poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 25

Zabrałem Melody do szpitala. To jedyne miejsce, gdzie ktoś mógł się nią dobrze zaopiekować, głównie chodzi mi tu o opiekę medyczną. Poprosiłem lekarzy, aby zadzwonili do mnie i poinformowali o stanie jej zdrowia, kiedy wykonają wszystkie potrzebne badania. Zgodzili się bez wahania.

Prosto ze szpitala udałem się do zbrojowni. Musiałem namierzyć Ducha i raz jeszcze wymierzyć mu sprawiedliwość. Byłem tak naładowany gniewem, jak nigdy. Wiem, że i tak już oberwał, ale nie mogłem przestać. Miałem ochotę rozwalić wszystko dookoła, ale głównie łeb tej gadziny.

Kiedy dotarłem do zbrojowni, spotkałem Rhody'ego. Mój kumpel właśnie pracował przy ogromnym komputerze, przeglądając wszystkie wyskakujące wiadomości. Przestawiały one zamieszki na głównych ulicach Nowego Jorku.

- Co tam się dzieje? - Podniosłem głos.

- Tony! - Dzwoniłem do ciebie, dlaczego nie odbierałeś?

- Nie mam telefonu. - Syknąłem.

- Okey, okey, ale dzwoniłem poprzez zbroję. Coś się stało?

- Nie twój interes!

- Wyluzuj, stary!

- Odwal się!

- Coś nie tak z Melody?

- Zamknij się! - Podszedłem bliżej do Rhodey'ego. Wzdrygnął się, kiedy byłem już wystarczająco blisko i uniosłem dłoń z zaciśniętą pięścią.

- Tony...

Oddychałem szybko i głęboko. Już miałem wymierzyć z pięści prosto w nos chłopaka, kiedy się powstrzymałem.

- Rhods, ja...

James odchylił się nieco, po czym nie wiadomo jak, znalazł się tuż za mną. Złapał mnie za łokcie i odgiął ręce do tyłu, mocno trzymając jedną dłonią za moje oba nadgarstki. Drugą ręką cisnął w mój kark, przez co zgiąłem się w pół, a moja głowa zderzyła się z kontrolerem pod komputerem. Cała sytuacja była podobna do tej, jak policja obezwładnia jakiegoś bandytę.

- Rhodey!

- Co ci odwaliło Stark?! Rzucasz się na najlepszego przyjaciela z pięściami?! Co ja ci takiego zrobiłem?!

Chłopak cisnął mną jeszcze bardziej, przez co czułem, jak mój policzek dosłownie wgniata się w klawisze. To naprawdę bolało.

- Przepraszam! - Wykrzyczałem. I podziałało. Rhods puścił mnie i oddalił na bezpieczną odległość.

Oparłem się rękami o kontroler i próbowałem złapać oddech, przy okazji uspokoić się.

- To wszystko przez niego! Duch ją porwał!

- Melody?!

- Tak! Uwolniłem ją, ale... Co, jeśli ona mnie rozpoznała? Co, jeśli wie, że Tony Stark to Iron Man?

Rhodey otworzył buzię ze zdziwienia, a jego źrenice rozszerzyły się.

- To najmniejszy problem. - Machnął ręką.

- Wątpię.

- A ja jednak uważam, że mam rację. Spójrz na to z tej strony: BĘDZIE DZIEWCZYNĄ BOHATERA.

- Odwal się.

- No co?

- Ty nic nie rozumiesz? Jeżeli ktokolwiek dowie się o mojej tożsamości, sprowadzę na nią niebezpieczeństwo.

Nagle w zbrojowni rozległ się alarm. Komputer wyświetlił wiadomość, która została nam wysłana.

- To Pepper!

Chłopaki! Gdzie jesteście?!

Pepper?

Jestem obok Akademii Jutra. Coś się tutaj dzieje, mój tata tutaj jest, ale nie chce mi o niczym powiedzieć.

Pepper, to coś poważnego?

Nie wiem!

Pepper!

Pepper!

Pepper!

...

- Dlaczego ona zawsze zawraca nam gitarę? - Pokręciłem głową z rozbawienia.

- Może dlatego, że ma taki charakter?

- Dobra, stary... Ja polecę teraz do szpitala, zobaczyć, co u Melody.

- Spoko, tylko...  Uważaj na siebie. I zadzwoń, co u niej.

- Dzięki, stary.

~*~

Pielęgniarka pokierowała mną prosto do pojedynczej sali, gdzie leżała Melody. Kiedy zjawiłem się w pomieszczeniu, wziąłem mały stołek i usiadłem zaraz przy łóżku dziewczyny. Dotknąłem jej dłoni, maleńkiej dłoni, która była zimna. Jej twarz była blada...

Nagle usłyszałem huk.

A potem tylko ciemność...



__________

Kolejny rozdział niebawem Xx.



 

 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz