"Koncert"
Obudziłem się z rana. Słońce, które niedawno wzeszło natychmiast rozświetliło mój pokój swoim jeszcze porannym i niepełnym blaskiem. Bynajmniej nie takim, jaki możemy ujrzeć popołudniami. Taki widok za oknem natychmiast spowodował, iż na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wstałem z łóżka odruchowo i skierowałem się do obrotowego krzesła, na którego oparciu powieszone wisiały ubrania. Wziąłem je ze sobą, idąc do łazienki.
Kiedy się ubrałem przysiadłem na schodach i oparłem się łokciami o kolana. Patrzyłem przed siebie. Wreszcie czułem spokój... i pustkę. Cieszyłem się wolnością, bo Roberta pozwoliła mi zostać samemu willi, pod warunkiem, że będzie mnie przynajmniej raz na 2 dni sprawdzać. Normalny nastolatek pomyślałby: wolna chata, czas na imprezę! Ale nie... nie ja. Osobiście miewałem poczucie samotności. Było to logiczne, byłem przecież sam w wielkiej willi! Trochę brakowało mi towarzystwa...
Siedząc tak jeszcze przez dłuższą chwilę, doszedłem do wniosku, że nic sam nie zdziałam. Zszedłem na dół do kuchni i przygotowałem sobie szybkie śniadanie na wynos. Następnie ubrałem czarne sportowe szorty, białe Conversy i granatowy t-shirt. Z zapakowanym posiłkiem w ręce opuściłem willę i ruszyłem tam, gdzie mnie nogi poniosły.
Kiedy się ubrałem przysiadłem na schodach i oparłem się łokciami o kolana. Patrzyłem przed siebie. Wreszcie czułem spokój... i pustkę. Cieszyłem się wolnością, bo Roberta pozwoliła mi zostać samemu willi, pod warunkiem, że będzie mnie przynajmniej raz na 2 dni sprawdzać. Normalny nastolatek pomyślałby: wolna chata, czas na imprezę! Ale nie... nie ja. Osobiście miewałem poczucie samotności. Było to logiczne, byłem przecież sam w wielkiej willi! Trochę brakowało mi towarzystwa...
Siedząc tak jeszcze przez dłuższą chwilę, doszedłem do wniosku, że nic sam nie zdziałam. Zszedłem na dół do kuchni i przygotowałem sobie szybkie śniadanie na wynos. Następnie ubrałem czarne sportowe szorty, białe Conversy i granatowy t-shirt. Z zapakowanym posiłkiem w ręce opuściłem willę i ruszyłem tam, gdzie mnie nogi poniosły.
~*~
Po drodze zbytnio nie rozglądałem się. Szedłem przed siebie bardziej zdecydowanym krokiem. Już wiedziałem, jaki będzie mój następny przystanek - dom Melody. W czasie przechadzki tak wpadłem na pomysł, by ją gdzieś wyciągnąć, chociaż wczoraj ona była u mnie. Zachowywała się dość dziwnie... hm... może ta ciekawość, co się stało miała wpływ na moją decyzję? Zresztą miałem też dla niej małą niespodziankę...
Po drodze kupiłem mleczną czekoladę, białą kopertę i ozdobną torebeczkę na prezenty z motywem walentynek. Nie byłem tym ostatnim wielce zachwycony, bo do Świętego Walentego ładnych kilka miesięcy, ale na moje jakże wspaniałe szczęście tylko z taką szatą graficzną sprzedawano owe torebki. Kiedy już wszystko kupiłem, przystanąłem na chodniku trochę z boku i zapakowałem wszystko tak, jak to sobie wymyśliłem. Następnie uradowany ruszyłem dalej.
Mijający mnie po drodze ludzie, a w szczególności młode dziewczyny oglądały się za mną. Dwie brunetki, najprawdopodobniej typowe psiapsióły ominąwszy mnie zaczęły mówić jedna do drugiej: "jego dziewczyna ma szczęście, takie to tylko pozazdrościć". Usłyszawszy te słowa obejrzałem się za dziewczynami i uśmiechnąłem się pod nosem. Nie wiedziały, co znajdowało się w torebce, mimo to wyczuły, że niosę to dla wyjątkowej osoby - mojej dziewczyny... Ło ho! Jak to brzmi! Nadal jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że teraz jestem w związku, że Tony Stark jest w końcu zajęty. Dlaczego w końcu? A dlatego, iż w końcu znalazłem odpowiednią dla siebie osobę. Po raz pierwszy poczułem, jak to jest kochać, aniżeli być kochanym przez dziewczyny.
Rozmyślając tak nad tym wszystkim w porę zorientowałem się, że jestem już na miejscu. Gdybym ocknął się chwilę później, musiałbym się wracać.
Stanąłem pod drzwiami wejściowymi. Ostatni raz zerknąłem do wnętrza torebeczki, czy aby na pewno wszystko mam. Upewniłem się też, że koperta się nie pogniotła. Zadowolony zadzwoniłem do drzwi dwa razy i czekałem, aż ktoś mi otworzy.
Po chwili moim oczom ukazała się znajoma mi kobieta. Jej twarz była bladsza i bardziej pomarszczona, niż parę tygodni temu, kiedy ostatni raz ją widziałem. Mimo wszystko starałem zachowywać się w porządku i kulturalnie się przywitałem.
- Dzień dobry Pani Grint.
- Oh witaj Tony. A ty zapewne do mojej córki?
- A jest? Mam dla niej... - zza pleców wyłoniłem torebeczkę.
- Oczywiście, siedzi w pokoju od samego rana. Może w końcu ją wygonisz na świeże powietrze. Taki piękny dziś dzień... - uśmiechnęła się lekko. Wiedziałem jednak, że owy uśmiech był wymuszony, a kobieta chciała odpocząć.
- Nie ma sprawy. - wszedłem do środka i od razu skierowałem się do pokoju dziewczyny. Zapukałem cicho, po czym otworzyłem drzwi. - Gotowa na randkę życia? - wyszczerzyłem zęby i rozchyliłem ręce.
- Tony!? Co ty tutaj robisz!? - rzuciła mi się na szyję. Najwyraźniej cieszyła się na mój widok. Czułem to.
- I co za randka? - szepnęła mi do ucha.
- Zobaczysz. Mam coś dla ciebie. - puściłem ją i podarowałem torebkę.
- A to co?
- Otwórz i się przekonaj.
Melody przysiadła na łóżku i sprawnie rozchyliła torebeczkę. Otwarła ją dość szybko.
- Koperta i czekolada? - zdziwiła się, wyciągając obie rzeczy i kładąc je na swoich kolanach.
- Niezwykła koperta. - przysiadłem obok niej, śledząc wzrokiem jej dalsze poczynania.
- Czy to... O Boże... To niemożliwe! TONY KOCHAM CIĘ! - rzuciła się mu na szyję i mocno ucałowała. - JADĘ NA KONCERT KATY PERRY! - wykrzyczała po chwili.
- Heh, zadowolona?
- I to jeszcze jak żartownisiu!
- No to się szykuj. To już jutro wieczorem.
- Na pewno będę gotowa. Dziękuję raz jeszcze... - przysunęła się do niego i musnęła jego usta.
- To mi się podoba. - zaśmiał się. - A teraz może się gdzieś przejdziemy?
- W zasadzie muszę kupić jakiś fajny strój na jutrzejszy dzień.
- Zakupy!? No proszę cię!
- Oj tylko raz... - pocałowała go ponownie, tym razem popychając go wcześniej, przez co chłopak opadł na łóżko a Melody znalazła się na nim.
- No dobra. Jak będziesz tak częściej robić, to będę się na wszystko zgadzał.
- A więc chodźmy! - migiem wstała i pociągnęła za sobą chłopaka. Szybko udali się do centrum handlowego.
Po drodze kupiłem mleczną czekoladę, białą kopertę i ozdobną torebeczkę na prezenty z motywem walentynek. Nie byłem tym ostatnim wielce zachwycony, bo do Świętego Walentego ładnych kilka miesięcy, ale na moje jakże wspaniałe szczęście tylko z taką szatą graficzną sprzedawano owe torebki. Kiedy już wszystko kupiłem, przystanąłem na chodniku trochę z boku i zapakowałem wszystko tak, jak to sobie wymyśliłem. Następnie uradowany ruszyłem dalej.
Mijający mnie po drodze ludzie, a w szczególności młode dziewczyny oglądały się za mną. Dwie brunetki, najprawdopodobniej typowe psiapsióły ominąwszy mnie zaczęły mówić jedna do drugiej: "jego dziewczyna ma szczęście, takie to tylko pozazdrościć". Usłyszawszy te słowa obejrzałem się za dziewczynami i uśmiechnąłem się pod nosem. Nie wiedziały, co znajdowało się w torebce, mimo to wyczuły, że niosę to dla wyjątkowej osoby - mojej dziewczyny... Ło ho! Jak to brzmi! Nadal jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że teraz jestem w związku, że Tony Stark jest w końcu zajęty. Dlaczego w końcu? A dlatego, iż w końcu znalazłem odpowiednią dla siebie osobę. Po raz pierwszy poczułem, jak to jest kochać, aniżeli być kochanym przez dziewczyny.
Rozmyślając tak nad tym wszystkim w porę zorientowałem się, że jestem już na miejscu. Gdybym ocknął się chwilę później, musiałbym się wracać.
Stanąłem pod drzwiami wejściowymi. Ostatni raz zerknąłem do wnętrza torebeczki, czy aby na pewno wszystko mam. Upewniłem się też, że koperta się nie pogniotła. Zadowolony zadzwoniłem do drzwi dwa razy i czekałem, aż ktoś mi otworzy.
Po chwili moim oczom ukazała się znajoma mi kobieta. Jej twarz była bladsza i bardziej pomarszczona, niż parę tygodni temu, kiedy ostatni raz ją widziałem. Mimo wszystko starałem zachowywać się w porządku i kulturalnie się przywitałem.
- Dzień dobry Pani Grint.
- Oh witaj Tony. A ty zapewne do mojej córki?
- A jest? Mam dla niej... - zza pleców wyłoniłem torebeczkę.
- Oczywiście, siedzi w pokoju od samego rana. Może w końcu ją wygonisz na świeże powietrze. Taki piękny dziś dzień... - uśmiechnęła się lekko. Wiedziałem jednak, że owy uśmiech był wymuszony, a kobieta chciała odpocząć.
- Nie ma sprawy. - wszedłem do środka i od razu skierowałem się do pokoju dziewczyny. Zapukałem cicho, po czym otworzyłem drzwi. - Gotowa na randkę życia? - wyszczerzyłem zęby i rozchyliłem ręce.
- Tony!? Co ty tutaj robisz!? - rzuciła mi się na szyję. Najwyraźniej cieszyła się na mój widok. Czułem to.
- I co za randka? - szepnęła mi do ucha.
- Zobaczysz. Mam coś dla ciebie. - puściłem ją i podarowałem torebkę.
- A to co?
- Otwórz i się przekonaj.
Melody przysiadła na łóżku i sprawnie rozchyliła torebeczkę. Otwarła ją dość szybko.
- Koperta i czekolada? - zdziwiła się, wyciągając obie rzeczy i kładąc je na swoich kolanach.
- Niezwykła koperta. - przysiadłem obok niej, śledząc wzrokiem jej dalsze poczynania.
- Czy to... O Boże... To niemożliwe! TONY KOCHAM CIĘ! - rzuciła się mu na szyję i mocno ucałowała. - JADĘ NA KONCERT KATY PERRY! - wykrzyczała po chwili.
- Heh, zadowolona?
- I to jeszcze jak żartownisiu!
- No to się szykuj. To już jutro wieczorem.
- Na pewno będę gotowa. Dziękuję raz jeszcze... - przysunęła się do niego i musnęła jego usta.
- To mi się podoba. - zaśmiał się. - A teraz może się gdzieś przejdziemy?
- W zasadzie muszę kupić jakiś fajny strój na jutrzejszy dzień.
- Zakupy!? No proszę cię!
- Oj tylko raz... - pocałowała go ponownie, tym razem popychając go wcześniej, przez co chłopak opadł na łóżko a Melody znalazła się na nim.
- No dobra. Jak będziesz tak częściej robić, to będę się na wszystko zgadzał.
- A więc chodźmy! - migiem wstała i pociągnęła za sobą chłopaka. Szybko udali się do centrum handlowego.
~*~
- Żałuję, że się zgodziłem. - wyszeptał sam sobie Tony widząc swoją dziewczynę wpadającą do kolejnych sklepów. Miała szukać tylko jednej bluzki... Tymczasem wyszła już z dwiema torbami.
- Naprawdę, ile już tego kupiłaś?
- Oj tam, cicho bądź!
- A chociaż masz tę bluzkę?
- Jeszcze nie.
- To co ty tam kupowałaś!?
- A takie drobiazgi.
- Serio? I zajęło ci to dwie torby!? - skrzyżował ręce na torsie z niezadowolenia.
- Już kończę misiu. - zaśmiała się i weszła do kolejnego sklepu.
Po 15 minutach...
- Koniec! - krzyknęła wychodząc z kolejną reklamówką.
- No to masz już tę bluzkę na koncert, czy się nie doczekamy?
- Mam! Chodźmy do przymierzalni, ocenisz mój wybór. - złapawszy jego rękę pociągnęła go za sobą.
~*~
- Długo jeszcze?... - Tony z nudów stąpał z nogi na nogę.
- Już... i jak?
- Szczerze? Mogłaś wybrać lepszą.
- Dzięki. - skrzyżowała ręce.
- No co? Chciałaś szczerej opinii... Eh kobiety...
- W takim razie nie mam nic innego!
- A te pozostałe torby? - wskazał palcami.
- W tych rzeczach nie pójdę. Nie nadają się. - posmutniała i przysiadła na stojącym w przymierzalni stołku.
- Oj no dobra... kupię ci jakąś imprezową kieckę. Może być?
- Nie musisz...
- Ale chcę.
- Robisz to tylko, by mieć spokój.
- I też dlatego, byś mogła się pokazać przy... a nieważne.
- Tony..?
- Nie nic, nie słuchaj mnie. Za dużo gadam. O patrz, tam jest jakaś ładna! - natychmiast podbiegł do manekina. - Przymierz!
~*~
Zbliżała się godzina 19.00. Stark i Grint byli już pod stadionem piłkarskim, gdzie miał odbyć się koncert. Młody dziedzic firmy przekazał bilety dziewczynie i zniknął gdzieś w tłumie, pozostawiając ją samej sobie. Mądra szesnastolatka natychmiast pognała zająć miejsca, wcześniej zatrzymując się przy kołowrotkach i ochroniarzach, którzy dokładnie przeszukali "ją całą" i jej torebkę. Następnie zasiadła na swoim miejscu. Licząc długość od sceny do ostatnich miejsc, siedziała gdzieś w połowie. Z niecierpliwością wyczekiwała chłopaka, jednocześnie będąc szczęśliwa i pod wielkim wrażeniem.
- Już jestem! - usłyszała głos za swoimi plecami i odwróciła się.
- Gdzieś ty był? - wodziła wzrokiem za Starkiem.
- Miałem eee... mały problem z dostaniem się tutaj.
- No nie dziwię się. Oddałeś mi swój bilet, jak cię przepuścili. Nie mów tylko, że łapówka.
- Nic z tych rzeczy. A jak się czujesz?
- Trochę dziwnie... nadal nie mogę uwierzyć, że tu jestem!
- I to chciałem usłyszeć. - uśmiechnął się i złożył Melody delikatnego całusa na prawym policzku.
Po godzinie...
Cały stadion zamarł. Zrobiło się momentalnie cicho, było widać tylko błyskające się światła u osób robiących zdjęcia. Ten efekt na tak dużym obiekcie wyglądał rewelacyjnie. Tylko dlaczego nikt nie skandował "Katy Perry"? Dlaczego było tak cicho, jak w grobie?
I nagle rozbrzmiał ten głos... Zanim wynurzyła się z wielkiego trójkąta, który rozkładał się (dosłownie!) dało się usłyszeć jej magiczny głos: "Witajcie".
Publiczność zaczęła piszczeć i wykrzykiwać jej pseudonim artystyczny, ja sama to robiłam, chociaż mało co nie ogłuchłam i ochrypłam.
I nagle... Trójkąt otworzył się. Wyłoniła się ONA! W całości! Z kitą pełną maleńkich zaplecionych warkoczyków oraz świecącym strojem! Przywitała się raz jeszcze i zaczęła koncert piosenką "Teenage Dream".
- Naprawdę, ile już tego kupiłaś?
- Oj tam, cicho bądź!
- A chociaż masz tę bluzkę?
- Jeszcze nie.
- To co ty tam kupowałaś!?
- A takie drobiazgi.
- Serio? I zajęło ci to dwie torby!? - skrzyżował ręce na torsie z niezadowolenia.
- Już kończę misiu. - zaśmiała się i weszła do kolejnego sklepu.
Po 15 minutach...
- Koniec! - krzyknęła wychodząc z kolejną reklamówką.
- No to masz już tę bluzkę na koncert, czy się nie doczekamy?
- Mam! Chodźmy do przymierzalni, ocenisz mój wybór. - złapawszy jego rękę pociągnęła go za sobą.
~*~
- Długo jeszcze?... - Tony z nudów stąpał z nogi na nogę.
- Już... i jak?
- Szczerze? Mogłaś wybrać lepszą.
- Dzięki. - skrzyżowała ręce.
- No co? Chciałaś szczerej opinii... Eh kobiety...
- W takim razie nie mam nic innego!
- A te pozostałe torby? - wskazał palcami.
- W tych rzeczach nie pójdę. Nie nadają się. - posmutniała i przysiadła na stojącym w przymierzalni stołku.
- Oj no dobra... kupię ci jakąś imprezową kieckę. Może być?
- Nie musisz...
- Ale chcę.
- Robisz to tylko, by mieć spokój.
- I też dlatego, byś mogła się pokazać przy... a nieważne.
- Tony..?
- Nie nic, nie słuchaj mnie. Za dużo gadam. O patrz, tam jest jakaś ładna! - natychmiast podbiegł do manekina. - Przymierz!
~*~
Zbliżała się godzina 19.00. Stark i Grint byli już pod stadionem piłkarskim, gdzie miał odbyć się koncert. Młody dziedzic firmy przekazał bilety dziewczynie i zniknął gdzieś w tłumie, pozostawiając ją samej sobie. Mądra szesnastolatka natychmiast pognała zająć miejsca, wcześniej zatrzymując się przy kołowrotkach i ochroniarzach, którzy dokładnie przeszukali "ją całą" i jej torebkę. Następnie zasiadła na swoim miejscu. Licząc długość od sceny do ostatnich miejsc, siedziała gdzieś w połowie. Z niecierpliwością wyczekiwała chłopaka, jednocześnie będąc szczęśliwa i pod wielkim wrażeniem.
- Już jestem! - usłyszała głos za swoimi plecami i odwróciła się.
- Gdzieś ty był? - wodziła wzrokiem za Starkiem.
- Miałem eee... mały problem z dostaniem się tutaj.
- No nie dziwię się. Oddałeś mi swój bilet, jak cię przepuścili. Nie mów tylko, że łapówka.
- Nic z tych rzeczy. A jak się czujesz?
- Trochę dziwnie... nadal nie mogę uwierzyć, że tu jestem!
- I to chciałem usłyszeć. - uśmiechnął się i złożył Melody delikatnego całusa na prawym policzku.
Po godzinie...
Cały stadion zamarł. Zrobiło się momentalnie cicho, było widać tylko błyskające się światła u osób robiących zdjęcia. Ten efekt na tak dużym obiekcie wyglądał rewelacyjnie. Tylko dlaczego nikt nie skandował "Katy Perry"? Dlaczego było tak cicho, jak w grobie?
I nagle rozbrzmiał ten głos... Zanim wynurzyła się z wielkiego trójkąta, który rozkładał się (dosłownie!) dało się usłyszeć jej magiczny głos: "Witajcie".
Publiczność zaczęła piszczeć i wykrzykiwać jej pseudonim artystyczny, ja sama to robiłam, chociaż mało co nie ogłuchłam i ochrypłam.
I nagle... Trójkąt otworzył się. Wyłoniła się ONA! W całości! Z kitą pełną maleńkich zaplecionych warkoczyków oraz świecącym strojem! Przywitała się raz jeszcze i zaczęła koncert piosenką "Teenage Dream".
~*~
Nagle tłum uciszył się. Reflektor skierowano na widownię i zatrzymano... na mnie. W telebimach pokazano ujęcie mojej osoby.
- Tony co się dzieje? - Zdążyłam wyszeptać, a fani siedzący najbliżej mnie wpatrywali się we mnie jak w obrazek.
- Niespodzianka. - uśmiechnął się i złapał za rękę.
Szliśmy schodami w dół, potem skręciliśmy w lewo. Moim oczom ukazała się wielka tabliczka "VIP". Tony objął mnie jedną ręką i zaprowadził na zaplecze.
- Pan Stark! - wykrzyczał ochroniarz. - Tędy proszę. - wskazał ręką i uśmiechnął się.
- Skąd oni cię znają? - spytałam nieco zestresowana.
- A no wiesz... Jestem w końcu Tony Stark.
Nagle znaleźliśmy się pod różowymi drzwiami.
Po chwili...
Wyłoniła się z nich postać. Kobieta w różowej peruce i szlafroku tego samego koloru.
- KATY PERRY!? - Wrzasnęłam i zasłoniłam dłońmi usta.
- Surprise! - zaśmiał się.
- O mój Boże! Mogę ją przytulić? - spytałam, nie odrywając oczu od mojej idolki.
- Oczywiście. - odpowiedziała mi i odchyliła ręce na boki.
Natychmiast się na nią "rzuciłam". Przytuliłam ją do siebie jak najmocniej potrafiłam.
- Może usiądziemy? - zaproponowała i złapawszy mnie za prawą dłoń pociągnęła i usadziła na kanapie. Również różowej... Czy tu wszystko musi być różowe? - spytałam cicho, ale to chyba usłyszała...
- Sceneria do California Gurls. Nawet tutaj. - za kulisami. - odparła.
Potem rozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Chciałam, by ten moment trwał wiecznie, ale fani czekali. Katy musiała kontynuować koncert... Pożegnałam się z nią, zrobiłam pamiątkowe zdjęcie i wzięłam autograf. Wróciłam na trybuny.
- Tony co się dzieje? - Zdążyłam wyszeptać, a fani siedzący najbliżej mnie wpatrywali się we mnie jak w obrazek.
- Niespodzianka. - uśmiechnął się i złapał za rękę.
Szliśmy schodami w dół, potem skręciliśmy w lewo. Moim oczom ukazała się wielka tabliczka "VIP". Tony objął mnie jedną ręką i zaprowadził na zaplecze.
- Pan Stark! - wykrzyczał ochroniarz. - Tędy proszę. - wskazał ręką i uśmiechnął się.
- Skąd oni cię znają? - spytałam nieco zestresowana.
- A no wiesz... Jestem w końcu Tony Stark.
Nagle znaleźliśmy się pod różowymi drzwiami.
Po chwili...
Wyłoniła się z nich postać. Kobieta w różowej peruce i szlafroku tego samego koloru.
- KATY PERRY!? - Wrzasnęłam i zasłoniłam dłońmi usta.
- Surprise! - zaśmiał się.
- O mój Boże! Mogę ją przytulić? - spytałam, nie odrywając oczu od mojej idolki.
- Oczywiście. - odpowiedziała mi i odchyliła ręce na boki.
Natychmiast się na nią "rzuciłam". Przytuliłam ją do siebie jak najmocniej potrafiłam.
- Może usiądziemy? - zaproponowała i złapawszy mnie za prawą dłoń pociągnęła i usadziła na kanapie. Również różowej... Czy tu wszystko musi być różowe? - spytałam cicho, ale to chyba usłyszała...
- Sceneria do California Gurls. Nawet tutaj. - za kulisami. - odparła.
Potem rozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Chciałam, by ten moment trwał wiecznie, ale fani czekali. Katy musiała kontynuować koncert... Pożegnałam się z nią, zrobiłam pamiątkowe zdjęcie i wzięłam autograf. Wróciłam na trybuny.
~*~
Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy. Odblokowałam telefon i sprawdziłam godzinę. Dochodziła 10.00 rano. Zerwałam się z łóżka i zajrzałam do torebki wiszącej na oparciu mojego obrotowego krzesła. Przeszukałam ją dokładnie. "Nie ma!" - wrzasnęłam i złapałam się za głowę. Usiadłam na łóżku. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to był tylko sen. Za to jaki fantastyczny...
Co? To wszystko to był tylko jej sen? Szok. Po prostu szok. Miej dobre wyjaśnienie, czemu tak to rozegrałaś :D Zniszczyłaś cały urok. Buuu ! (giwzd)No nic. Czekam na nn a tak to wpadnij do mnie, Zaczęła się miniseria, która kończy pierwszy sezon i żywot Maner,
OdpowiedzUsuńunprotected-colia.blogpsot.com
Ooo serio to tylko sen? A był taki piękny! No,ale chyba tylko od momentu kiedy Stark się u niej zjawił? To co on robił było na serio?...No nic,notka i tak fajna,zaskakująca:-* czekam na więcej<3
OdpowiedzUsuńhttp://unprotected-colia.blogspot.com/2014/10/ostatnia-szansa-lucii-czas-na-zmiany.html
OdpowiedzUsuńLucia jest gotowa na ostateczne kroki, by tylko pozbyć sie wiedźmy. Czy May, Carol i Claire dadzą radę w walce ze wspólnym wrogiem?
O jaaaaa to tylko sen.. Rozczarowalem się... Było tak pięknie!
OdpowiedzUsuńTo tylko sen?! :( kiedy nocia Nowa!?!
OdpowiedzUsuńU mnie nowa notka:-P
OdpowiedzUsuńhttp://unprotected-colia.blogspot.com/2014/10/ostatnia-szansa-carol-bya-matka-ale.html
OdpowiedzUsuńColia wie, jak zalatwić Maner raz na zawsze. Za krzywdy, które im wyrządziła i za skazanie Carol na śmierć.
http://unprotected-colia.blogspot.com/2014/10/ostatnia-szansa-may-nie-jestes-sama.html
OdpowiedzUsuńW każdej sytuacji potrzebna jest osoba, która nie tylko pomoże, ale i zrozumie.
Odnaleziono teczke. Co w niej sie znajduje? Jak jutro potoczy sie egzekucja Maner? Oj FINAŁ juz jutro. Ciekawi?
OdpowiedzUsuńhttp://unprotected-colia.blogspot.com/2014/10/ostatnia-szansa-andre-sekret-teczki.html