środa, 24 września 2014

Rozdział 19

Zacząłem kolejno wyciągać z niej różne rzeczy: fotografie, koperty oraz łańcuszki. Przyglądałem się każdemu przedmiotowi z osobna, z wielką uwagą i skupieniem zarazem. Po obejrzeniu wszystkiego, raz jeszcze wziąłem do ręki kopertę, tym razem powoli wysunąłem z niej kartkę i przeczytałem treść.

To były listy mojej matki, do mojego ojca...

Przewertowałem je wszystkie. Treść każdego z listów była podobna, jakby... chwila!...

Sięgnąłem po ostatnią kopertę, która leżała całkiem z boku. Kartka była innego koloru, niż wszystkie pozostałe. Dziwne...

Wcześniejsze treści listów niosły ze sobą głównie słowa: "Tęsknię za Tobą", "Kocham Cię"... jakby od dłuższego czasu się nie widzieli. Zanim przeczytałem ostatni list, wziąłem głęboki oddech i pomyślałem: - "Raz kozie śmierć".

7.10.1997

Drogi Howardzie!

Od dłuższego czasu nie odpisujesz na moje listy, nie odzywasz się, nie dajesz żadnych znaków życia. Czy wszystko w porządku? Wiem, że nasze relacje mogą nie być najlepsze, ale ja się martwię. Jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób w życiu, jedną, bo teraz...

Piszę ten list głównie dlatego, że musisz o czymś wiedzieć. Jestem w ciąży. Dowiedziałam się o tym kilka dni temu. Mam nadzieję, że ze względu na sytuację dasz jakiś znak. Nie chcę zostać samotną matką i wychowywać dziecko bez ojca. Proszę odpisz na mój list, bym wiedziała, co dalej.

Maria.


- O co tu chodzi? - myślałem na głos. Nie mieściło mi się w głowie, że mój ojciec ignorował moją matkę. Ale co dalej? Wreszcie sobie wybaczyli to, na co się tak pogniewali? O ile w ogóle wydarzyło się coś takiego... Niezwykle trudno mi było zrozumieć ten list. Niby treść była prosta, jednak skrywała wiele niewyjaśnionych wątków. Mam nadzieję, że wkrótce dowiem się więcej...

Zrezygnowany posprzątałem wszystkie porozwalane rzeczy, poukładałem w szafkach oraz szafie, by po powrocie ojca nie miał on podejrzeń. Kiedy już kończyłem, rozejrzałem się wokół siebie, czy nic więcej nie zostało. Wtedy u mojej prawej nogi dostrzegłem niewielką fotografię. Była ona trochę wyblakła i tylko pod dobrym oświetleniem udało się rozszyfrować twarze. Widniały na nich dwie sylwetki: kobiety i mężczyzny. Rozpoznałem swoja matkę, ale tego obok...

Postanowiłem, iż to zdjęcie zatrzymam ze sobą. Nic się przecież takiego nie stanie...

Po chwili wziąłem do ręki telefon i zadzwoniłem do Melody. Zaprosiłem ją do siebie.

~*~


Dziewczyna zjawiła się dość szybko. Na dworze lało, więc była trochę przemoczona. Tony natychmiast wpuścił ją do willi i zrobił gorącą czekoladę na rozgrzewkę.

- Ściągnij z siebie przemoczone rzeczy, wysuszę je. - zaproponował.
- Żartujesz!? Nie będę świecić przy tobie w bieliźnie!
- Jak wolisz. - wzruszył ramionami.
- Pod warunkiem, że nie będziesz patrzył! - zagroziła palcem, chociaż tak naprawdę żartowała.
- Nawet nie mam na co. - wybuchnął śmiechem, ale dziewczyna najwyraźniej nie była tym uradowana. Natychmiast minęła chłopaka i pognała do łazienki.

5 minut później...

- Ej, no chyba się nie gniewasz? - pukał ciągle. Nie otrzymał odpowiedzi.
- Melody, no to było na żarty!

Dziewczyna otworzyła drzwi i wyszła na korytarz w bieliźnie, owinięta ręcznikiem. Rzuciła mokre ubrania pod nogi chłopaka.

- Zrób z tym porządek. - rzuciła tylko w jego stronę i zeszła na dół.

Tony podniósł ciuchy i rozłożył je starannie na grzejniku w swoim pokoju, następnie udał się za Melody.

- Złościsz się? - spytał, zasiadając obok szatynki na kanapie. - To był tylko żart.

Bez odpowiedzi.

- Mówię do ciebie... Eh!

Zbliżył się do niej i delikatnie ją pocałował. - A teraz?

- Przecież się nie złościłam. - uśmiechnęła się łobuzersko.
- A więc chciałaś wymusić na mnie, żebym cie cmoknął!
- Może... - zachichotała.
- Osz ty! - brunet "rzucił się" na dziewczynę. Złapał ja w pasie i począł łaskotać.
- Hahahaha, przestań! - z każdą chwilą Melody śmiała się co raz bardziej. W końcu popłakała się ze śmiechu.
- Nie ma mowy! Tym razem ci nie odpuszczę! - krzyknął śmiesznym głosem, coś na wzór głosu Czesia z Władcy móch.

W końcu Melody jakimś cudem wylądowała na Starku. Ze śmiechu jednak nie mogła wstać. Położyła głowę na jego torsie i próbowała już zaprzestać się śmiać. Kiedy się nieco uspokoiła, podniosła się i spojrzała w niebieskie tęczówki Tony'ego. Palcami prawej ręki przejechała kilkakrotnie po jego czarnych włosach. Dziedzic Stark International natomiast delikatnie gładził jej plecy, a swój wzrok skupił na bladej twarzyczce.

- Może włączę jakiś film?
- Zależy jaki.
- Komedia, horror, romans... do woli.
- Hm... A może nic nie będziemy oglądać?
- Masz coś innego na myśli?
- Zamówimy pizzę i po prostu spędzimy ze sobą trochę czasu. Bez filmów i takich tam...
- To może przy muzyce?

Tony natychmiast podniósł się, przez co dziewczyna zsunęła się z jego torsu i opadła tuż obok na kanapie. Podszedł do stojącej pod oknem wierzy stereo i włączył pierwszą lepszą piosenkę. Akurat padło na zespół lfo i Every Other Time.

- Zatańczysz? - spytał wyciągnąwszy rękę.
- Zwariowałeś!? Jestem nieubrana!
- Nie szkodzi.

Tony podszedł bliżej i chwyciwszy dziewczynę za dłoń przyciągnął ja do siebie. Melody z trudem przytrzymała ręcznik, by jej nie spadł.

Młody Stark objął ją w pasie, a wcześniej założył jej ręce na swojej szyi.

- Zgłupiałeś już do reszty?
- Może...
- Tak czy nie?
- Może...

Powoli z nogi na nogę poczęli się kołysać. Nie robili tego w rytm muzyki, w żadnym wypadku! Mieli swoje określone tempo, które w międzyczasie narzucali. Piosenka była tylko tłem, dla wyluzowania. Była zupełnie niepotrzebna. W końcu dziewczyna odczuła, jak wiele znaczy dla Starka. Jak potrafi się dla niej zbłaźnić, zirytować ją, a potem... złożyć kilka swoich pocałunków na jej ustach. A jakże jakich pocałunków...

- Ostatni raz tańczyliśmy tak na balu...
- Yhym.
- Wtedy nie byliśmy razem, dopiero co zaczynaliśmy.
- No wła... - Tony zesztywniał i puścił dziewczynę.
- Coś nie tak?
- Zapomniałem!
- Ale czego?
- Wtedy, na balu, a nawet po nim nie zapytałem ciebie o najważniejszą rzecz!

Melody zdziwiła się nieco. A więc jest coś, o co Stark musi ją spytać!

- Nie zapytałem, czy zechciałabyś... - złapał ją za dłonie. - Zostać moją dziewczyną?

Melody z początku lekko odchyliła usta i nie mogła nic powiedzieć, dopiero po chwili wykrztusiła z siebie:

- Ale my jesteśmy razem! Zachowujemy się tak, całujemy się. Jak para! To chyba oczywiste!
- Wiem, ale ja wolałem tak bardziej oficjalnie. - uśmiechnął się.
- I za to cię tak kocham. - cmoknęła go w policzek.

Piosenka skończyła się.

- Może teraz jakąś inną?
- Hm... Może Katy Perry?
- Naprawdę?
- A czemu nie? To moja ulubiona wokalistka.
- Serio?
- No co!?
- Nic.
- Błagam, nie drocz się ze mną.
- To jaki tytuł?
- Niech będzie Unconditionally.
- No już pewnie.
- Jakiś problem?
- Nie. Już włączam.

Tony przygotował się do kolejnego tańca z dziewczyną, ale ona nie była jakoś chętna.

- Coś nie tak? - spytał podchodząc do szatynki, która nerwowo spoglądała przez okno.
- Nie... - odparła niepewnie.
- Na pewno? Przecież widzę.
- Nie. - teraz odpowiedziała zdecydowanie.
- W takim razie tańczymy dalej?
- Wiesz co, może lepiej... - chwyciła za telefon. - Zadzwoń po Rhodey'ego i Pepper. Ja już muszę iść. Oni dotrzymają ci towarzystwa.
- Może najpierw cię odprowadzę.
- Nie! - wrzasnęła.
- Co się dzieje?
- Nic. Po prostu jestem zmęczona. Pójdę się ubrać. Gdzie zostawić ręcznik?
- W łazience na wieszaku.
- Dzięki.

~*~

Tymczasem Duch znajdował się na dachu przeciwnego budynku. Stamtąd obserwował jak zwykle Melody. Po chwili ujrzał, jak opuszcza willę Starków dość szybkim krokiem. Zdziwił się na taką reakcję. Postanowił jednak nie myśleć o szczegółach i pognał za dziewczyną. Pozostał niezauważony.

~*~

Tony nie zadzwonił do przyjaciół. Próbował poukładać sobie w myślach całą sytuację, która miała miejsce chwilę temu. - Dlaczego Melody się tak zachowywała? Coś musiało się stać! Z willi, mało co brakowało, a by wybiegła.

Poszedłem do kuchni, by tam przy posiłku móc spokojnie pomyśleć. Wchodząc do pomieszczenia natknąłem się na kalendarz. Przyjrzałem się dokładnie zaznaczonej dacie. "4 lipca 2014". - pomyślałem. Moje urodziny... To już za 3 dni. Jak to szybko zleciało. Będę mieć 17 lat, a za rok przejmę firmę. Stanę się pełnoletni i wreszcie będę robić to, na co mi nie pozwalano. Ale najpierw...

~*~

- Masz coś dla mnie Duchu? - spytał zachrypniętym głosem Obadiah. Stał tyłem do zjawy.
- Właśnie wkraczamy w kolejną fazę naszego planu. Za maksymalnie 3 dni powinno być po wszystkim.
- Świetnie, dobra robota.
- A teraz kasa.

Stane odwrócił się i podszedł bliżej do osobnika.

- Przeleje ją na twoje konto, zgodnie z umową. - odrzekł i zasiadł za biurkiem.

Duch tylko uśmiechnął się pod nosem i zniknął. Wreszcie otrzymał część swojego majątku.




Przypominam o głosowaniu na rozdziały tutaj: http://iron-man-aa.blogspot.com/2014/09/blog-post.html



poniedziałek, 22 września 2014

!

Rozdział wstawię jutro, póki co mam dla Was małe zadanie. Co chcielibyście ujrzeć w kolejnych rozdziałach? Ponumerujcie kolejno, co ma się pojawić. Proponuję numer 1 wstawić gdzieś w środku lub na końcu, by móc Was do tego lepiej przygotować.

1. od razu przejść do wielkiego BUM (czytaj: akcji), gdzie będzie Iron Man (zastanów się, czy aby nie za szybko???)
2.dodać rozdział pt. "Koncert", który jest przerywnikiem i jeszcze podtrzymujący Was w niecierpliwości na przeczytanie czegoś wielkiego
3. kontynuować podróż Howarda do Chin
4. dodać więcej wątków miłosnych naszej pary
5. wstawić rozdział z walką Iron Mana
6. powoli wprowadzać Was w wątek pewnej niespodziewanej podróży...
7. Dalsze nękanie Melody przez Ducha

Do roboty Czytelnicy! :)

piątek, 19 września 2014

Rozdział 18

Jeden z krótszych rozdziałów, ponieważ opowiada tutaj Howard. Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba, bo jest on wprowadzeniem do pewnej historii...



"Odkryć tajemnicę cz II: Wyjazd"




Pekin, Chiny...


 *Z punktu widzenia Howarda*


Zaraz po przyjeździe wysłałem Tony'emu wiadomość, że doleciałem i jestem cały. Następnie taksówką udałem się do hotelu, który położony był w centralnej części miasta. 

Muszę przyznać, że jadąc z tyłu, na miejscu pasażera byłem zdumiony widokiem, który dokładnie śledziłem przez szybę. Setki tysięcy ludzi, których minąłem po drodze niemal zderzali się na chodnikach, nie mając jak przejść. Widokiem zatłoczonych ulic nieco się zraziłem, chociaż wiedziałem, że nie przyjechałem tutaj na wakacje.

W końcu dojechałem na miejsce. Kiedy tylko stanąłem na chodniku z podróżną walizką u nóg i naramienną torbą mój wzrok spotkał się z wysokim na kilkadziesiąt pięter budynkiem. Był cały oszklony. Mniej więcej w połowie dostrzegłem ogromny napis "Hotel Aisa".

Tak... znałem tę siedzibę. W internecie mieli o niej masę informacji. Ponoć był to najpopularniejszy hotel w całych Chinach! Nic dziwnego, że wybudowali go akurat w Pekinie. Nieco podekscytowany wysunąłem rączkę z walizki i ciągnąc ją za sobą wszedłem do środka.

Zaraz po wejściu miło powitała mnie ochrona (chyba po raz pierwszy!). Podprowadzili mnie do recepcji, gdzie zameldowałem się na 24 piętrze. Chciałem mieć lepsze widoki z góry, ale wszystkie pokoje i apartamenty były już zajęte.

 Z odczuciem pełnej swobody wsiadłem do windy i pojechałem nią na owe piętro.

Kiedy wszedłem do pokoju, od razu w oczy rzucił mi się widok wielkich okien, przysłoniętych zielonymi, długimi firanami, które swoim kolorem odwzorowały odcień farby na ścianach.
Ogółem pomieszczenie nie należało do dużych, ale skoro byłem sam... Po co mi większe?

Zostawiłem walizkę i torbę zaraz przy wejściu. Ściągnąłem buty i położyłem je na specjalnej półce przeznaczonej na obuwie. Wszedłem głębiej do pomieszczenia. Na wprost głównego wejścia dostrzegłem oszklone drzwiczki balkonowe. Po prawej stronie, mniej więcej w połowie pokoju znajdowały się białe drzwi, prowadzące do niewielkiej łazienki. Również po prawej stronie lecz nieco dalej ustawiony był stolik z dwoma drewnianymi krzesłami i zielonym obrusem Na przeciwko stało pojedyncze łóżko, między dwiema nocnymi szafkami w kolorze ciemnego dębu.
Nieco zmęczony nie mogłem się powstrzymać i dosłownie opadłem na łóżko. Było ono... wodne!?
Nie powiem, że najwygodniejsze, mimo tak wielu pozytywnych komentarzy na jego temat. Mimo to przymknąłem oko na wygodę i "utopiłem" się w turkusowej pościeli. Oddychając czułem zapach świeżości, co dobrze świadczyło o pokojówkach tego hotelu.

W międzyczasie zadzwoniłem do Roberty, którą zapomniałem poinformować o tym, by miała oko na mojego syna. Mimo wszystko bałem się o niego. Mógł sobie zrobić krzywdę, nie mogłem pozostawić go bez opieki. Na szczęście moja "ukochana" (tu: w znaczeniu przyjaciółka) chętnie zgodziła się nim zająć. Pozwoliła również, aby tymczasowo u nich zamieszkał. Ufff... odetchnąłem z ulgą, tym bardziej, iż Roberta miała teraz bardzo dużo spraw na głowie.

~*~

Późnym wieczorem wyszedłem na balkon, trzymając w prawej ręce kubek z gorącą herbatą. Popijałem ją powoli, biorąc małe łyki, co jakiś czas dmuchając dla ochłodzenia cieczy. Widok jaki zastałem przeszedł moje oczekiwania. Niestety negatywnie. Jedyne co mogłem dostrzec, to mały ryneczek, a w zasadzie bazar z pamiątkami. -"A lecąc tutaj wyobrażałem sobie niezwykłe widoki. Głupi ja" - pomyślałem i przysiadłem na małej ławeczce, stojącej w kącie. Wpatrywałem się przed siebie, tym razem zastanawiając się nad tym, jak będzie wyglądał kolejny dzień.Po chwili dumania, uświadomiłem sobie, że nie zabrałem ze sobą swojego dziennika badawczego. Byłem tym faktem nieco poddenerwowany, ponieważ gdziekolwiek bym nie pojechał, nigdy się z nim nie rozstawałem. Miałem tam wszystko, co potrzeba, czyli w skrócie opisy moich wycieczek i moje odkrycia. Szczególnie te, o pierścieniach Makluan...

No właśnie, czym one są?

~*~

Następnego dnia wybrałem się do miejskiej biblioteki. Trochę to dziwnie brzmi, bo Pekin jest ogromny... W każdym razie ta składnia wiedzy kryła wiele, wiele tajemnic.
Zasiadłem wygodnie przy biurku i otworzyłem pierwszą księgę. Po jej szybkim przeczytaniu stwierdziłem, iż nic nowego, co już wiem więcej się nie dowiem. I miałem rację. Odłożyłem ją, po czym zabrałem się za następną. A w tej kolejnej...

Zaciekawiło mnie jedno zdanie: A ich pierwotnym właścicielem był Mandaryn. No proszę... Po raz kolejny widzę to słowo. Doczytując dalszy ciąg treści dowiedziałem się, że pierścienie początkowo znajdowały się w Chinach! A więc mój wyjazd nie był na marne!

Jeszcze tego samego dnia, jednak już późnym popołudniem zabrałem się za rysowanie mapy. Przygotowywałem się na jutrzejsza wielką wyprawę, w której miałem być zdany tylko na siebie. Zmuszony byłem odwiedzić pierwszą Świątynię Makluan...

Nie powiem. Miałem mały stres, napięcie trzymało mnie cały czas, przez co czasami zachowywałem się niespokojnie. Po narysowaniu mapy, wziąłem szybki prysznic i zjechałem winda na dół do jadalni. Tam wszyscy goście hotelowi zajadali się najlepszymi posiłkami w Chinach.

Ja zamówiłem sławne sushi, z myślą, iż będzie naprawdę dobre, ale niestety po raz kolejny się przeliczyłem. Dało się zjeść, ale nie z takim smakiem, jak się zapowiadało. 

Po powrocie do pokoju dosłownie walnąłem się na łóżko i szybko zasnąłem. Nie miałem ochoty przebierać się w piżamę. Postąpiłem dosłownie identycznie, jak mój Tony. No właśnie, a cóż to mój syn teraz wyrabia?

~*~

 *Tony*

- Wreszcie znalazłem! - wykrzyczałem na cała willę, unosząc w lewej ręce znaleziony klucz. Byłem z siebie dumny, jak nigdy. Spojrzałem na zegarek i doznałem szoku. Siedziałem w pokoju mojego taty, wertując jego rzeczy przez niemal 7 godzin! Nawet nie odczułem, jak szybko ten czas zleciał. Nieco głodny zszedłem do kuchni. 

Zrobiłem sobie kanapkę z szynką, musztardą, majonezem i ketchupem.Uwielbiałem taką mieszankę. Zabrałem załadowany talerz ze sobą, ówcześnie nalewając do szklanki gazowaną wodę o smaku pomarańczowym i cały posiłek zabrałem ze sobą z powrotem do sypialni ojca. 

Położyłem naczynie z kanapką na podłodze, przy łóżku. Kubek odstawiłem na nocną szafkę. Nagle dopadły mnie dziwne dreszcze, zupełnie takie same, kiedy rosło napięcie i odczuwałem strach. Zbliżyłem się powoli do szafki i włożywszy klucz w dziurkę, przekręciłem go kilkakrotnie w prawo.

Drzwiczki same się otworzyły. Wyciągnąłem ze środka małą, czarną szkatułkę. Otworzyłem ją i...



Ten rozdział miał być trochę nudny i niewiele wnosić. Jest to taki dość luźny rozdział, w następnym dzieje się więcej, a w jeszcze następnym jeszcze więcej. Kolejny rozdział jutro LUB w niedzielę.

PS: Zgodnie z niedawna umową, wstawię również zdjęcia z meczu. :)


środa, 17 września 2014

Kilka informacji...

Ostatecznie powracam z blogiem. Myślałam, że zawieszenie potrwa dłużej, ale jakoś udało mi się uporządkować sprawy, a przede wszystkim odzyskać internet. Miałam remont, potem niedaleko mojego domu uderzył piorun i poszło po kablach, aż się spaliło :D

Od razu mam dla Was informację, która na pewno Wam się przyda. Następny rozdział (18) pojawi się w weekend, najpóźniej w sobotę, bo w niedzielę jadę na mecz :P Fakt, na 19.00, ale co tam :)

Przy okazji, pracuję nad moim (jak dla mnie) najulubieńszym rozdziałem, który wprowadzi trochę zamieszania i... niespodziewanej akcji? To jest jednak rozdział odległy (coś w okolicach rozdziału: 27-28, może dalej).

Od dzisiaj również nadrabiam blogi, które dotychczas odwiedzałam codziennie lub bardzo często, a od tygodnia (może troche wiecej) tam nie byłam.

W szczególności przepraszam Annę Katari. Kochana, powoli nadrobię Twoje nn i dodam do każdej komentarz, trochę cierpliwości.


Co do postów, które dodał Łukasz....

Jestem zawiedziona i wściekła. Nawalił totalnie, przez co nie tylko na tym blogu (!) pojawiły się komentarze, iż ktoś juz tego blog anie będzie czytał itd.
Nie po to pisałam rozdziały, by przez jakiegoś idiotę z dnia na dzień stracić wiernych czytelników, komentujących szczerze (u niektórych z przymrużeniem oka) ;)

Łukasza już tu nie będzie, bynajmniej dopóki przestanę się na niego o jego zachowanie wkurzać.

Proszę również o kulturalne komentarze, inaczej będę zmuszona je moderować przed publikacją, a tego nie chcę. Nie cierpię tego. Tu głównie zwracam się do Panfuńka2 i jego "wypier****" pod usuniętą notką, ale tyczy się to też innych czytelników. Kultura musi być! :)

No i ten no.... BĘDZIE NOTKA +18!!!!

Oj tak, już ją piszę... ;) Ale pojawi się w tym poście, o którym wspominałam na początku. A więc trochę poczekacie...


Buziakkiii i dobranoc :*

wtorek, 9 września 2014

Rozdział 17

"Odkryć prawdę cz. I: Dziennik."



Oboje usiedliśmy na łóżku. Tony przyglądał mi się ze współczuciem, a jego ręka delikatnie jeździła po moich plecach. Czułam, że jest teraz ze mną i mnie wspiera. Nie potrafiłam jednak się otrząsnąć, bałam się najgorszego.

- A wiadomo coś więcej? - spytał cicho.
- Nie, jutro wybieram się do szpitala. Moja mama już tam jest, została na obserwacji. Tylko tyle zdołałam się dowiedzieć. - odparłam drżącym głosem.
- Może pojedziemy razem?
- Naprawdę ci się chce?
- Melody... nie mogę zostawić cię w takim momencie.
- Dam sobie radę.
- Właśnie widzę. Wiesz, przymknąłem na to oko na zakończeniu roku, ale wyglądasz...
- Nie musisz kończyć, wiem co chcesz powiedzieć. Jestem blada. Zawsze taka byłam.
- A właśnie, że nie. - odgarnął jej kosmyk włosów, odkrywając szyję. Następnie delikatnie cmoknął ją w owe miejsce. 

Po ciele dziewczyny przeszedł przyjemny dreszczyk. Tony ponownie powtórzył ruch. Szatynka odwróciła się w jego stronę i zawiesiła ręce na jego szyi.

- Zgoda. - musnęła go delikatnie ustami po jego wargach.

Chłopak rozkoszował się tą sytuacją i wymusił na niej dłuższy pocałunek. Kiedy przestał ją całować, spojrzał w jej zielone oczy.

- Chyba ci lepiej.
- Troszkę. - uśmiechnęła się delikatnie.
- W takim razie, może coś zjemy? Dochodzi, emm... dwudziesta?
- Zgoda.
- Chodź ze mną. - chwycił dziewczynę za rękę i zaciągnął do kuchni.

~*~

W tym samym czasie Duch obserwował parę przez okno. Dzięki swojej niewidzialności był niezauważony. Teraz już miał pewność, że tę dwójkę coś łączy, a szatynka będzie idealną przynętą. Dowiedziawszy się takowych informacji natychmiast poleciał na swojej desce do Stark International.

Obadiah przeglądając raporty powrócił myślą do plików w komputerze Howarda, na które się natknął. Przypomniał sobie, iż chodziło o Marię Stark. Pokręcił głową, postarawszy się przypomnieć więcej szczegółów. Na marne. Niespodziewanie jego telefon zadzwonił i wyświetlił się sam numer. Odebrał.

- Halo?
- Czekam na dachu, Stane. Masz 5 minut na dotarcie.

Mężczyzna rozpoznał głos. Tak, to był Duch. Pędem pobiegł skrótami na najwyższe piętro budynku, skąd przedostał się na lądowisko dla helikopterów.

- Gdzie jesteś? - poprawił krawat i zrobił kilka kroków w przód.
- Tutaj. - zjawa ukazała się.
- Tak na przyszłość, to ja jestem twoim szefem i TO JA mam prawo cię poganiać. 
- Dobre sobie. Zapłata za wykonaną robotę, to twój obowiązek. A właściwie, to mam coś ciekawego...

Obadiah podszedł bliżej i odebrał z rąk postaci jakieś fotografie. Widniały na nim wspólne zdjęcia Melody i Tony'ego.

- Fotografujesz tych smarkaczy!? - oburzył się. - Na cholerę mi to!
- Mam przynajmniej dowody, że ta mała się nada. Jak widzisz, jest blisko z tym Starkiem.
- Może i tak, ale nie płacę ci dziesięciu baniek, za głupawe zdjęcia.
- Spokojnie. Przyjdzie też czas na kolejną fazę mojego planu, a z tej części będziesz już bardzo zadowolony.
- A więc zgoda. Tylko działaj szybciej. Wiesz, że jestem niecierpliwy.
- Czekam tylko na odpowiedni moment. Póki co nie będę się ujawniał, a tylko obserwował. Chociaż...
- Rób, jak chcesz. Byle żeby robota była wykonana. - tymi słowami pożegnał się ze zjawą.

~*~

Tony i Melody przebywali w kuchni. Dziewczyna siedziała na jednym z blatów, swobodnie wymachując nogami. Chłopak natomiast smażył makaron. Nie wiedział czemu, ale miał ochotę na takie danie. Podsmażany, długi, jak do spaghetti makaron. W międzyczasie spoglądał na stojący tuż obok patelni garnek, w którym gotowały się dwa jajka.

- Nie wiedziałam, że tak gotujesz. - zagadała.
- Dla twojej wiadomości - nie jem ciągle tylko fastfoodowych  potraw. Jeszcze mnie nie zdążyłaś poznać, ale potrafię wyrządzić cuda w kuchni.
- Czyżby? To kiedyś musisz się wykazać. - zachichotała.
- Mówisz, masz! Niedługo będę miał taką okazję.
- Masz coś na myśli?
- Ehem... ale to taka niespodzianka, na którą będziesz musiała poczekać.
- W takim razie będę cierpliwa. - uśmiechnęłam się szeroko, co przywołało do mnie bruneta. Objął mnie i spojrzał w oczy.
- Jesteś śliczna, wiesz? - odgarnął mi włosy i pocałował delikatnie w nosek.

~*~

Willa Starków, godzina 21.00...

Howard siedział za biurkiem, na którym leżał stos papierów z firmy. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Nie chodziło tu jednak o dodatkową papierkową robotę, którą zmuszony był zabrać do domu. Był wręcz wściekły na Tony'ego. Jutro mieli samolot do Chin. Oboje. Chłopak nie dość, że nie wrócił jeszcze do willi, to nie był spakowany. Próbował jakoś ochłonąć, ale nie za bardzo miał się czym zająć. Był przemęczony i przyniesione papiery odłożył na wolną chwilę.


Godzina 23.00

W willi rozległo się delikatne skrzypienie drzwi wejściowych. Jak można było się domyślać, powrócił drugi domownik. Howard leżał w sypialni i poprzez uchylone drzwi nasłuchiwał skradającego się syna. Gdyby niedodatkowe skrzypienie schodów, Howard nie połapałby się, że nastolatek już wrócił.

Kiedy chłopak mijał sypialnię ojca, usłyszał jego wołanie. Przełknął ślinę i wrócił się parę kroków. Stanął, uchylając drzwi bardziej. Jego oczom ukazał się widok starszego mężczyzny, ubranego w brązową kraciastą piżamę, przykrytego kołdrą do pasa, opartego o miękką poduszkę z pierza.

- A o której to się wraca? - podniósł głos.
- Byłem u Melody, zjadłem z nią kolację, dlatego tak się przedłużyło.
- Co nie zmienia faktu, że mogłeś oddzwonić.
- Nie miałem czasu.
- Tony, kpisz sobie ze mnie? Jutro czeka nas wyjazd, ty nie jesteś spakowany, a jest już bardzo późno. Co ty do cholery tak długo robiłeś!?

Chłopak nie wytrzymał. Był wściekły na ojca.

- Matka Melody jest ciężko chora, nie mogłem jej tak po prostu z tym wszystkim zostawić!

Howard pokręcił głową i zmarszczył czoło.

- Już dobrze... - wstał z łóżka i podszedł do syna. Chciał go przytulić, ale ten go odepchnął i udał się do pokoju, trzaskając drzwiami.

~*~

Tony przez moment znowu odczuł tę nienawiść do ojca, jaką darzy go od momentu poznania prawdy. Mimo to, w ostatnim czasie nieco się uspokoił i właściwie się już tylko na niego gniewał. 

Nagle dopadło go zmęczenie i nawet nie wiedząc kiedy, zamknął oczy i usnął.

Rano, godzina 7.00.

Mężczyzna wszedł do pokoju bruneta i obudził go, odgarniając mu włosy z czoła.
- Mhm? - mruknął tylko Tony, który nie do końca był świadomy, co się dzieje.
- Ja już muszę iść. Samolot czeka.

Po tych słowach, natychmiast otworzył szeroko oczy i oparł się na łokciach.

- Jak to!?
- Przemyślałem wszystko przed snem i tak... musisz wspierać Melody. Twoja obecność tak naprawdę nie była konieczna, chciałem spędzić z tobą tylko czas, polepszyć relacje. Szczególnie po tym, co się stało... - odparł z żalem.
- A więc do zobaczenia. - odparł sucho i położył się z powrotem, odwracając się plecami do ojca.
- Nie pożegnasz się bardziej oficjalnie? Mogę wrócić dopiero za miesiąc, to zależy od badań.

Tony zamyślił się na chwilę.

- Daj znać, jak dolecisz, żebym... żebym się... nie martwił. - te słowa z trudem przeszły mu przez gardło, ale odczuł ulgę, kiedy je wypowiedział.

Mężczyzna pochylił się nad synem, raz jeszcze odgarnął mu włosy i pocałował w czoło. Następnie wyszedł z pokoju. Zrobił to z uśmiechem na twarzy. Poczuł się lepiej, bo Tony w pewnym sensie się o niego martwił.

Kiedy Howard opuścił pomieszczenie, Tony ponownie zamyślił się. Tym razem wertował w głowie ostatnie słowa swojego ojca:

,,Mogę wrócić dopiero za miesiąc, to zależy od badań" - jakich badań? O co tu chodzi?

Chłopak zerwał się z łóżka i pomknął za ojcem, ale kiedy tylko wybiegł na próg domu, zobaczył, jak odjeżdża taksówką. Nie zdążył. Będąc w samym bokserkach przysiadł na marmurowych schodach i spoglądał przed siebie. Widział przechodniów, którzy śmieli się na jego widok. Młode dziewczyny przechodzące drugą stroną ulicy nie mogły oderwać wzroku. Samotny, przystojny szesnastolatek niemal nagi przed domem? Która by takim widokiem pogardziła?

W końcu Stark został wygoniony z powrotem do budynku, przez poranny chłód, który zaczął odczuwać na całym ciele. Zaraz po wejściu zwrócił się ku łazience.

~*~


Pepper przesiadywała na swoim przydomowym tarasie, kiedy pod jej dom podjechało czerwone Ferrari. Znała ten samochód. Wiedziała do kogo należał. Mimo to była zdziwiona wizytą Starka w jej domu.

- Nie przeszkadzam? - krzyknął z oddali.
- Nie, chodź!
- Hej. - uśmiechnął się i przysiadł obok rudowłosej na ławce.
- Cześć. Co tu właściwie robisz?
- Nudzi mi się.
- Czyżby?
- No bo wiesz... nie pracuję już tyle, co kiedyś.
- A jak tam Melody? - spytała niechętnie.
- Chyba lepiej. Byłem wczoraj u niej, zostałem do późna.
- Pocieszałeś ją?
- No coś w tym stylu. Bardziej chyba z nią flirtowałem. - zaśmiał się.

Rudowłosa poczuła, jak się w niej gotuje. Mimo to robiła wszystko, by nic po niej nie było widać.

- Aha... - odpowiedziała od niechcenia.
- Przepraszam, że tak na ciebie wtedy naskoczyłem, ale byłem w szoku.
- Jasne, wybaczam.
- Naprawdę się nie gniewasz?
- Yhym, ja ci wszystko wybaczę.

W tym momencie Pepper straciła głowę. Znowu w Starku widziała tego chłopaka, za którym tak szaleje, w którym jest tak bardzo zakochana. Nawet nie wiedziała, co robi. Przysunęła się bliżej do bruneta i delikatnie pocałowała go w kącik jego ust.

- Em... Pepper? Co ty wyprawiasz? - Tony odsunął się od przyjaciółki.
- Prze...praszam. Ja tylko... ćwiczę scenę.
- Że co proszę?
- Ahhh, tak rzadko bywałeś w szkole, że nawet nie wiesz co mamy odegrać za niecałe dwa miesiące. Nasza klasa dostała za zadanie odegrania jakiejś sztuki, napisanej przez nas samych. Będziemy ją przedstawiać we wrześniu, w dniu rozpoczęcia roku, w ramach powitania klas pierwszych Akademii Jutra.- "Uff, przynajmniej miałam sensowną wymówkę!"
- Serio? Kłamiesz.
- Nie. Jak mi nie wierzysz, zadzwoń do Rhodey'ego.
- Doba, dobra... wejdziemy do środka?
- Jasne.

Pepper zaprosiła bruneta do swojego pokoju. Była nieco poddenerwowana zaistniałą chwilę temu sytuacją. Mogła się opamiętać.

Brunet zaraz po wejściu rzucił okiem na drewniane biurko w kolorze olchy, na którym leżał stos książek - wszystkich części Harry'ego Pottera.

- Czytasz? - spytał zdumiony.
- Czasami.
- Wiesz ile to ma stron? - przewertował szybko książkę.
- Ważne, że jest ciekawa.
- Zaskoczyłaś mnie.
- E tam...

Chłopak widząc rumieńce na twarzy dziewczyny, zmienił temat. Zastanawiał się jednak, co powiedział takiego wstydliwego?

~*~


Tymczasem Melody postanowiła wziąć prysznic. Znowu odczuła, że musi się rozluźnić, a gorąca woda działała na nią, jak lekarstwo.

Zaraz po wejściu do łazienki starannie ułożyła swoje stare ciuchy na podłodze, następnie weszła do brodzika, zamknęła drzwiczki i odkręciła wodę. Z początku nieco się nią poparzyła.

Po chwili poczuła, jak ciepłe krople wody moczą jej ciało i końcówki włosów. Czuła się nico odprężona. Po kąpieli owinęła się ręcznikiem i pognała pędem do pokoju, w poszukiwaniu czystych ubrań.

Wertując szafę i szufladę postawiła w końcu na dość luźny look: czarne legginsy, miętową tunikę z krótkim rękawem, i do tego białe skarpetki. Po ubraniu się zasiadła przy toaletce i poczęła delikatnie rozczesywać swoje długie, brązowe włosy, które pod wpływem wilgoci nieco się pofalowały.

Kiedy była już gotowa, nerwowo spojrzała za siebie. Od pewnego momentu miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. W obecności Starka czuła się bezpieczniej i nie myślała o tym.

Niepewnym krokiem poszła do kuchni po szklankę wody. Usiadła przy stole, w ręce trzymając kubek, który po chwili wylądował na podłodze i rozbił się na dość duże kawałki. Melody zakryła dłońmi usta i odwróciła się. Tak jak wyczuła przed kilkoma sekundami, za nią ktoś stał. Tajemnicza osoba przycisnęła dziewczynę do ściany i przystawiła broń do jej skroni. Dziewczyna trzęsła się, nie wiedziała, co ma zrobić. Ten osobnik, wprawdzie nie był umięśniony aż tak bardzo, ale i tak poczuła jego siłę, kiedy nacisnął na nią całym ciałem.

- Jeżeli ci życie miłe, to lepiej się nie wychylaj i rób to, co ci karzę. - szepnął do jej ucha.
- Czego chcesz? - spytała łamiącym się z każdą literą głosem.
- Jesteś odpowiednią kandydatką na dziesięć kawałków Melody.
- S- skąd znasz moje imię!?
- Nie ważne. Obserwuję cię... - i zniknął.

Dziewczyna osunęła się na podłogę. Z przerażenia do jej oczu napłynęły łzy. Teraz już miała tę pewność. Była zastraszana, a groźby były kierowane od tego, który ją zaatakował. Chciała teraz, w tym momencie zadzwonić do Tony'ego. Jednak przez myśl jej przemknęło: - A co jeśli zrobi coś Tony'emu?

Melody nie mogła na to pozwolić. Mimo tego, iż tak strasznie się bała postanowiła wziąć się w garść i nie dać się zastraszać. Tym bardziej, że był to jakiś przebieraniec, broń zapewne miał fałszywą, ale jakim cudem zniknął?

~*~

Tony właśnie zbierał się do wyjścia. Pepper odprowadziła go do czerwonego Ferrari i z szerokim uśmiechem na twarzy pożegnała przyjaciela. Chociaż tak bardzo marzyła, by on był kimś więcej...

Nieco rozczarowana pomachała mu, kiedy odjeżdżał. Następnie wróciła do budynku i włączyła telewizor. Na pocieszenie miała ochotę obejrzeć swój ulubiony serial komediowy - Świat Według Kiepskich.

Tymczasem...

Tony wrócił do domu. Zaparkował starannie samochód w garażu, następnie przez wewnętrzne wejście przedostał się do willi. Korzystając z nieobecności ojca, natychmiast pomknął do jego sypialni, w poszukiwaniach... no właśnie czego? Brunet sam nie wiedział, po co to robi, ale coś go do tego zmuszało. Jakby jego ciało nagle stało się nieposłuszne i robiło co chciało.

Wysunął pierwsza szufladę, w której znalazł skarpetki. Zasunął ją i zabrał się za następną. W kolejnej znajdowały się majtki i bokserki. - Oh serio, tylko to tutaj chowa!? - pomyślał.

Wstał i zaczął się drapać po głowie. - Została szafa, biurko i... ten... tajemniczy kufer... - spojrzał na półkę, na której znajdowały się książki. Podszedł do niej i jednym ruchem ręki odchylił kilka grubych ksiąg. Tuż za nimi znalazł nie kufer, jak początkowo uważał, ale małe ciemne pudełko zamykane na zatrzaski. Wziął je i usiadł na łóżku. Delikatnie je otworzył.

W środku znalazł kolejny pierścień Makluan. Z tego co wiedział, jego ojciec dysponował tylko jednym - zielonym, z niemal identycznym odcieniem, jak tęczówki Melody. Dodatkowo znalazł jeszcze inną biżuterię - łańcuszki z dziwnymi motywami.

- To zapewne pamiątki. - powiedział na głos. Odwrócił do góry nogami pudełko, z którego wypadł jakiś dziwny notes. Otworzył go. Natknął się na zapiski sprzed kilku dni.

25.06.2014

"Tak, jak przypuszczałem, moi pracownicy zamieszkujący tereny dzisiejszych Chin natknęli się na ślad pierścieni. Wiedziałem, że w końcu coś znajdą, chociaż musiałem przyznać, długo na to czekałem. Chyba chodziło o jakąś świątynie, w której ten tajemniczy przedmiot się znajdował. Poprawka, nadal znajduje. Ponoć ten kolejny pierścień będzie jeszcze bardziej fascynujący, niż te, które mam w swoim posiadaniu. No nic. Czas odwiedzić Chiny i dowiedzieć się więcej. Rozwikłać tę zagadkę i poznać powód przybycia Mandaryna".

Tony po przeczytaniu owej treści, nadal się jej przyglądał, jakby wertował aż jeszcze każde słowo. Najbardziej zaintrygowały go dwa ostatnie zdania. - Jaki Mandaryn? Jaka zagadka? Przecież pierścienie to tylko bardzo zaawansowana technologia! A może jednak coś więcej?

Nastolatek ciekawski dalszych informacji począł szperać w rzeczach ojca, tym razem w szafce nocnej, którą mężczyzna zamykał na kluczyk. Młody Stark zastanawiał się, dlaczego tak zawsze robił. Najwyraźniej ukrywał tam coś ważnego. Coś, o czym jego ukochany synek nie miałby wiedzieć. No właśnie, ale czy aby na pewno taki ukochany?


_______________________
W następnych rozdziałach:
- powrócimy do sprawy Ducha i Melody
- dowiemy się nieco o podróży do Chin z perspektywy Howarda
- powrócimy do sztuki, którą uczniowie mają odegrać (uwaga, będzie się działo!)
- dowiemy się, czy Tony znalazł kluczyk do szafki i co ewentualnie w niej znalazł, jeżeli się do niej dostał
- zaczynam się rozkręcać i będę opisywać misje Iron Mana
- zabawimy się troszkę losami bohaterów (mniej więcej od rozdziału 19)
- dowiemy się, kim jest Mandaryn (chociaż to chyba jasne) :P
- poznacie Lucy (rozdział 22+)
- naszą czwórkę będzie czekać niezła przygoda, a to wszystko przez Starka
- rozwiniemy wątek Rose (asystentka Howarda z firmy SI) - i tutaj możecie gdybać, co się wydarzy
- pojawi się mały konflikt, wielki w skutkach (!) pomiędzy bohaterami (nie powiem jakimi) :)
- zapewniam, że pojawią się śmieszne sceny w zaskakujących sytuacjach z Tony'm i Melody
- powrócimy do Johnny'ego, który ostroooooo namiesza (tu: w 2 lub więcej znaczeniach)
- będzie coś o Marii Stark (pod koniec II serii, początek serii III) - tak będzie III seria! :D

Po przewertowaniu waszych komentarzy, które domagały się notki tzw. "+18" odpowiadam tak:

Nigdy (!) nie opisywałam żadnych takich scen. Dlaczego? Tak mam 16 lat, ale jakoś trochę ehm... starałam się unikać tych tematów. W szkole, jak w szkole. Były lekcje o tym na biologii i wżr (wychowanie do życia w rodzinie). Ja wiem, co gdzie, jak i dlaczego, ale jak to każdy chyba uczeń, odbierałam to śmiechem. Tak wiec nie czuję się gotowa na pisanie takich notek (mogę spróbować, ale nie dam rady, wiem to :P).

Po 2: Jakoś nie wyobrażam sobie opisywać "tej" sceny z udziałem Melody i Tony'ego, ze względu na charakter dziewczyny. Według mojego punktu widzenia, dziewczyna jest trochę wstydliwa na te tematy (o czym niejednokrotnie się dowiemy) i nie wyobrażam sobie opisywać, jak ona wtedy wygląda, jak ta sytuacja się przedstawia i jak się wtedy zachowuje.  Nie obiecuję, ale postaram się coś nabazgrać, przy czym rozdział taki będzie tylko dodatkiem (no chyba, że naprawdę mi on wyjdzie i dodam go do fabuły, jako kolejny wątek miłosny). Dodałabym jeszcze parę słów, ale zdradziłabym fabułę.

PS: Mam nadzieję, że rozdział się chociaż trochę podobał ;x
I czekam również na wyłapane jakieś błędy, krytykę, szczere ocenianie :)

piątek, 5 września 2014

Rozdział 16

To jest ostateczna wersją rozdziału 16. Mam nadzieję, że się spodoba.

Zapraszam do czytania!

Rozdział 16

"Wakacje".
 


 28 czerwca, dzień zakończenia roku szkolnego...


Tony z rana obudził się i wodząc wzrokiem po pomieszczeniu zdał sobie sprawę, że jest w pokoju Rhodey'ego. Najwyraźniej po balu szybko zasnął i dlatego został na noc. Czy aby na pewno tak było? Z pewnością nie mógł sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Po chwili usłyszał jakiś szmer.

- Wyspałeś się geniuszu? - usłyszał.
- Kto to... kto tam jest? - nieco zmieszany szukał wzrokiem drugiej osoby.
- Na dole. 

Tony wychylił się z łóżka, które było dość wysokie. Zauważył swojego przyjaciela James'a na materacu, tuż przy łóżku.

- A ty co? Nocny strażnik? - zaśmiał się.
- Ha ha ha... śmieszne rzeczywiście. Nawet nie wiesz, jak bardzo niewygodnie się tu śpi!
- Wiem. Kiedyś byłem zmuszony spać na materacu, kiedy oddałem swoje łóżko... - zawahał się.
- No komu?
- Melody, ugh...
- I o tym nie raczyłeś wspomnieć. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Co ty... ty myślisz, że my... buhahahah! - wybuchnął śmiechem.
- No nie wiem Stark, po tobie bym się wszystkiego spodziewał.

Tony uspokoił się nieco i spojrzał wrogo na kumpla.

- Oj żartowałem tylko. Przecież wiem, że jesteś odpowiedzialny i myślisz.
- Mam nadzieję. A tak właściwie, która godzina?
- Chyba... - Rhodey zerwał się. - Już 8:30! Spóźnimy się!   
- Nie panikuj...
- Tobie to tak łatwo mówić, a ja zamierzam odebrać świadectwo na czas.

Nagle do pokoju weszła Roberta.

- A wy jeszcze nie gotowi!? - wrzasnęła.
- Oj pani Rhodes, bo my...
- A ty się lepiej nie odzywaj Stark! Nie pogrążaj się! I tak przykujesz uwagę nauczycieli swoim podbitym okiem.
- E tam mamo, umalujesz go i tak dalej...
- Siedź cicho James! Wstawajcie i się ubierajcie. Macie niecałą godzinę do rozpoczęcia. 

Kobieta wyszła i zamknęła drzwi. Chłopcy natomiast posłusznie wstali, ubrali domowe ciuchy i poszli się umyć. Następnie zeszli na śniadanie. Dzisiaj bowiem mieli ulubione danie James'a - tosty z syropem.

~*~

Około 50 minut później...

Tony i Rhodey stali w szkolnym korytarzu oparci o ścianę, a ich ręce powędrowały do kieszeni. Stali tak i czekali. Bynajmniej na Pepper oraz Whitney. W końcu się zjawiły i całą czwórką poszli do sali gimnastycznej.


Tam wszyscy obecni uczniowie ustawili się klasami. Stark i Rhodes stanęli jako pierwsi i obok siebie, zaczynając tym samym szereg i umiejscowienie klasy I A. Dziewczyny ustawiły się tuz za nimi.

Tony rozejrzał się po sali, w poszukiwaniu Melody. Nie znalazł jej jednak, co było dość dziwne. Nie było jej w szeregu, nawet na sali. Brunet zaniepokoił się. To nie było do niej podobne.

Tymczasem szatynka stała w kącie, zaraz za tłumem pozostałych uczniów. Była więc niespostrzeżona.

Dziewczyna nie czuła się najlepiej. Nadal była nieco roztrzęsiona treścią wyników. Była w kompletnej rozsypce.

W końcu, kiedy dyrektorka wyszła na środek i poprosiła klasy o ostateczne ustawienie się, Melody wyszła "z ukrycia" i stanęła w szeregu, z tyłu. Wtedy spostrzegł ją Stark. Nie mógł jednak nic powiedzieć, bo przyszedł czas na wniesienie szkolnego sztandaru

~*~

Wychowawczyni klasy I A poprosiła wyczytanych uczniów o ustawienie się na środku sali.W pierwszej kolejności musiał uczynić to Stark

Młody spadkobierca fortuny z uśmiechem na twarzy odebrał nagrodę. Po chwili dołączyli do niego James i Melody, czyniąc to samo. Niebieskooki brunet kątem oka spoglądał na dziewczynę. Jej twarz nie wyglądała najlepiej. Była cała czerwona. Podkrążone i przekrwione oczy nieco go zaniepokoiły. Mimo wszystko przymknął na to oko.

Po rozdaniu świadectw, w drodze do domu Rhodes'ów...

Przyjaciele szli obok siebie. Pepper znajdowała się między dwoma dżentelmenami w garniturach. Podążali tak w milczeniu, póki nie odezwał się Stark, zatrzymując się nagle.

- Nie wiecie, dlaczego Melody tak dziwnie wyglądała dzisiaj? I to jak się zachowywała...

Rudowłosa z czarnoskórym zatrzymali się i spojrzeli na siebie. 

- Ty mu powiedz. - szepnęła do kumpla.

Podeszli do bruneta, który został w tyle.

- To ona nic ci nie powiedziała? - zaczął Rhodey.
- A niby co mi miała powiedzieć? - dopytywał zaniepokojony.
- Matka Melody ma białaczkę. Naprawdę nie wiedziałeś, czy się zgrywasz? - jego ton brzmiał poważnie.

Tony usłyszawszy tę wiadomość, poczuł, jak nogi się pod nim ugięły. Otworzył szeroko oczy i w milczeniu wpatrywał się w jeden punkt - nie wiadomo jaki.

Z transu wyrwał go telefon, który odebrał jakąś wiadomość.

"Wracaj niedługo. Właśnie otrzymałem pilną wiadomość z Chin. Muszę tam polecieć, a ty zrobisz to ze mną. - tata"

- Coś nie tak? - spytał zaniepokojony przyjaciel.
- Wszystko w porządku, tylko... Muszę wyjechać. Znaczy wylecieć. Do Chin. Zapewne jutro. Nie wiem, o co chodzi, ale mój ojciec... to musi być coś pilnego.


Tony pokręcił głową, jakby chciał odpędzić myśl o niespodziewanym locie. 

- Długo cię nie będzie? - dopytywała ruda.
- Nie wiem. Ja nic nie wiem!

Po chwili milczenia:

- Gdzie ona jest? - spytał poddenerwowany.
- Zapewne w domu... - odpowiedziała z wyraźnym smutkiem Pepper.
- A więc do niej idę.
- Nie możesz! - wykrzyczała.
- Zabronisz mi!? - spojrzał groźnie. 
- Nie, ja tylko...
- To lepiej się nie wtrącajcie! - odepchnął na boki przyjaciół i przeszedł między nimi, zostawiając ich w tyle.

~*~

Dom państwa Grint.

Tony podszedł do drzwi. Zawahał się. Nie był w stanie teraz zadzwonić dzwonkiem lub zapukać. Dlaczego? Sam nie wiedział. Zapewne bał się reakcji dziewczyny na jego widok. Bał się tego, że będzie musiał zmierzyć się z jedną, z najtrudniejszych chwili w życiu, a mianowicie wesprzeć Melody. Wesprzeć... No właśnie, kogo? Dziewczynę, najlepszą przyjaciółkę? Chociaż wyznał jej miłość, tak naprawdę nie spytał o najważniejszą rzecz. Czy ona chce być jego sympatią?

W końcu odważył się i jednym ruchem ręki dotknął przycisku. Usłyszał głos dzwonka. Stał chwilę, czekając, aż ktoś otworzy. Nikt się jednak nie pojawił. Ale on się nie poddał i ponowił próbę.

Znowu nic.

W końcu nieco zdenerwowany całą sytuacją  walnął pięściami w drewniane drzwi.

- Wiem, że tam jesteś Melody, otwieraj! - wykrzyczał.

Jednak po raz kolejny usłyszał tylko... ciszę. 

Nie poddał się. Ponownie walnął kilkakrotnie. Jego zaciśnięte pięści stały się czerwone. Jęknął pod nosem z bólu rąk, jaki zaczął mu doskwierać.

Był już trochę zmęczony. Było późno, w zasadzie już ciemno. Jedyne, co oświetlało mu budynek, to księżyc. 

Nie wytrzymał. Walnął pięścią ostatni raz i oparł się czołem o drzwi. 

Nagle usłyszał znajomi dźwięk przekręcającego się kluczyka. 

Napięcie rosło. Bał się, kogo zobaczy. Chorą panią Grint, a może dziewczynę, w której jest szaleńczo zakochany?

W końcu drzwi otworzyły się, a w nich stanęła szatynka. Jej twarz była cała zapłakana.

Brunet przeraził się nieco tym widokiem, bo nie wiedział, jak postąpić.

- Wiem o wszystkim. - odrzekł i posmutniał.

Melody otarła łzy, ale od kolejnych nie zdołała się powstrzymać. Wtuliła się w chłopaka i rozpłakała. Tony przycisnął ją do siebie, delikatnie całując ją po głowie.

- Będzie dobrze. - powiedział delikatnym głosem, jakby chciał ją pocieszyć.

Dziewczyna odchyliła głowę i spojrzała w duże błękitne tęczówki bruneta, po czym przestała go obejmować, tym samym uwalniając się z jego uścisku. Obydwoje weszli do środka, delikatnie dotykając się dłońmi.
 


środa, 3 września 2014

WAŻNE!

W związku z tym, że owy 16 rozdział był głupi, nieprzemyślany i w  ogóle sprawił mi ogromne problemy z kolejnymi rozdziałami, postanowiłam go usunąć. Dajcie mi na 16 rozdział 2 dni do piątku (obiecuje, że tym razem będzie lepszy, będzie akcja i oczywiście pozwoli mi na kontynuację z kolejnymi rozdziałami. Przepraszam raz jeszcze.