale ten nic nie odpowiedział. - Cześć - szturchnęłam tym razem, ale chłopak mnie nie słuchał. Kompletnie mnie olał. Postanowiłam dać sobie spokój. Wiedziałam, że siedzi koło mnie kolejny bogaty, niewychowany dzieciak, który takich wieśniaków, jak ja ma gdzieś. Mierzył mnie z góry do dołu kątem oka, jakbym ubrała się nieprzyzwoicie. Byłam w szkole! W sukience, sweterku i zwykłych czarnych sandałkach... może trochę poobdzieranych.

Mniej więcej w połowie lekcji, brunet szturchnął mnie i szepnął:
- Hej. Jestem Tony, Tony Stark. Przepraszam, że wcześniej się nie odzywałem, ale byłem zajęty.
- Jasne - zakpiłam.
- Ej nie obrażaj się. 
- Ja obrazić? Wręcz się do tego przyzwyczaiłam. 
- Co masz na myśli?
- Zawsze, kiedy kończyłam pewien etap szkolny, wyprowadzałam się. I za każdym razem natknęłam się na bogate dzieciaki, którzy mnie ignorowali. 
- Przepraszam, yhmm....
- Melody.
- O tak, Melody. Przepraszam. Naprawdę. Postaram się to jakoś naprawić.
- Rysując głupie rysunki?
Zerknęłam zza ramienia chłopaka, cóż on takiego rysuje.
- To Iron Man? - zaśmiałam się.
- Yyyyyhmmm, Eeeee .... tak to Iron Man. Tak, czasem go rysuję. - uśmiechnął się, czochrając się po włosach.
- Trzeba przyznać. Masz talent do rysowania. - puściłam oko.


*** Z punktu widzenia Tony'ego ***

Ta dziewczyna jest... niezwykła. Naprawdę - niezwykła. Po raz pierwszy ktoś powiedział, że mam talent do rysowania czegokolwiek. Zawsze wszyscy skupiali się tylko na zakończonych projektach, które były już zbudowane i gotowe do testowania. A ona... brązowowłosa, zielonooka super... kujonka. 

******

Lekcja dobiegła końca. Niemal wszyscy już wyszli. Została tylko Melody i niespodziewanie czekający na nią w drzwiach Stark. 

Dziewczyna porozmawiała jeszcze chwilę z profesorem, bynajmniej - o swojej pierwszej lekcji w nowej szkole. Wychodząc, szesnastolatka przestraszyła się widokiem bruneta.

- Heh, hej ponownie. Mówiłem, że jakoś się zrekompensuję za tę ignorancję.
- Mówisz serio? To była tylko błahostka. - minęłam chłopca i ruszyłam w kierunku szafki szkolnej.
- H, hej! -  Zatrzymał mnie znajdując się nagle przede mną. - Słuchaj. Ja nie traktuję tak "nowych". Ja po prostu... jestem nieobecny. Jestem przemęczony. Firma mnie wykańcza...
- A teraz tak na poważnie, to wykańczają cię pieniądze, czy interesy, które przynoszą ci sławę i KASĘ? - zakpiłam, ominęłam go ponownie i poszłam w swoją stronę. A on? Został gdzieś z tyłu. Nawet nie interesowało mnie, jak się wtedy poczuł i co potem zrobił.

Trzy godziny później...

Byłam już wykończona. Odrobiłam połowę pracy domowej, ale zbyt wielkie zmęczenie dało o sobie znać. 
Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Położyłam się. Moje powieki opadały coraz częściej, aż w końcu zamknęły się i usnęłam.

*** Z punktu widzenia Tony'ego ***

Wróciłem do zbrojowni. Tam czekał na mnie Rhodey.
- Spóźniłeś się! Czekam na ciebie już ponad godzinę! Masz szczęście, bo miałem już dzwonić.
- Przepraszam. Coś mnie zatrzymało. - spuściłem głowę.
- To coś pilnego? - spojrzał zaniepokojony Rhody. 
- Wszystko w porządku. Po prostu... poznałem dzisiaj pewną osobę, której podziałałem trochę na nerwy..
- Oj... powinieneś się pohamować Tony. Od tych paru miesięcy często się wkurzasz.
- Przestań sobie żartować! Ty przynajmniej masz rodzinę...
Nagle Rhody spoważniał. Przełknął ślinę o podszedł do mnie.
- Słuchaj Tony.. - położył rękę na moim ramieniu. - Ja może nie wiem, jak to jest stracić matkę, ale wiem za to, jak ci pomóc i wyciągnąć cię z doła.

Ciemnoskóry przyjaciel złapał chłopaka za rękę i posadził na krześle tak, że młody Stark odczuł na własnej skórze, jak bliska była styczność jego pleców z drewnianym krzesłem.

- A teraz opowiadaj co cię dzisiaj takiego spotkało. - usiadł przede mną i wpatrywał się w moje niebieskie oczy.
- Człowieku! Czuję się jak na przesłuchaniu!
- I oto chodzi. Zbiorę wszystkie potrzebne mi informacje, przejrzę je, a potem ci pomogę. Plan będzie tutaj niezbędny. - uśmiechną się.
- Dobrze. - odetchnąłem. 

A to było tak...


Mam nadzieję, że rozdział w miarę zapoczątkował to, co będzie. Nie chciałam zdradzać wszystkiego od razu. Zapewniam was jednak, że będzie dużo akcji, miłości i... ah zresztą sami przeczytacie. Kolejne rozdziały będą pojawiać się codziennie lub co 2 dni najpóźniej.

Zapraszam do komentowania!