W przerwie między seriami zapraszam Was serdecznie na mojego nowego bloga.
TMNT-Sekret.blog.onet.pl <------ KLIKNIJ!
Póki co wstawiłam prolog, ale mam nadzieję, że on Was zachęci do czytania mojej nowej strony.
W najbliższym czasie na nowym blogu pojawi się również krótki opis fabuły. Póki co prolog i bohaterowie są już opublikowani. ZAPRASZAM!
sobota, 30 sierpnia 2014
czwartek, 28 sierpnia 2014
Rozdział 15
Tak... Tym rozdziałem zakańczamy I serię opowiadań. Cholernie szybko zleciało. 25 lipca opublikowałam pierwszą notkę. Wow... Jestem nieco zdziwiona, że w ogóle coś dzisiaj udało mi się wstawić (chociaż obiecałam) :P Skończyłam ten rozdział dosłownie przed chwilą, nie wiem, czy się spodoba. Pisząc ten rozdział, robiłam masę błędów, jak nigdy. Zjadałam literki w wyrazach ;x Tsa... Nawet nie mam siły już sprawdzać błędów, bo nie wszystkie mi blogger podkreśla, tak więc za wszelkie błędy przepraszam. Nowa seria rusza od poniedziałku.
Piosenki, które pomogły mi w napisaniu notki:
Grzegorz Hyży & TABB
Katy Perry
Linkin Park
+ odcinek IM:AA pt. Hostile Takeover (Wrogie przejęcie)
Miłego czytania!
Piosenki, które pomogły mi w napisaniu notki:
Grzegorz Hyży & TABB
Katy Perry
Linkin Park
+ odcinek IM:AA pt. Hostile Takeover (Wrogie przejęcie)
Miłego czytania!
ROZDZIAŁ 15 CZ. II
"Spór".
Kumple weszli do środka. Zaraz po wejściu ich oczom ukazała się wielka tablica z kolorowym napisem "Szkolny Bal" oraz wielką przypięta strzałką, wskazującą kierunek imprezy.
- No to w lewo! - zaśmiał się Rhodey.
Kiedy szli tak korytarzem, przyjmując postawę prawdziwych przystojniaków, na ich drodze pojawiła się Pepper. Była wyraźnie wkurzona.
- Tu jesteś! - Chwyciła Rhodey'ego za nadgarstek.
- Pepp, ja... ej czekaj! - dziewczyna pociągnęła go za sobą prosto na salę gimnastyczną, zostawiając Starka z tyłu. Samotny chłopak tylko wzruszył ramionami, schował ręce do kieszeni i szedł dalej przed siebie. W pewnej chwili spojrzał na zegarek i uświadomił sobie, że ma jeszcze chwilę. Przysiadł więc w holu na ławce i spuścił głowę. Po chwili usłyszał czyjś śmiech. Wychylił się zza kolumny, która znajdowała się po prawej stronie ławki i ujrzał Melody wraz z Johnny'm! Dziewczyna złapała chłopaka "pod rękę" i delikatnie się w niego wtuliła. Przeszli obok bruneta nie zauważywszy, iż on tam siedzi.
Tony poczuł ból w sercu. Nie był on spowodowany przez rozrusznik, nic z tych rzeczy. Bolało go to, że nie wykorzystał szansy i nie poszedł na bal z Melody. Był już bliski załamania, kiedy jego przyjaciele podeszli do niego.
- Chodź z nami. - uśmiechnęła się Pepper i wyciągnęła rękę do chłopaka
Ten podniósł wzrok na dziewczynę i mimowolnie podał jej swoją dłoń.
- To teraz jesteśmy w komplecie! - rzekł zadowolony Rhodey.
Przyjaciele weszli na salę gimnastyczną. Tony nie był w stanie rozpoznać tego miejsca. Masę stołów, krzeseł, postawiony bar z napojami, kula dyskotekowa i odpowiednie oświetlenie. Aż zdziwił się, że Akademię Jutra stać na to wszystko.
- I jak ci się podoba dekoracja? - spytał Rhods.
Tony otworzył szeroko oczy i uchylił lekko usta.
- Dobra, już wiem. - zaśmiał się przyjaciel.
- No co tak stoicie? Chodźcie tańczyć! - Pepper złapała obu chłopaków za ręce i zaciągnęła na parkiet.
- Nie będę tańczył! - brunet skrzywił się, założył ręce na torsie i zmarszczył czoło.Właśnie zauważył świetnie bawiących się Melody i Johnny'ego.
- Stary, jeszcze masz szansę... - poklepał go po ramieniu czarnoskóry.
- Zostaw! - odtrącił rękę kumpla, włożył ręce do kieszeni i uprzednio informując wyszedł na balkon.
Tony nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Chciał pobyć teraz sam. Nie mógł znieść widoku Melody, w objęciach Johnny'ego. Chociaż oni tylko tańczyli, miał wrażanie, że blondyn chce ją sprzątnąć mu sprzed nosa! Nieco poddenerwowany wrócił do pomieszczenia i usiadł przy barze. Oparł się na łokciach i zagadał coś do barmana.
W tym czasie Rhodey i Pepper świetnie się bawili, wymyślając z każdą kolejną piosenką coraz to nowe ruchy, które tworzyły zabawny taniec. Dali niezły popis na parkiecie otaczającym ich uczniom. Wszyscy bili im brawo, a oni nie ustawali w swojej komicznej zabawie. Całkowicie zapomnieli o Starku. Kiedy jednak poczuli zmęczenie, podeszli do baru i poprosili o napoje. Dopiero wtedy przypomnieli sobie o przyjacielu.
- No chodź się rozerwać, nie bądź taki! - zagadał Rhodey.
- Nie będę robił z siebie błazna. Wy macie po co tańczyć, macie już swoich fanów! - warknął, po czym wstał ze stołka, włożył ręce do kieszeni, spuścił głowę i poszedł w ciemny, nieoświetlony kąt sali gimnastycznej. Następnie oparł się o przysłonięty materiałem parapet i spuścił wzrok. Wpatrywał się w swoje czarne, polakierowane buty. Nagle coś go tknęło, by podnieść wzrok i spojrzeć przed siebie. W głębi tańczącego tłumu dostrzegł Melody. Postanowił do niej podejść. Szedł bokiem sali, mijając tańczący tłum uczniów. Kiedy był już bliżej dziewczyny, spostrzegł iż ta siedzi sama przy stoliku ze smętną miną.
Tony wziął głęboki oddech, poprawił garnitur i podszedł jeszcze bliżej.
- Hej. - zagadał, kiedy stanął obok niej, ale szatynka nie odezwała się ani słowem. - Wszystko gra? - dodał.
Dziewczyna pokiwała przecząco i westchnęła.
- Nie lubię imprez. - w końcu powiedziała.
- Dlaczego? - spytał, po czym dosiadł się do stolika.
- Nie umiem tańczyć, nigdy nie chodziłam na takowe wydarzenia... nie jestem rozrywkową dziewczyną.
- A ja wiem, że umiesz się bawić.
- Czyżby? No to znasz mnie lepiej, niż ja siebie samą.
- Mogę ci to nawet udowodnić.
Chłopak wstał i wyciągnął do dziewczyny rękę.
- Zechciałabyś ze mną zatańczyć?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. W głębi serca była szczęśliwa, marzyła o tym tańcu, ale...
- Ja nie tańczę. - odwróciła wzrok. Chłopak jednak nie poddał się tak łatwo. Chwycił szatynkę za rękę i pociągnął ją za sobą.
Obydwoje stanęli na parkiecie.
- Ja nie tańczę! - krzyczała, ale uspokoiła się kiedy Tony złapał za jej dłonie i założył je na swojej szyi, a sam objął ją w pasie.
- Co ty...
- Na pewno nie chcesz ze mną tańczyć? - uśmiechnął się.
- Chcę... - powiedziała ciszej, niemal szeptem.
DJ włączył kolejną piosenkę.
- Przed państwem nuta tego lata! Grzegorz Hyży & TABB! Chłopaki - lećcie po dziewczyny! - oznajmił z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Ale ja nie umiem tańczyć... - spuściła wzrok Melody.
- To się nauczysz.
Kiedy zaczęła się pierwsza zwrotka, Tony wymusił na dziewczynie pierwsze kroki ich tańca. Począł kołysać się na boki, stąpając z jednej nogi na drugą. W refrenie przeszedł do kolejnego kroku. Tym razem obrócił ją kilkakrotnie.Przy kolejne zwrotce dziewczyna poczuła się jak w siódmym niebie. Objęła chłopaka jeszcze bardziej, opierając swoją brodę na jego lewym ramieniu. Tańczyli tak jeszcze p[rzez dłuższą chwilę. Pod koniec piosenki chłopak złapał dziewczynę w biodrach i uniósł ja w górze, robiąc przy tym 3 obroty. Kiedy postawił ją, leciały ostatnie takty. Wtedy dotknęli się czołami i wpatrywali w oczy. Piosenka skończyła się. Tony miał ochotę zatańczyć jeszcze do następnej, ale dziewczyna odmówiła.
- A może jednak? - próbował ją przekonać.
- Tony, ja... ja... naprawdę mam już dość. - spuściła głowę i zabrała ręce z szyi chłopaka.
- W takim razie dziękuję za taniec. - Tony wymusił lekki uśmiech na twarzy, chociaż był zawiedziony. Ucałował rękę dziewczyny i odprowadził ją do stolika. Sam potem zniknął między tłumem bawiących się osób.
Tony wodził wzrokiem po pomieszczeniu. Miał ochotę na ten ostatni wspólny taniec z Melody. Nie znalazł jej jednak. Przysiadł więc przy barze wraz z Pepper i Rhodey'em i wyczekiwali końca imprezy.
Po 10 minutach wszyscy zaczęli się rozchodzić. Przyjaciele zgodnie z umową powiadomili panią Rhodes, że wracają i niedługo będą w domu. Postanowili za drogę powrotną wybrać oświetlony park. Była to jedyna najkrótsza i najbezpieczniejsza droga.
Całą "trójcą" szli przez owy park. Byli już trochę zmęczeni. W szczególności Rhodey i Pepper, którzy na pakiecie wyciskali z siebie siódme poty. Tony wyprzedził ich nieco, ale po chwili zrównał się z nimi, kiedy niespodziewanie się zatrzymał.
- Co jest? - spytał Rhods, a po chwili dostrzegł Johnny'ego i Melody. - O stary, współczuję... - dodał i nawet nie zdążył położyć ręki na ramieniu przyjaciela, bo ten natychmiast szybkim krokiem poszedł w stronę pary.
Tony nawet nie wiedział, dlaczego do nich idzie. Czuł jednak, że coś go do tego zmusza, że musi to zrobić. Po chwili znalazł się przed parą i zagrodził im drogę.
- Cześć Melody, cześć farbowany dupku, umięśniony imbecylu, znaczy ekhem... Johnny.
- Tony! Zwariowałeś!? Jak tak możesz!? - zdenerwowała się.
- Odpuść Melly, szkoda czasu na tego chudego dziwaka.
- Dziwaka!?
- No proszę! Zaczyna swój odzew na kompleksy. - dalej nabijał się z chłopaka, mówiąc złośliwie.
- Ja nie mam kompleksów!
- Nie? A patrz na swoje światełko. Tak ładnie przebija białą koszulę, że normalnie mogłeś robić za reflektor na balu!
- Ty gadzie! - Tony zakasał rękawy i rzucił się z pięściami na blondyna.
- Proszę, przestańcie! - dziewczyna błagała przyjaciół, ale ci jej nie słuchali. Postanowiła więc wkroczyć do akcji i złapała Tony'ego w pasie od tyłu.
- Proszę nie rób tego! - Wtuliła się w niego, ale brunet był zbyt rozwścieczony.
- Puść go albo stanie ci się krzywda. - zwrócił się mięśniak w stronę dziewczyny, ale ta nie reagowała. W końcu siła Starka przeważyła i wypuściła go. Nie zamierzała jednak się poddać i tym samym ruchem "zaatakowała" swojego partnera z balu. Ten jednak odepchnął ją i przewrócił na trawę.
- Melody! - Rhodey podbiegł i pomógł jej wstać.
- Trzeba coś zrobić. - mówiła, otrzepując się.
- I to szybko, bo się pozabijają. - zmarszczył czoło.
- No co jest Stark? Chcesz się bić? - prowokował blondyn.
- Nie wiesz, jak o tym marzę! - odparł, po czym napluł mu w twarz.
- Ty mały gadzie! - krzyknął, puszczając bruneta.
Tony chciał zmienić pozycję, ale nie zdążył, ponieważ Johnny szybko się pozbierał i ponownie przyparł go do drzewa.
- Pożałujesz tego! Zabiję cię!
Johnny kopnął kilkakrotnie chłopaka w czułe miejsce. Ten pochylił się nieco i zaczął krzyczeć z bólu, roniąc przy tym kilka łez.
Melody na ten widok przysłoniła usta dłońmi, a jej oczy zaszkliły.
- No co jest? Będziesz mi tu ryczał? - wyśmiewał się, po czym puścił chłopaka, a ten bezsilnie opadł na ziemię i zwijał się z bólu.
- Nie będziesz mnie poniżał! - powiedział drżącym głosem Tony.
- Jeszcze nie masz dość!? - odwrócił się i podniósł chłopaka.
Spoliczkował go kilkakrotnie na tyle, że młody Stark zachwiał się i oparł o drzewo. Ledwo ustał na nogach. Widząc to blondyn nie pohamował się przed kolejnym uderzeniem. Wymierzył mu z pięści prosto w twarz. W końcu Tony upadł i nie podnosił się przez chwilę. Johnny'emu jednak było mało. Wpadł w szał i z całej siły kopnął go w brzuch, przez co Stark zaczął pluć krwią.
- Wystarczy! - dziewczyna wyrwała się z rąk Rhodey'a i podbiegła do Starka, przykrywając go całym ciałem.
- Dość! - krzyknęła ponownie ze łzami w oczach.
Teraz umięśniony kolega nie mógł nic zrobić. Gdyby uderzył chłopaka po raz kolejny, zranił by Melody.
- Odsuń się, bo z nim nie skończę! - wydarł się na szatynkę.
- Posłuchaj co mówisz! Jesteś potworem! - dziewczyna zbliżyła się do blondyna i zaczęła walić pięściami w jego klatkę piersiową. To jednak tylko łaskotało jej przyjaciela.
- Zostaw mnie! - ponownie przewrócił dziewczynę, tym razem upadła obok leżącego bruneta. Szybko się jednak podniosła i przyklęknęła obok zakrwawionego przyjaciela.
- Tony... - wsunęła jedną dłoń pod jego głowę, drugą położyła na reaktorze i wpatrywała się w jego siną twarz. Zrobiło się jej żal bruneta, chociaż chwilę temu była na niego zła. W końcu położyła też głowę na jego klatce piersiowej.
Johnny zbliżył się do nich i złapał dziewczynę za łokieć.
- Zostaw go, idziemy! - warknął, na co dziewczyna nieco się przeraziła.
- Nigdzie nie idę! - ponownie schowała twarz, kładąc ją na implancie.
- Jak chcesz! - wzruszył ramionami, machnął ręką i odszedł.
Pepper, która przyglądała się tej całej sytuacji z bezpiecznej odległości podbiegła do Tony'ego i Melody. To samo uczynił Rhodey.
- Jest ciężko ranny. Zabierzmy go do domu.
- Pójdę z wami. - oznajmiła cichym głosem szatynka.
James wziął ledwo przytomnego przyjaciela na ręce. Było mu trochę ciężko, ale dzięki pomocy Pepper jakoś doszli. Melody przez całą drogę szła z tyłu, w ręce trzymając zakrwawioną marynarkę chłopaka, którą co chwilę przykładała do policzków, by otrzeć spływające łzy.
Kiedy doszli do domu Rhodes'ów, bo tam mieli najbliżej, w drzwiach powitała ich Roberta.
- Co się stało? - spytała zszokowana na widok syna, niosącego Starka.
- Długa historia. - rzekł James, po czym położył chłopaka w salonie na kanapie.
- Trzeba go zwieść do Howarda! - obwieściła kobieta.
- Jest w firmie. - odpowiedziała Pepper smutnym głosem.
- W takim razie zajmiemy się nim tutaj, a ty mój synu wszystko mi wytłumaczysz! To był celowy atak? Czy zwykła bójka!?
- Przestań grać prawnika mamo! Wszystko ci powiem w kuchni. Pepper, chodź ze mną!
- Za chwilkę, tylko przyniosę apteczkę.
Pepper przyniosła pudełko i położyła je na ziemi obok Melody.
- Ty się nim zajmij, ja jestem potrzebna gdzie indziej. - mówiąc to zapomniała o całej nienawiści do dziewczyny.
- Jasne...
Tony poczuł ból w sercu. Nie był on spowodowany przez rozrusznik, nic z tych rzeczy. Bolało go to, że nie wykorzystał szansy i nie poszedł na bal z Melody. Był już bliski załamania, kiedy jego przyjaciele podeszli do niego.
- Chodź z nami. - uśmiechnęła się Pepper i wyciągnęła rękę do chłopaka
Ten podniósł wzrok na dziewczynę i mimowolnie podał jej swoją dłoń.
- To teraz jesteśmy w komplecie! - rzekł zadowolony Rhodey.
Przyjaciele weszli na salę gimnastyczną. Tony nie był w stanie rozpoznać tego miejsca. Masę stołów, krzeseł, postawiony bar z napojami, kula dyskotekowa i odpowiednie oświetlenie. Aż zdziwił się, że Akademię Jutra stać na to wszystko.
- I jak ci się podoba dekoracja? - spytał Rhods.
Tony otworzył szeroko oczy i uchylił lekko usta.
- Dobra, już wiem. - zaśmiał się przyjaciel.
- No co tak stoicie? Chodźcie tańczyć! - Pepper złapała obu chłopaków za ręce i zaciągnęła na parkiet.
- Nie będę tańczył! - brunet skrzywił się, założył ręce na torsie i zmarszczył czoło.Właśnie zauważył świetnie bawiących się Melody i Johnny'ego.
- Stary, jeszcze masz szansę... - poklepał go po ramieniu czarnoskóry.
- Zostaw! - odtrącił rękę kumpla, włożył ręce do kieszeni i uprzednio informując wyszedł na balkon.
Tony nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Chciał pobyć teraz sam. Nie mógł znieść widoku Melody, w objęciach Johnny'ego. Chociaż oni tylko tańczyli, miał wrażanie, że blondyn chce ją sprzątnąć mu sprzed nosa! Nieco poddenerwowany wrócił do pomieszczenia i usiadł przy barze. Oparł się na łokciach i zagadał coś do barmana.
W tym czasie Rhodey i Pepper świetnie się bawili, wymyślając z każdą kolejną piosenką coraz to nowe ruchy, które tworzyły zabawny taniec. Dali niezły popis na parkiecie otaczającym ich uczniom. Wszyscy bili im brawo, a oni nie ustawali w swojej komicznej zabawie. Całkowicie zapomnieli o Starku. Kiedy jednak poczuli zmęczenie, podeszli do baru i poprosili o napoje. Dopiero wtedy przypomnieli sobie o przyjacielu.
- No chodź się rozerwać, nie bądź taki! - zagadał Rhodey.
- Nie będę robił z siebie błazna. Wy macie po co tańczyć, macie już swoich fanów! - warknął, po czym wstał ze stołka, włożył ręce do kieszeni, spuścił głowę i poszedł w ciemny, nieoświetlony kąt sali gimnastycznej. Następnie oparł się o przysłonięty materiałem parapet i spuścił wzrok. Wpatrywał się w swoje czarne, polakierowane buty. Nagle coś go tknęło, by podnieść wzrok i spojrzeć przed siebie. W głębi tańczącego tłumu dostrzegł Melody. Postanowił do niej podejść. Szedł bokiem sali, mijając tańczący tłum uczniów. Kiedy był już bliżej dziewczyny, spostrzegł iż ta siedzi sama przy stoliku ze smętną miną.
Tony wziął głęboki oddech, poprawił garnitur i podszedł jeszcze bliżej.
- Hej. - zagadał, kiedy stanął obok niej, ale szatynka nie odezwała się ani słowem. - Wszystko gra? - dodał.
Dziewczyna pokiwała przecząco i westchnęła.
- Nie lubię imprez. - w końcu powiedziała.
- Dlaczego? - spytał, po czym dosiadł się do stolika.
- Nie umiem tańczyć, nigdy nie chodziłam na takowe wydarzenia... nie jestem rozrywkową dziewczyną.
- A ja wiem, że umiesz się bawić.
- Czyżby? No to znasz mnie lepiej, niż ja siebie samą.
- Mogę ci to nawet udowodnić.
Chłopak wstał i wyciągnął do dziewczyny rękę.
- Zechciałabyś ze mną zatańczyć?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. W głębi serca była szczęśliwa, marzyła o tym tańcu, ale...
- Ja nie tańczę. - odwróciła wzrok. Chłopak jednak nie poddał się tak łatwo. Chwycił szatynkę za rękę i pociągnął ją za sobą.
Obydwoje stanęli na parkiecie.
- Ja nie tańczę! - krzyczała, ale uspokoiła się kiedy Tony złapał za jej dłonie i założył je na swojej szyi, a sam objął ją w pasie.
- Co ty...
- Na pewno nie chcesz ze mną tańczyć? - uśmiechnął się.
- Chcę... - powiedziała ciszej, niemal szeptem.
DJ włączył kolejną piosenkę.
- Przed państwem nuta tego lata! Grzegorz Hyży & TABB! Chłopaki - lećcie po dziewczyny! - oznajmił z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Ale ja nie umiem tańczyć... - spuściła wzrok Melody.
- To się nauczysz.
Kiedy zaczęła się pierwsza zwrotka, Tony wymusił na dziewczynie pierwsze kroki ich tańca. Począł kołysać się na boki, stąpając z jednej nogi na drugą. W refrenie przeszedł do kolejnego kroku. Tym razem obrócił ją kilkakrotnie.Przy kolejne zwrotce dziewczyna poczuła się jak w siódmym niebie. Objęła chłopaka jeszcze bardziej, opierając swoją brodę na jego lewym ramieniu. Tańczyli tak jeszcze p[rzez dłuższą chwilę. Pod koniec piosenki chłopak złapał dziewczynę w biodrach i uniósł ja w górze, robiąc przy tym 3 obroty. Kiedy postawił ją, leciały ostatnie takty. Wtedy dotknęli się czołami i wpatrywali w oczy. Piosenka skończyła się. Tony miał ochotę zatańczyć jeszcze do następnej, ale dziewczyna odmówiła.
- A może jednak? - próbował ją przekonać.
- Tony, ja... ja... naprawdę mam już dość. - spuściła głowę i zabrała ręce z szyi chłopaka.
- W takim razie dziękuję za taniec. - Tony wymusił lekki uśmiech na twarzy, chociaż był zawiedziony. Ucałował rękę dziewczyny i odprowadził ją do stolika. Sam potem zniknął między tłumem bawiących się osób.
~*~
Zbliżała się godzina 22.00. Dyrektorka powiadomiła, iż niedługo impreza się kończy. Poprosiła również, aby uczniowie zatańczyli do ostatniej piosenki, a potem przygotowali się do opuszczenia sali.
Tony wodził wzrokiem po pomieszczeniu. Miał ochotę na ten ostatni wspólny taniec z Melody. Nie znalazł jej jednak. Przysiadł więc przy barze wraz z Pepper i Rhodey'em i wyczekiwali końca imprezy.
Po 10 minutach wszyscy zaczęli się rozchodzić. Przyjaciele zgodnie z umową powiadomili panią Rhodes, że wracają i niedługo będą w domu. Postanowili za drogę powrotną wybrać oświetlony park. Była to jedyna najkrótsza i najbezpieczniejsza droga.
Całą "trójcą" szli przez owy park. Byli już trochę zmęczeni. W szczególności Rhodey i Pepper, którzy na pakiecie wyciskali z siebie siódme poty. Tony wyprzedził ich nieco, ale po chwili zrównał się z nimi, kiedy niespodziewanie się zatrzymał.
- Co jest? - spytał Rhods, a po chwili dostrzegł Johnny'ego i Melody. - O stary, współczuję... - dodał i nawet nie zdążył położyć ręki na ramieniu przyjaciela, bo ten natychmiast szybkim krokiem poszedł w stronę pary.
Tony nawet nie wiedział, dlaczego do nich idzie. Czuł jednak, że coś go do tego zmusza, że musi to zrobić. Po chwili znalazł się przed parą i zagrodził im drogę.
- Cześć Melody, cześć farbowany dupku, umięśniony imbecylu, znaczy ekhem... Johnny.
- Tony! Zwariowałeś!? Jak tak możesz!? - zdenerwowała się.
- Odpuść Melly, szkoda czasu na tego chudego dziwaka.
- Dziwaka!?
- No proszę! Zaczyna swój odzew na kompleksy. - dalej nabijał się z chłopaka, mówiąc złośliwie.
- Ja nie mam kompleksów!
- Nie? A patrz na swoje światełko. Tak ładnie przebija białą koszulę, że normalnie mogłeś robić za reflektor na balu!
- Ty gadzie! - Tony zakasał rękawy i rzucił się z pięściami na blondyna.
- Proszę, przestańcie! - dziewczyna błagała przyjaciół, ale ci jej nie słuchali. Postanowiła więc wkroczyć do akcji i złapała Tony'ego w pasie od tyłu.
- Proszę nie rób tego! - Wtuliła się w niego, ale brunet był zbyt rozwścieczony.
- Puść go albo stanie ci się krzywda. - zwrócił się mięśniak w stronę dziewczyny, ale ta nie reagowała. W końcu siła Starka przeważyła i wypuściła go. Nie zamierzała jednak się poddać i tym samym ruchem "zaatakowała" swojego partnera z balu. Ten jednak odepchnął ją i przewrócił na trawę.
- Melody! - Rhodey podbiegł i pomógł jej wstać.
- Trzeba coś zrobić. - mówiła, otrzepując się.
- I to szybko, bo się pozabijają. - zmarszczył czoło.
- No co jest Stark? Chcesz się bić? - prowokował blondyn.
- Nie wiesz, jak o tym marzę! - odparł, po czym napluł mu w twarz.
- Ty mały gadzie! - krzyknął, puszczając bruneta.
Tony chciał zmienić pozycję, ale nie zdążył, ponieważ Johnny szybko się pozbierał i ponownie przyparł go do drzewa.
- Pożałujesz tego! Zabiję cię!
Johnny kopnął kilkakrotnie chłopaka w czułe miejsce. Ten pochylił się nieco i zaczął krzyczeć z bólu, roniąc przy tym kilka łez.
Melody na ten widok przysłoniła usta dłońmi, a jej oczy zaszkliły.
- No co jest? Będziesz mi tu ryczał? - wyśmiewał się, po czym puścił chłopaka, a ten bezsilnie opadł na ziemię i zwijał się z bólu.
- Nie będziesz mnie poniżał! - powiedział drżącym głosem Tony.
- Jeszcze nie masz dość!? - odwrócił się i podniósł chłopaka.
Spoliczkował go kilkakrotnie na tyle, że młody Stark zachwiał się i oparł o drzewo. Ledwo ustał na nogach. Widząc to blondyn nie pohamował się przed kolejnym uderzeniem. Wymierzył mu z pięści prosto w twarz. W końcu Tony upadł i nie podnosił się przez chwilę. Johnny'emu jednak było mało. Wpadł w szał i z całej siły kopnął go w brzuch, przez co Stark zaczął pluć krwią.
- Wystarczy! - dziewczyna wyrwała się z rąk Rhodey'a i podbiegła do Starka, przykrywając go całym ciałem.
- Dość! - krzyknęła ponownie ze łzami w oczach.
Teraz umięśniony kolega nie mógł nic zrobić. Gdyby uderzył chłopaka po raz kolejny, zranił by Melody.
- Odsuń się, bo z nim nie skończę! - wydarł się na szatynkę.
- Posłuchaj co mówisz! Jesteś potworem! - dziewczyna zbliżyła się do blondyna i zaczęła walić pięściami w jego klatkę piersiową. To jednak tylko łaskotało jej przyjaciela.
- Zostaw mnie! - ponownie przewrócił dziewczynę, tym razem upadła obok leżącego bruneta. Szybko się jednak podniosła i przyklęknęła obok zakrwawionego przyjaciela.
- Tony... - wsunęła jedną dłoń pod jego głowę, drugą położyła na reaktorze i wpatrywała się w jego siną twarz. Zrobiło się jej żal bruneta, chociaż chwilę temu była na niego zła. W końcu położyła też głowę na jego klatce piersiowej.
Johnny zbliżył się do nich i złapał dziewczynę za łokieć.
- Zostaw go, idziemy! - warknął, na co dziewczyna nieco się przeraziła.
- Nigdzie nie idę! - ponownie schowała twarz, kładąc ją na implancie.
- Jak chcesz! - wzruszył ramionami, machnął ręką i odszedł.
Pepper, która przyglądała się tej całej sytuacji z bezpiecznej odległości podbiegła do Tony'ego i Melody. To samo uczynił Rhodey.
- Jest ciężko ranny. Zabierzmy go do domu.
- Pójdę z wami. - oznajmiła cichym głosem szatynka.
James wziął ledwo przytomnego przyjaciela na ręce. Było mu trochę ciężko, ale dzięki pomocy Pepper jakoś doszli. Melody przez całą drogę szła z tyłu, w ręce trzymając zakrwawioną marynarkę chłopaka, którą co chwilę przykładała do policzków, by otrzeć spływające łzy.
Kiedy doszli do domu Rhodes'ów, bo tam mieli najbliżej, w drzwiach powitała ich Roberta.
- Co się stało? - spytała zszokowana na widok syna, niosącego Starka.
- Długa historia. - rzekł James, po czym położył chłopaka w salonie na kanapie.
- Trzeba go zwieść do Howarda! - obwieściła kobieta.
- Jest w firmie. - odpowiedziała Pepper smutnym głosem.
- W takim razie zajmiemy się nim tutaj, a ty mój synu wszystko mi wytłumaczysz! To był celowy atak? Czy zwykła bójka!?
- Przestań grać prawnika mamo! Wszystko ci powiem w kuchni. Pepper, chodź ze mną!
- Za chwilkę, tylko przyniosę apteczkę.
Pepper przyniosła pudełko i położyła je na ziemi obok Melody.
- Ty się nim zajmij, ja jestem potrzebna gdzie indziej. - mówiąc to zapomniała o całej nienawiści do dziewczyny.
- Jasne...
~*~
Kiedy nastolatkowie tłumaczyli się w kuchni, Melody przyniosła specjalną maść, miskę wody i czysty ręcznik. Następnie podwinęła spodnie chłopaka na wysokość kolan, zakasała rękawy od zakrwawionej koszuli do łokci i maścią posmarowała spuchnięte okolice kostek oraz nadgarstków.
W tym momencie Tony otworzył oczy.
- Co ty... co ty mi robisz? - spytał cicho.
- Zajmuję się tobą. - odparła z wyraźną troską w głosie i poczęła masować zwichniętą lewą kostkę.
- Ała! - jęknął.
- Przepraszam, staram się najdelikatniej, jak to możliwe...
- Nie szkodzi. - zacisnął wargi. Począł rozmyślać o sprawcy pobicia i o tym, jak go zaatakował. Potem powrócił myślami do balu. W końcu nie wytrzymał.
- Musiałaś iść na bal z Johnny'm? - wręcz krzyknął na dziewczynę.
- Nie rozumiem, to coś złego? - spytała lekko przerażona i zdziwiona.
- Mogłaś iść z kimś innym! Naprawdę on ci się tak podoba!?
Melodia w końcu zrozumiała. Tony był po prostu o nią zazdrosny. I to jeszcze jak! Zresztą, nie tylko on, bo jej partner też tego dowiódł. Po chwili milczenia i namysłu odpowiedziała mu ze spokojem:
- Poszłam z nim na bal tylko dlatego, że nikt inny mnie nie zaprosił. - nie spoglądała jednak w oczy chłopaka.
- To nie możliwe. Naprawdę tak było? Przecież każdy chłopak w szkole marzył, by z tobą iść... tak myślę.
- No... dobrze... dostałam wiele ofert pójścia z kimś na bal, ale ja czekałam na zaproszenie od... od... - i tu zawahała się.
- Od? - spytał niecierpliwy, podnosząc ton.
- Od pewnego chłopaka, z którym marzyłam by iść! - odwróciła wzrok, by Stark nie zauważył jej szklących oczu.
- Ode mnie... - wyszeptał, na co dziewczyna spojrzała mu w oczy. - Eh... westchnął. - To moja wina. To ja jestem tym dupkiem, który nie odważył się zapytać ciebie wprost o to, czy pójdziesz ze mną na bal. To ja zacząłem tę bójkę, jak ostatni skończony frajer! To ja...
- Tony! - dziewczyna dotknęła ręką jego polika, przerywając jego wypowiedź. - Nie obwiniaj się o wszystko. Dzięki tobie poznałam też drugą twarz Johnny'ego... - westchnęła.
- Ale gdybym nie ja, nie leżałbym teraz tutaj.
- A co, źle ci? - zaśmiała się.
- Nie do końca, bo fajnie, jak mi tak masujesz nogę...
- Jeszcze muszę przemyć twoje rany. - puściła oko, na co chłopak się uśmiechnął.
- Jeszcze tu mnie boli... - wskazał na brzuch.
Dziewczyna rozpięła koszulę.
- Rzeczywiście, cały siny. - pokręciła głową.
- I tam też mnie boli. Trochę niżej. - uśmiechnął się łobuzersko widząc, że dziewczyna jest nieco spięta.
- Tam już nie zajrzę. - zachichotała.
- Wiem.
- To po co tak gadasz?
- A tak... to moje prawdziwe "ja".
- Więc jesteś taki wyluzowany? - dziewczyna zaczęła opuszkami palców jeździć po nagim brzuchu bruneta, co wprawiło go w zakłopotanie.
- No nie wstydź się. - spojrzała na niego poważnie, chłopak natomiast był wyraźnie zszokowany i zdezorientowany.
Dziewczyna zaczęła się śmiać, jak nigdy. Po raz pierwszy Tony zobaczył tak rozbawioną i wyluzowaną Melody.
- Dobra, wystarczy! - złapał za jej rękę, którą dotykała jego brzucha.
- Jasne. - uspokoiła się.
- To teraz możesz mi przemyć te rany...
- Jasne. - powtórzyła się.
Szatynka powoli przemyła zakrwawione miejsca w okolicach oczu, ust i nosa. Kiedy skończyła, umyła ręce w misce, a następnie wytarła je w ręcznik.
- To by było na tyle... - oznajmiła, powoli zbierając się do wyjścia. Kiedy sięgnęła po torebkę i już miała wychodzić, poczuła, jak chłopak łapie ją za łokieć i przyciąga do siebie.
- Kocham cię. - oznajmił szeptem.
- Ja też cię kocham. - ucałowała go w czoło, po czym wyszła z domu.
- Tony! - dziewczyna dotknęła ręką jego polika, przerywając jego wypowiedź. - Nie obwiniaj się o wszystko. Dzięki tobie poznałam też drugą twarz Johnny'ego... - westchnęła.
- Ale gdybym nie ja, nie leżałbym teraz tutaj.
- A co, źle ci? - zaśmiała się.
- Nie do końca, bo fajnie, jak mi tak masujesz nogę...
- Jeszcze muszę przemyć twoje rany. - puściła oko, na co chłopak się uśmiechnął.
- Jeszcze tu mnie boli... - wskazał na brzuch.
Dziewczyna rozpięła koszulę.
- Rzeczywiście, cały siny. - pokręciła głową.
- I tam też mnie boli. Trochę niżej. - uśmiechnął się łobuzersko widząc, że dziewczyna jest nieco spięta.
- Tam już nie zajrzę. - zachichotała.
- Wiem.
- To po co tak gadasz?
- A tak... to moje prawdziwe "ja".
- Więc jesteś taki wyluzowany? - dziewczyna zaczęła opuszkami palców jeździć po nagim brzuchu bruneta, co wprawiło go w zakłopotanie.
- No nie wstydź się. - spojrzała na niego poważnie, chłopak natomiast był wyraźnie zszokowany i zdezorientowany.
Dziewczyna zaczęła się śmiać, jak nigdy. Po raz pierwszy Tony zobaczył tak rozbawioną i wyluzowaną Melody.
- Dobra, wystarczy! - złapał za jej rękę, którą dotykała jego brzucha.
- Jasne. - uspokoiła się.
- To teraz możesz mi przemyć te rany...
- Jasne. - powtórzyła się.
Szatynka powoli przemyła zakrwawione miejsca w okolicach oczu, ust i nosa. Kiedy skończyła, umyła ręce w misce, a następnie wytarła je w ręcznik.
- To by było na tyle... - oznajmiła, powoli zbierając się do wyjścia. Kiedy sięgnęła po torebkę i już miała wychodzić, poczuła, jak chłopak łapie ją za łokieć i przyciąga do siebie.
- Kocham cię. - oznajmił szeptem.
- Ja też cię kocham. - ucałowała go w czoło, po czym wyszła z domu.
~*~
Nieco zmęczona wróciła do siebie. Było już parę minut po 3.00. Chcąc zawiadomić mamę, że już wróciła, poczęła ją wszędzie szukać.
- Nie ma? - zdziwiła się nigdzie nie widząc matki. Kiedy wróciła do kuchni, zobaczyła na stole białą kopertę. Przeraziła się nieco, że to znowu kolejne groźby. Poczuła jednak, że musi ją otworzyć. Wyciągnęła z niej jakiś druk. Przeczytawszy początek stwierdziła, iż to wyniki badań. Nagle zatrzymała się przy jednej z linijek i z przerażenia upuściła kopertę. Zakryła dłońmi usta i przysiadła na krześle. Nie mogła uwierzyć w to, co przeczytała i... rozpłakała się.
wtorek, 26 sierpnia 2014
Iron man Armored Adventures Theme by Rooney
Kilka osób prosiło, bym dała na bloga tekst do piosenki IM:AA. Pisałam go z pamięci, więc przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Poniżej tekst i oficjalny teledysk:
1. He's a man on a mission
In armour of Hi-Tech ammunition
Trapped to the edge of an endless game
His teenage life will never be the same
In a dangerous world he does all he can
He's Iron Man, Iron Man
2. The heart of his power was within him
No force will make him give in
When he's back into the corner of unsernity
He takes the heat to the next dagree
He's more than a hero believe watch you see
He's Iron Man, Iron Man
He's Iron Man, Iron Man, Iron Man
____________
To taka mała przerwa przed końcowym rozdziałem. Ja osobiście, jak usłyszałam tę piosenkę po latach, to zrobiło mi się przyjemnie (bez skojarzeń) :D
Po prostu tak miło jest wrócić do czegoś, czego się długo nie widziało :)
Poniżej tekst i oficjalny teledysk:
1. He's a man on a mission
In armour of Hi-Tech ammunition
Trapped to the edge of an endless game
His teenage life will never be the same
In a dangerous world he does all he can
He's Iron Man, Iron Man
2. The heart of his power was within him
No force will make him give in
When he's back into the corner of unsernity
He takes the heat to the next dagree
He's more than a hero believe watch you see
He's Iron Man, Iron Man
He's Iron Man, Iron Man, Iron Man
____________
To taka mała przerwa przed końcowym rozdziałem. Ja osobiście, jak usłyszałam tę piosenkę po latach, to zrobiło mi się przyjemnie (bez skojarzeń) :D
Po prostu tak miło jest wrócić do czegoś, czego się długo nie widziało :)
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Rozdział 14
ROZDZIAŁ 14 CZ. I
"Bal".
Tony w końcu znalazł swój upragniony garnitur. Zdobył również adres sklepu, w którym mógł go dostać. Zadowolony natychmiast ubrał czarną skórzaną kurtkę, również czarne spodnie oraz niebieskie Conversy. Ułożył sobie włosy specjalnym żelem, by móc w tak drogim sklepie pokazać się z lepszej strony i wyszedł.
Do owego sklepu miał kawał drogi. Aby nie zabłądzić, włączył w telefonie funkcję GPS, która dodatkowo wyliczyła mu odległość do sklepu. Wynosiła ona ponad 10 kilometrów.
- Super, 10 kilometrów centrum Nowego Yorku... - pomyślał niezadowolony, ponieważ dziś ulice były wyjątkowo zatłoczone. Postanowił się jednak przejść. Przy okazji zadzwonił po Rhodey'ego, który również był zmuszony kupić nowy garnitur.
Spotkali się obok jednego z nowojorskich skwerów. Potem ruszyli do sklepu.
W czasie drogi Tony musiał się zatrzymać, by zawiązać but. Kiedy już to zrobił, wstał i odruchowo spojrzał w prawą stronę. Przez szybę jednego ze sklepów ujrzał... Melody i Whitney. Obydwie przymierzały sukienki.
- Nawet one się przygotowują. - rzekł Rhodey, obejmując przyjaciela jedną ręką.
- No... - westchnął Stark.
- Stary, jeszcze nic nie jest przesądzone. Idź nawet teraz i z nią pogadaj.
- Zwariowałeś!?
- Nie. No idź! - popchnął go lekko, ale brunet staną sztywno i nawet się nie zachwiał.
- Nie i koniec! Idziemy po garnitury.
Rhodey posłuchał przyjaciela. Po godzinnej przeprawie przez zatłoczone miasto w końcu dotarli na miejsce.
- Dzień dobry. - odezwał się kobiecy głos.
- Dzień dobry. - odpowiedzieli.
- W czym mogę pomóc?
- Dzwoniłem do pani dzisiaj. Zamówiłem garnitur do przymiarki.
- O tak, tak, a pan?
- Ja dopiero będę szukał.
- W takim razie niech Pan się rozejrzy, a z kolei my pójdziemy po zamówienie.
Po kilku minutach...
- Proszę. Niech Pan go przymierzy.
W tym samym czasie Rhodey przeglądał garnitury.
- Są takie... fajne! - ekscytował się, ale niemal nie zbladł, kiedy zobaczył ceny. - Za drogo... - pomyślał i podszedł do przymierzalni, w której znajdował się Stark.
Po chwili Tony wyszedł, a Rhodey nie mógł się nadziwić.
- No, no stary... Niejedna na ciebie poleci. - puścił oko.
- Wiesz, jak ten krawat ciśnie? - próbował sobie go poluzować, ale nie bardzo mu się to udało.
- Niech pan pozwoli. - kobieta podeszła do nastolatka i rozwiązała krawat. Tony myślał, że spali się ze wstydu.
Po chwili dodała:
- Ciekawa jestem, czy pańska partnerka nie zasłabnie na pański widok.
- Na pewno tego nie zrobi, ponieważ idę sam.
Kobieta zdziwiła się.
- A mogę wiedzieć, co się szykuje? Jakieś ważne wydarzenie szkolne, jak podejrzewam?
- Bal na zakończenie roku szkolnego. Taki jest co roku. - odparł Rhodey.
- I wy idziecie sami?
- Tak wyszło. - wzruszył ramionami Stark.
- Ehmm.. Tony? Możemy na słówko?
Odeszli nieco od kobiety.
- Słuchaj, tu jest drogo... ja tu nic nie kupię.
- Daj spokój, ja stawiam.
- Postawić, to mi możesz co najwyżej obiad! Nie kupisz mi nic za 2 kawałki!
- Wyluzuj! To nie są pieniądze firmy, tylko moja wypłata. A ja nie mam co zrobić z pieniędzmi.
- Miałeś zbierać na prawo jazdy i swój własny samochód.
- A kto powiedział, że już nie uzbierałem? - uśmiechnął się.
- O stary... dobra. Zrobimy tak. Zapłacisz za mój garnitur, jak pójdziesz na bal z Melody.
- Po moim trupie...
- Że co przepraszam?
- Po moim trupie... chodzi mi o to, że jej nie zaproszę.
- Wiesz, że jesteś...
- Tak, nieważne, mówiłeś już kilka razy. Jestem idiotą. Przypomnij mi proszę, ile razy juz to od ciebie słyszałem?
- Nie wiem. W każdym razie, sam siebie tak nazywasz, więc jesteś świadomy, że postępujesz źle.
- Postępuje dobrze. Melody to moja przyjaciółka i nie chcę stracić tej relacji.
- A dążysz do tego, w dalszym ciągu się do niej nie odzywając. Wrzuć na luz i zagadaj.
- Zrobię to na balu.
- Trzymam cię za słowo.
Chłopcy przerwali rozmowę i rozpoczęli poszukiwania nowego garnituru dla Rhodey'ego.
- Jak myślisz: z muchą, czy krawatem? - spytał przyjaciel.
- W krawacie wyglądacie przystojniej. - odezwała się ekspedientka, usłyszawszy rozmowę.
- No to krawat...
Do owego sklepu miał kawał drogi. Aby nie zabłądzić, włączył w telefonie funkcję GPS, która dodatkowo wyliczyła mu odległość do sklepu. Wynosiła ona ponad 10 kilometrów.
- Super, 10 kilometrów centrum Nowego Yorku... - pomyślał niezadowolony, ponieważ dziś ulice były wyjątkowo zatłoczone. Postanowił się jednak przejść. Przy okazji zadzwonił po Rhodey'ego, który również był zmuszony kupić nowy garnitur.
Spotkali się obok jednego z nowojorskich skwerów. Potem ruszyli do sklepu.
W czasie drogi Tony musiał się zatrzymać, by zawiązać but. Kiedy już to zrobił, wstał i odruchowo spojrzał w prawą stronę. Przez szybę jednego ze sklepów ujrzał... Melody i Whitney. Obydwie przymierzały sukienki.
- Nawet one się przygotowują. - rzekł Rhodey, obejmując przyjaciela jedną ręką.
- No... - westchnął Stark.
- Stary, jeszcze nic nie jest przesądzone. Idź nawet teraz i z nią pogadaj.
- Zwariowałeś!?
- Nie. No idź! - popchnął go lekko, ale brunet staną sztywno i nawet się nie zachwiał.
- Nie i koniec! Idziemy po garnitury.
Rhodey posłuchał przyjaciela. Po godzinnej przeprawie przez zatłoczone miasto w końcu dotarli na miejsce.
- Dzień dobry. - odezwał się kobiecy głos.
- Dzień dobry. - odpowiedzieli.
- W czym mogę pomóc?
- Dzwoniłem do pani dzisiaj. Zamówiłem garnitur do przymiarki.
- O tak, tak, a pan?
- Ja dopiero będę szukał.
- W takim razie niech Pan się rozejrzy, a z kolei my pójdziemy po zamówienie.
Po kilku minutach...
- Proszę. Niech Pan go przymierzy.
W tym samym czasie Rhodey przeglądał garnitury.
- Są takie... fajne! - ekscytował się, ale niemal nie zbladł, kiedy zobaczył ceny. - Za drogo... - pomyślał i podszedł do przymierzalni, w której znajdował się Stark.
Po chwili Tony wyszedł, a Rhodey nie mógł się nadziwić.
- No, no stary... Niejedna na ciebie poleci. - puścił oko.
- Wiesz, jak ten krawat ciśnie? - próbował sobie go poluzować, ale nie bardzo mu się to udało.
- Niech pan pozwoli. - kobieta podeszła do nastolatka i rozwiązała krawat. Tony myślał, że spali się ze wstydu.
Po chwili dodała:
- Ciekawa jestem, czy pańska partnerka nie zasłabnie na pański widok.
- Na pewno tego nie zrobi, ponieważ idę sam.
Kobieta zdziwiła się.
- A mogę wiedzieć, co się szykuje? Jakieś ważne wydarzenie szkolne, jak podejrzewam?
- Bal na zakończenie roku szkolnego. Taki jest co roku. - odparł Rhodey.
- I wy idziecie sami?
- Tak wyszło. - wzruszył ramionami Stark.
- Ehmm.. Tony? Możemy na słówko?
Odeszli nieco od kobiety.
- Słuchaj, tu jest drogo... ja tu nic nie kupię.
- Daj spokój, ja stawiam.
- Postawić, to mi możesz co najwyżej obiad! Nie kupisz mi nic za 2 kawałki!
- Wyluzuj! To nie są pieniądze firmy, tylko moja wypłata. A ja nie mam co zrobić z pieniędzmi.
- Miałeś zbierać na prawo jazdy i swój własny samochód.
- A kto powiedział, że już nie uzbierałem? - uśmiechnął się.
- O stary... dobra. Zrobimy tak. Zapłacisz za mój garnitur, jak pójdziesz na bal z Melody.
- Po moim trupie...
- Że co przepraszam?
- Po moim trupie... chodzi mi o to, że jej nie zaproszę.
- Wiesz, że jesteś...
- Tak, nieważne, mówiłeś już kilka razy. Jestem idiotą. Przypomnij mi proszę, ile razy juz to od ciebie słyszałem?
- Nie wiem. W każdym razie, sam siebie tak nazywasz, więc jesteś świadomy, że postępujesz źle.
- Postępuje dobrze. Melody to moja przyjaciółka i nie chcę stracić tej relacji.
- A dążysz do tego, w dalszym ciągu się do niej nie odzywając. Wrzuć na luz i zagadaj.
- Zrobię to na balu.
- Trzymam cię za słowo.
Chłopcy przerwali rozmowę i rozpoczęli poszukiwania nowego garnituru dla Rhodey'ego.
- Jak myślisz: z muchą, czy krawatem? - spytał przyjaciel.
- W krawacie wyglądacie przystojniej. - odezwała się ekspedientka, usłyszawszy rozmowę.
- No to krawat...
~*~
Melody i Whitney przymierzały kolejne sukienki. Tym razem miały pełny luz - kolory kreacji były dowolne.
- Ja może przymierzę jakąś czerwoną... Będę przynajmniej zwracać na siebie uwagę. - oznajmiła blondyna.
- Ja właśnie robiłabym wszystko, by być jak najmniej zauważona... - westchnęła szatynka.
- Wiesz, ja mam inny charakter. Jestem stworzona do wielkich rzeczy. Nie robię za szarą myszkę.
Te ostatnie słowa nieco dotknęły Melody. Dziewczyna wiedziała jednak, że przyjaciółka ma racje.
- Muszę się otworzyć na świat i być bardziej śmiała!
Przechodzący korytarzem Howard natychmiast zauważył nieubranego syna i zwrócił mu uwagę.
- Może byś się ubrał?
Tony jednak przemilczał wypowiedź ojca. Minął go i wszedł do swojego pokoju. Tam ubrał się w czyste ubrania i pozostał w pomieszczeniu do południa.
Kilka godzin później...
Zbliżała się godzina 14.00. Do balu pozostało niewiele czasu. Brunet ubrał garnitur i stanął przed wielkim lustrem, które wisiało na jego szafie. Zawiązał krawat, ale nie czuł się w nim zbyt dobrze. Mimo wszystko wziął głęboki oddech, schował do kieszeni telefon i paczkę chusteczek i opuścił pokój. Zszedł na dół. Ubierał buty i po chwili miał opuścić willę, kiedy obok niego stanął Howard.
- Dokąd wychodzisz? - spytał widząc syna elegancko ubranego.
- Na szkolny bal. - odburknął, nie patrząc ojcu w oczy.
- Nic mi nie powiedziałeś...
- Nie chciałem, byś zepsuł mi ten dzień. - nadal był pochylony nad wiązanym butem.
W końcu Tony wstał, poprawił marynarkę i odwrócił się do wyjścia. Zrobił kilka kroków, a po chwili usłyszał głos ojca.
- Krawat!
- Co? - odwrócił się.
- Krawat.
Howard podszedł do syna i poprawił mu ową część garderoby, dodatkowo ją poluzowując. Kiedy skończył, Tony spytał nieco zdziwiony:
- Dlaczego to robisz?
- A niby czemu miałbym tego nie robić? Jesteś moim synem, idziesz na bal i musisz dobrze wyglądać.
Brunet chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymał i bez oficjalnego pożegnania opuścił willę. Howard odetchnął. Spodziewał się, że syn znowu będzie się awanturował i nie będzie go słuchać. Mile się zdziwił, że Tony tak zareagował. Wiedział jednak, że chłopaka za bardzo pochłonęła myśl o balu i tylko o tym teraz myślał.
Przed willą...
Pani Roberta wraz z synem Rhodey'em podjechali pod willę. Młody Stark już na nich czekał. Wsiadł do czarnego Opla i odjechali.
- Czy mam potem was odebrać? - spytała kobieta w czasie drogi.
- Nie, nie trzeba. Bal kończy się o 22.00, nauczyciele pozwolili nam wrócić samemu.
- No dobrze, tylko zadzwońcie do mnie, jak będziecie już wracać.
- Nie ma sprawy.
Po chwili cała trójka znalazła się pod Akademia Jutra.
- Dzięki za podwiezienie, kocham cię mamo. - Rhodey cmoknął kobietę w policzek, co miło ją zaskoczyło i pożegnał się z nią.
Chłopcy wysiedli z samochodu i stanęli przed budynkiem.
- Gotowy? - spytał bruneta.
- Gotowy. - odpowiedział śmiało, po czym weszli do środka.
___________________
*Melly, Melodia. - tak pieszczotliwie Whitney nazywa Melody.
Co do rozdziału, może nie jest idealną pierwszą częścią zakańczającą serię, ale naprawdę się starałam. Zapewniam was, że oficjalne zakończenie pojawi się we czwartek.
I teraz taka mała informacja... niedługo szkoła. Mnie czeka pierwsza klasa liceum O.O i przeglądając wstępny plan zauważyłam, że będę mieć nawet 8 lekcji (dlaczego!?) :(
Dlatego też nie wiem, w jakim odstępie czasowym będą pojawiać się kolejne rozdziały. Postaram się dawać po 2 rozdziały na tydzień, ewentualnie po 3, jak da radę. Mam nadzieję, że szkoła nie zabierze wam tyle czasu i będziecie tutaj wpadać i dalej komentować moje opowiadania :)
Póki co dziękuję, że jesteście i dajecie mi tę szansę dzielenia się moją wyobraźnią. :)
+ możecie spokojnie dawać linki w komentarzach pod rozdziałami. Nie uznaję tego jako spam, każdy chce się czymś dzielić, a przecież nic się nie stanie, jak kiedyś się zareklamujecie.
- Ja może przymierzę jakąś czerwoną... Będę przynajmniej zwracać na siebie uwagę. - oznajmiła blondyna.
- Ja właśnie robiłabym wszystko, by być jak najmniej zauważona... - westchnęła szatynka.
- Wiesz, ja mam inny charakter. Jestem stworzona do wielkich rzeczy. Nie robię za szarą myszkę.
Te ostatnie słowa nieco dotknęły Melody. Dziewczyna wiedziała jednak, że przyjaciółka ma racje.
- Muszę się otworzyć na świat i być bardziej śmiała!
~*~
Tony wraz z Rhodey'em wrócili do willi. Tam chłopacy założyli garnitury raz jeszcze i dokładniej sie obejrzeli.
- My przystojniacy... - zaśmiał się Rhods.
- Tsa... - westchnął Stark.
- Tony... zadzwoń do niej. Pogadaj, zaproś... trzymam kciuki. - położył rękę na ramieniu chłopaka i tym gestem się z nim pożegnał.
Kiedy Rhodey opuścił willę, Tony wziął się w garść i sięgnął po telefon. Wykręcił numer do Melody.
Kilka godzin wcześniej...
- I jak, smakowało ci? - spytał zatroskany Johnny.
- Pyszne! Po raz pierwszy ktoś zrobił tak dobra tortillę!
- Mówiłem ci, że to najlepszy bar, jaki znam.
- Chyba zacznę cię słuchać już od samego początku. - zaśmiała się.
- Yhm... Melody. Z kim idziesz na bal? - spytał niepewnie.
- Właściwie, to z nikim. Nikt mnie jeszcze nie zaprosił... - w tym momencie pomyślała o Tony'm.
- To trochę przykre... więc może ty i ja... - złapał ją za rękę. - Pójdziemy razem? - kiedy się nieco wyluzował spytał prosto z mostu: Poszłabyś ze mną na bal?
Dziewczyna była nieco zdziwiona. Tak naprawdę marzyła, by iść z brunetem. Jednak zdała sobie sprawę, że chłopak może w ogóle jej nie zaprosić i wolała skorzystać z okazji.
- Jasne, czemu nie. - uśmiechnęła się delikatnie, zauważalnie tylko dla obecnego chłopaka.
- Jeszcze zgadamy się co do godziny.
- W porządku.
- No nic. W takim razie ja lecę. Dzięki za wspólny obiad.
- Tak... do zobaczenia i nie ma za co!
Dziewczyna wróciła do domu. Tam zastała Whitney.
- Tony... zadzwoń do niej. Pogadaj, zaproś... trzymam kciuki. - położył rękę na ramieniu chłopaka i tym gestem się z nim pożegnał.
Kiedy Rhodey opuścił willę, Tony wziął się w garść i sięgnął po telefon. Wykręcił numer do Melody.
Kilka godzin wcześniej...
- I jak, smakowało ci? - spytał zatroskany Johnny.
- Pyszne! Po raz pierwszy ktoś zrobił tak dobra tortillę!
- Mówiłem ci, że to najlepszy bar, jaki znam.
- Chyba zacznę cię słuchać już od samego początku. - zaśmiała się.
- Yhm... Melody. Z kim idziesz na bal? - spytał niepewnie.
- Właściwie, to z nikim. Nikt mnie jeszcze nie zaprosił... - w tym momencie pomyślała o Tony'm.
- To trochę przykre... więc może ty i ja... - złapał ją za rękę. - Pójdziemy razem? - kiedy się nieco wyluzował spytał prosto z mostu: Poszłabyś ze mną na bal?
Dziewczyna była nieco zdziwiona. Tak naprawdę marzyła, by iść z brunetem. Jednak zdała sobie sprawę, że chłopak może w ogóle jej nie zaprosić i wolała skorzystać z okazji.
- Jasne, czemu nie. - uśmiechnęła się delikatnie, zauważalnie tylko dla obecnego chłopaka.
- Jeszcze zgadamy się co do godziny.
- W porządku.
- No nic. W takim razie ja lecę. Dzięki za wspólny obiad.
- Tak... do zobaczenia i nie ma za co!
Dziewczyna wróciła do domu. Tam zastała Whitney.
~*~
Kiedy Tony i Rhodey wracali do willi z dopiero co zakupionymi garniturami, przypadkowo wpadli na Johnny'ego. Chłopak nie był akurat przyjaźnie nastawiony do świata i gdy tylko zderzył się z brunetem, spojrzał na niego zabójczym wzrokiem, a następnie rozpoczął kłótnię.
- Uważaj, jak łazisz Stark!
- O co ci chodzi? To ty powinieneś się rozglądać!
- Masz jakiś problem? - syknął, po czym złapał chłopaka za ramiona i przycisnął do ściany jednego z budynków.
- Tony! - krzyknął Rhods, upuszczając torby z zakupami.
- Nic mi nie jest. - brunet zmarszczył brwi i spojrzał groźnym wzrokiem na chłopaka. - Czego chcesz? Odbija ci!?
- Nie wchodź mi w paradę Stark. Lepiej to się dla ciebie skończy.
- Grozisz mi?
- Ostrzegam. - przycisnął go bardziej, uciskając jego klatkę piersiową, na co chłopak jęknął cos w stylu "ała".
- Wymiękasz?
- Puść mnie!
- A to co? Oj, to twoje mechaniczne serduszko... taka mała, niebieska lampeczka.I jak ładnie świeci - zakpił.
Tony nie wytrzymał i nogą kopnął wyraźnie wyższego i bardziej umięśnionego blondyna w czułe miejsce.
Blondyn pochylił się i dotknął w owe miejsce.
- Ty gnoju! - wrzasnął po czym ponownie przycisnął chłopaka do ściany i zagroził ponownie: - Jeszcze się zrewanżuję! - puścił bruneta, poprawił kurtkę i odszedł.
- Co w niego wstąpiło? - spytał Rhodey.
- Nie wiem. Może ma jakiś problem. - chłopak wzruszył ramionami, pozbierał z chodnika torby z garniturami i udał się do willi.
~*~
Obecnie...
Tony miał przyłożoną komórkę do ucha i wyczekiwał na odebranie połączenia przez dziewczynę. Z każdym kolejnym usłyszanym sygnałem przekierowywania drżał coraz bardziej. W głębi duszy obawiał się rozmowy.
- O hej Tony. - usłyszał głos, jednak nie był on podobny do głosu szatynki.
- Melody? - spytał niepewnie.
- Nie, tu Whitney. Melodia wyszła do sklepu. Chcesz coś o niej? To przekażę.
- Nie, nie... ja tylko... chciałem... porozmawiać...
- A czy przypadkiem nie dzwonisz w sprawie balu? - spytała ciekawa.
- Eh... tak w sprawie balu... rozgryzłaś mnie.
- A co dokładniej chcesz od Melody?
- Chciałem ją zaprosić na bal...
- No to za późno. Melly* idzie z Johnny'm.
Chłopak zesztywniał. Nie mógł wymówić nawet jednego słowa. Rozłączył się. Nie mógł uwierzyć, że się spóźnił, a bardziej nie wyobrażał sobie Melody i Johnny'ego razem na balu!
- Czy może spotkać mnie coś jeszcze gorszego!?
~*~
3 tygodnie później - dzień balu.
Tony wstał z rana, w okolicach godziny 6.00. Chociaż bal zaczynał się dopiero o 15.00, chłopak nie mógł dłużej spać. W myślach słyszał tylko dwa słowa: Melody i Johnny. Nie mógł tego wytrzymać. By chociaż na chwilę przestać myśleć o parze, poszedł do toalety i kilkakrotnie przemył twarz zimną wodą. Następnie rozebrał się i nagi stanął na chodniku obok prysznica. Spojrzał kilka razy w sufit, jakby czegoś tam szukał. Następnie spuścił głowę, wszedł do kabiny, zasunął drzwiczki i odkręcił prysznic. Strumień letniej wody oblał ciało chłopaka. Tony poczuł, jak jego mięśnie rozluźniają się, a on sam się odpręża. Jego włosy oklapły, co nieco go zdenerwowało, ponieważ zmoczona grzywa oklapła mu prosto na oczy. Odgarnął ją ruchem ręki, po czym sięgnął po żel i posmarował nim ciało. Następnie spłukał ową substancję. Kiedy się umył stanął ponownie pod strumieniem wody, nastawiając tylko plecy. Poczuł, jak woda uderza o jego tylną część ciała. Zrobiło mu się przyjemnie. Wyobraził sobie, że ktoś właśnie robi mu masaż. Zamknął oczu i zagłębił się w myślach. Kiedy otworzył powieki, zakręcił wodę, złapał za uchwyty i rozsunął drzwiczki. Wyszedł z kabiny z postanowieniem, że nie będzie przejmował się Johnnym. Chwycił za ręcznik i okrył nim dolną część ciała. Półnagi w samym ręczniku wyszedł z łazienki, pozostawiając swoje stare ubrania na małym krzesełku obok prysznica.
Przechodzący korytarzem Howard natychmiast zauważył nieubranego syna i zwrócił mu uwagę.
- Może byś się ubrał?
Tony jednak przemilczał wypowiedź ojca. Minął go i wszedł do swojego pokoju. Tam ubrał się w czyste ubrania i pozostał w pomieszczeniu do południa.
Kilka godzin później...
Zbliżała się godzina 14.00. Do balu pozostało niewiele czasu. Brunet ubrał garnitur i stanął przed wielkim lustrem, które wisiało na jego szafie. Zawiązał krawat, ale nie czuł się w nim zbyt dobrze. Mimo wszystko wziął głęboki oddech, schował do kieszeni telefon i paczkę chusteczek i opuścił pokój. Zszedł na dół. Ubierał buty i po chwili miał opuścić willę, kiedy obok niego stanął Howard.
- Dokąd wychodzisz? - spytał widząc syna elegancko ubranego.
- Na szkolny bal. - odburknął, nie patrząc ojcu w oczy.
- Nic mi nie powiedziałeś...
- Nie chciałem, byś zepsuł mi ten dzień. - nadal był pochylony nad wiązanym butem.
W końcu Tony wstał, poprawił marynarkę i odwrócił się do wyjścia. Zrobił kilka kroków, a po chwili usłyszał głos ojca.
- Krawat!
- Co? - odwrócił się.
- Krawat.
Howard podszedł do syna i poprawił mu ową część garderoby, dodatkowo ją poluzowując. Kiedy skończył, Tony spytał nieco zdziwiony:
- Dlaczego to robisz?
- A niby czemu miałbym tego nie robić? Jesteś moim synem, idziesz na bal i musisz dobrze wyglądać.
Brunet chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymał i bez oficjalnego pożegnania opuścił willę. Howard odetchnął. Spodziewał się, że syn znowu będzie się awanturował i nie będzie go słuchać. Mile się zdziwił, że Tony tak zareagował. Wiedział jednak, że chłopaka za bardzo pochłonęła myśl o balu i tylko o tym teraz myślał.
Przed willą...
Pani Roberta wraz z synem Rhodey'em podjechali pod willę. Młody Stark już na nich czekał. Wsiadł do czarnego Opla i odjechali.
- Czy mam potem was odebrać? - spytała kobieta w czasie drogi.
- Nie, nie trzeba. Bal kończy się o 22.00, nauczyciele pozwolili nam wrócić samemu.
- No dobrze, tylko zadzwońcie do mnie, jak będziecie już wracać.
- Nie ma sprawy.
Po chwili cała trójka znalazła się pod Akademia Jutra.
- Dzięki za podwiezienie, kocham cię mamo. - Rhodey cmoknął kobietę w policzek, co miło ją zaskoczyło i pożegnał się z nią.
Chłopcy wysiedli z samochodu i stanęli przed budynkiem.
- Gotowy? - spytał bruneta.
- Gotowy. - odpowiedział śmiało, po czym weszli do środka.
___________________
*Melly, Melodia. - tak pieszczotliwie Whitney nazywa Melody.
Co do rozdziału, może nie jest idealną pierwszą częścią zakańczającą serię, ale naprawdę się starałam. Zapewniam was, że oficjalne zakończenie pojawi się we czwartek.
I teraz taka mała informacja... niedługo szkoła. Mnie czeka pierwsza klasa liceum O.O i przeglądając wstępny plan zauważyłam, że będę mieć nawet 8 lekcji (dlaczego!?) :(
Dlatego też nie wiem, w jakim odstępie czasowym będą pojawiać się kolejne rozdziały. Postaram się dawać po 2 rozdziały na tydzień, ewentualnie po 3, jak da radę. Mam nadzieję, że szkoła nie zabierze wam tyle czasu i będziecie tutaj wpadać i dalej komentować moje opowiadania :)
Póki co dziękuję, że jesteście i dajecie mi tę szansę dzielenia się moją wyobraźnią. :)
+ możecie spokojnie dawać linki w komentarzach pod rozdziałami. Nie uznaję tego jako spam, każdy chce się czymś dzielić, a przecież nic się nie stanie, jak kiedyś się zareklamujecie.
piątek, 22 sierpnia 2014
Rozdział 13
- Bal!? Serio!? - Tony wrzasnął na cały korytarz, przecierając oczy z niedowierzania.
- Co w tym dziwnego? Zawsze takie bale były organizowane na zakończeniu roku szkolnego, a przecież do niego pozostały niecałe 3 tygodnie. - powiedziała Pepper.
- No i co z tego? - Tony był wyraźnie niezadowolony.
- Wyluzuj stary! Przecież uwielbiasz imprezy!
- Ale nie w takich momentach... - chłopak usiadł na pobliskiej ławce i spuścił głowę.
- Co jest? - spytała rudowłosa.
- Mój własny ojciec niemal mnie nie zabił! - przysłonił twarz dłońmi.
- O czym ty mówisz? - spytał Rhodey.
- O rozruszniku... to przez mojego tatę... - odsłonił twarz, a do oczu napłynęły mu łzy. Pepper widząc to natychmiast sięgnęła ręką do swojej torebki, wyciągnęła chusteczkę i zacisnęła ją w pięści chłopaka.
- Spoko, nikt nie widzi. - powiedziała z lekkim uśmieszkiem, na co chłopak poczuł się lepiej.
- Może istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie tej sytuacji? - pokręcił głową czarnoskóry.
- Logiczne wyjaśnienie!? Żartujesz sobie!? Ja niemal NIE UMARŁEM, na dodatek o tym wypadku dowiedziałem się z wykradzionych plików... przez to wszystko nawet nie znam całej prawdy o mamie! Niby zginęła w wypadku, ale ja wiem, że to nie prawda, ja wiem, ż eon mnie okłamał, znowu to zrobił!
- Tony... - dziewczyna usiadła obok niego i wzięła go pod rękę, głaszcząc jego gładki policzek bez cienia zarostu.
- Pepper... - chłopak spojrzał w jej karmelowe oczy. - Przestań. - odwrócił głowę w druga stronę.
- Chciałam cię tylko pocieszyć... - westchnęła. Na to chłopak odwrócił się w jej stronę i złożył przyjacielski pocałunek na jej poliku.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się.
- To ja dziękuję. - objął ją. - Jesteś najwspanialszą kumpelą, wiesz?
Dziewczyna uśmiechnęła się, a potem posmutniała. Dla pewności spytała:
- Tylko kumpelą?
- Dobra przyjaciółką - zaśmiał się.
- Ekhem... - przerwał im Rhodey. - A teraz na serio, trzeba znaleźć sobie jakieś ciuchy na bal.
- I trzeba znaleźć partnerów... - dodała ruda.
Przyjaciele przemilczeli wypowiedź dziewczyny. Oni nie lubili takich tematów.
- Eee.. dobra. Chodźmy po ten plecak i spadajmy stąd. - rzekł Rhodey.
- Co w tym dziwnego? Zawsze takie bale były organizowane na zakończeniu roku szkolnego, a przecież do niego pozostały niecałe 3 tygodnie. - powiedziała Pepper.
- No i co z tego? - Tony był wyraźnie niezadowolony.
- Wyluzuj stary! Przecież uwielbiasz imprezy!
- Ale nie w takich momentach... - chłopak usiadł na pobliskiej ławce i spuścił głowę.
- Co jest? - spytała rudowłosa.
- Mój własny ojciec niemal mnie nie zabił! - przysłonił twarz dłońmi.
- O czym ty mówisz? - spytał Rhodey.
- O rozruszniku... to przez mojego tatę... - odsłonił twarz, a do oczu napłynęły mu łzy. Pepper widząc to natychmiast sięgnęła ręką do swojej torebki, wyciągnęła chusteczkę i zacisnęła ją w pięści chłopaka.
- Spoko, nikt nie widzi. - powiedziała z lekkim uśmieszkiem, na co chłopak poczuł się lepiej.
- Może istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie tej sytuacji? - pokręcił głową czarnoskóry.
- Logiczne wyjaśnienie!? Żartujesz sobie!? Ja niemal NIE UMARŁEM, na dodatek o tym wypadku dowiedziałem się z wykradzionych plików... przez to wszystko nawet nie znam całej prawdy o mamie! Niby zginęła w wypadku, ale ja wiem, że to nie prawda, ja wiem, ż eon mnie okłamał, znowu to zrobił!
- Tony... - dziewczyna usiadła obok niego i wzięła go pod rękę, głaszcząc jego gładki policzek bez cienia zarostu.
- Pepper... - chłopak spojrzał w jej karmelowe oczy. - Przestań. - odwrócił głowę w druga stronę.
- Chciałam cię tylko pocieszyć... - westchnęła. Na to chłopak odwrócił się w jej stronę i złożył przyjacielski pocałunek na jej poliku.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się.
- To ja dziękuję. - objął ją. - Jesteś najwspanialszą kumpelą, wiesz?
Dziewczyna uśmiechnęła się, a potem posmutniała. Dla pewności spytała:
- Tylko kumpelą?
- Dobra przyjaciółką - zaśmiał się.
- Ekhem... - przerwał im Rhodey. - A teraz na serio, trzeba znaleźć sobie jakieś ciuchy na bal.
- I trzeba znaleźć partnerów... - dodała ruda.
Przyjaciele przemilczeli wypowiedź dziewczyny. Oni nie lubili takich tematów.
- Eee.. dobra. Chodźmy po ten plecak i spadajmy stąd. - rzekł Rhodey.
~*~
Howard nadal był w szoku. Nie wiedział, co ma zrobić. Syn dowiedział się prawdy, o której miał mu niebawem powiedzieć. Chciał m.in. wtedy też podjąć temat śmierci matki chłopca.
Zrozpaczony poszedł do salonu i wyciągnął z barku litr czystej wódki. Po raz pierwszy miał ochotę się napić. Napić i zapomnieć. Dobrze wiedział, że alkohol tylko pogorszy sprawę, ale nie przejmował się tym. Żył w przekonaniu, że nie ma już nic do stracenia. Stracił Marię 11 lat temu, teraz stracił syna.
Powstrzymał się jednak od picia. Może nie do końca, bo wziął ze trzy łyki, ale na pewno zrozumiał, że popełnia cholerny błąd. Odstawił wódkę z powrotem do barku i przysiadł na sofie. Wpatrywał się w zdjęcie Marii.
- Ty byś nie pochwalała mojego zachowania, a dzięki temu miałbym zaufanie syna... - mówił do zdjęcia. Był kompletnie załapany i przybity. Chciał przeprosić Tony'ego, ale nawet nie wiedział, gdzie jest jego syn. Dodatkowo dopadł go nagły ból głowy i zmęczony poszedł się położyć.
Akademia Jutra, dzień następny...
Wszyscy uczniowie dowiedzieli się o nadchodzącym balu. Chociaż do owego wydarzenia pozostały prawie 3 tygodnie, już wielu uczniów zaprzątało sobie głowy strojami i dobieraniem partnerów.
- A ty Tony, kogo zamierzasz zaprosić? - spytał zaciekawiony Rhodey.
- Nie wiem. Nie myślałem nad tym.
- Jak to!?
- Normalnie. Nie mam ochoty na zabawę.
- Ej... rozerwij się. To dobrze ci zrobi. Zaproś kogoś. Tak dla towarzystwa. Już nawet wiem kogo...
- Jeżeli myślisz o Melody, to zapewniam cię, że się nie zgodzi. Dałem ciała i teraz się do niej nie odzywam.
- A to niby dlaczego?
- Bo... bo jestem idiota i tchórzem.
- Wyluzuj...
- Nie Rhodey, nie wyluzuję. Nie wiem, czy w ogóle przyjdę na ten bal. Naprawdę, jedyne o czym teraz marzę, to... eh, sam nie wiem.
- Nie mazgaj się, tylko idź do Melody. Zagadaj do niej i ją zaproś do cholery!
Tony milczał. Nie usłyszał ostatnich słów kumpla. W tamtej chwili pomyślał o tym, kim jest owy Edward, który również prowadził badania. O to zapomniał spytać ojca.
- Dzieki Rhods! - pomachał mu na pożegnanie i wybiegł ze szkoły.
W tym samym czasie...
- Melody! - ktoś zawołał, a głos odbił się echem.
Dziewczyna odwróciła się.
- Hej.. - Johnny podbiegł i przywitał się. - Jak tam życie?
- W porządku. A u ciebie?
- Nudno. Bez zmian właściwie. Ej... może coś zjemy po szkole?
- W sumie, nie mam nic przeciwko. - uśmiechnęła się.
- Super! To widzimy się później! - chłopak cmoknął ją w policzek, w ramach przyjacielskiego gestu i odszedł.
- Widzę, że coś się szykuje. - zaśmiała się Whitney, która akurat podeszła do dziewczyny.
- O co ci chodzi?
- Zaraz zrobi się miłosny trójkącik. Ty, Stark i Johnny... batalia na całego!
- Johnny, to tylko przyjaciel.
- Aham... A Tony też nim jest, czy raczej był? Czekaj, przypomnij mi... przecież się z nim całowałaś. A chyba wiesz co to oznacza?
- Nie wymyślaj niestworzonych historii. Tony się do mnie nie odzywa i nie wiem, co mam o nim myśleć.
- Na pewno ma jakieś ważne powody, by tak się zachowywać.
- Mimo wszystko nie pozwolę się tak traktować!
- Jasne. Tu się z tobą zgadzam.
- Nie rozumiem ciebie.
- Wiem. Bredzę od rzeczy. Po prostu się dzisiaj nie wyspałam.
- Widać...
- CO!? MAM WORY PO OCZAMI?
- Nie. Po prostu cię znam. Jesteś nieprzytomna, jak się nie wyśpisz. Jak każdy zresztą. - wzruszyła ramionami Melody.
- Tia.. racja. Chodźmy na lekcje! - Whitney chwyciła przyjaciółkę za rękę i zaciągnęła na matematykę.
Akademia Jutra, dzień następny...
Wszyscy uczniowie dowiedzieli się o nadchodzącym balu. Chociaż do owego wydarzenia pozostały prawie 3 tygodnie, już wielu uczniów zaprzątało sobie głowy strojami i dobieraniem partnerów.
- A ty Tony, kogo zamierzasz zaprosić? - spytał zaciekawiony Rhodey.
- Nie wiem. Nie myślałem nad tym.
- Jak to!?
- Normalnie. Nie mam ochoty na zabawę.
- Ej... rozerwij się. To dobrze ci zrobi. Zaproś kogoś. Tak dla towarzystwa. Już nawet wiem kogo...
- Jeżeli myślisz o Melody, to zapewniam cię, że się nie zgodzi. Dałem ciała i teraz się do niej nie odzywam.
- A to niby dlaczego?
- Bo... bo jestem idiota i tchórzem.
- Wyluzuj...
- Nie Rhodey, nie wyluzuję. Nie wiem, czy w ogóle przyjdę na ten bal. Naprawdę, jedyne o czym teraz marzę, to... eh, sam nie wiem.
- Nie mazgaj się, tylko idź do Melody. Zagadaj do niej i ją zaproś do cholery!
Tony milczał. Nie usłyszał ostatnich słów kumpla. W tamtej chwili pomyślał o tym, kim jest owy Edward, który również prowadził badania. O to zapomniał spytać ojca.
- Dzieki Rhods! - pomachał mu na pożegnanie i wybiegł ze szkoły.
W tym samym czasie...
- Melody! - ktoś zawołał, a głos odbił się echem.
Dziewczyna odwróciła się.
- Hej.. - Johnny podbiegł i przywitał się. - Jak tam życie?
- W porządku. A u ciebie?
- Nudno. Bez zmian właściwie. Ej... może coś zjemy po szkole?
- W sumie, nie mam nic przeciwko. - uśmiechnęła się.
- Super! To widzimy się później! - chłopak cmoknął ją w policzek, w ramach przyjacielskiego gestu i odszedł.
- Widzę, że coś się szykuje. - zaśmiała się Whitney, która akurat podeszła do dziewczyny.
- O co ci chodzi?
- Zaraz zrobi się miłosny trójkącik. Ty, Stark i Johnny... batalia na całego!
- Johnny, to tylko przyjaciel.
- Aham... A Tony też nim jest, czy raczej był? Czekaj, przypomnij mi... przecież się z nim całowałaś. A chyba wiesz co to oznacza?
- Nie wymyślaj niestworzonych historii. Tony się do mnie nie odzywa i nie wiem, co mam o nim myśleć.
- Na pewno ma jakieś ważne powody, by tak się zachowywać.
- Mimo wszystko nie pozwolę się tak traktować!
- Jasne. Tu się z tobą zgadzam.
- Nie rozumiem ciebie.
- Wiem. Bredzę od rzeczy. Po prostu się dzisiaj nie wyspałam.
- Widać...
- CO!? MAM WORY PO OCZAMI?
- Nie. Po prostu cię znam. Jesteś nieprzytomna, jak się nie wyśpisz. Jak każdy zresztą. - wzruszyła ramionami Melody.
- Tia.. racja. Chodźmy na lekcje! - Whitney chwyciła przyjaciółkę za rękę i zaciągnęła na matematykę.
~*~
Po południu, willa Starków...
Tony właśnie wrócił do domu. Zastał Howarda, który ewidentnie na niego czekał. Chłopak próbował go minąć bez słowa i pójść do swojego pokoju, ale ojciec celowo zagradzał mu drogę.
- Musimy pogadać.
- Nic nie musimy.
- Owszem, musimy! - ton głosu Howarda był wystarczająco poważny i donośny.
- Trzeba było to zrobić wcześniej. Teraz jestem zmęczony.
- Posłuchaj synu, ja...
- Nie-waż-się-nazywać-mnie-twoim-synem! - zagroził mu palcem, wypowiadając każde słowo z przerwami. Już miał minąć ojca, kiedy ten złapał go za łokieć i zatrzymał.
- Tak bardzo żałuję tego co się stało...
- A ja żałuję tego jeszcze bardziej! Żałuję, że mam takiego ojca! - wytknął mu te słowa prosto w oczy. Howard poczuł się niezwykle urażony i puścił syna. Ten odszedł w swoją stronę. A mężczyzna... po raz pierwszy się załamał. W tym momencie odczuł, iż naprawdę go stracił.
Brunet, jak to zwykle robił, walnął się na łóżko. Tym razem nie uronił łez i nawet zapomniał o małej potyczce z ojcem sprzed kilku minut. Teraz rozmyślał tylko nad swoją zbroją Mark 2, nad którą tyle pracował. To miał być najnowszy model Iron Mana. Kiedy skończył "myśleć", sam się sobie zdziwił, że tak bardzo zagłębił się myślami o swoim pancerzu. Ale musiał to zrobić. Tym bardziej, iż to nowe cudo miało skrócić jego leczenie o 60 %. A kiedy pomyślał o tych sześćdziesięciu procentach... znowu myślami powrócił do kłótni z ojcem. Nie mógł się pozbyć tych myśli, odpędzić ich na bok, chociaż na kilkanaście minut. Czuł się uwięziony w kłamstwie. Był bardzo zraniony.
W końcu przypomniał sobie o dzisiejszej sytuacji z balem. I teraz tym postanowił się zająć.
- Rhodey miał rację, muszę się rozerwać!
Otworzył laptop. Począł przeszukiwać strony z najlepszymi garniturami w mieście. Stary smoking, który posiadał, był już trochę pozaciągany, a od ostatniego razu, kiedy go nosił, przytył parę kilogramów.
- No dawaj Stark! Ten bal będzie wyjątkowy! - dodawał sobie odwagi tymi słowami. I poczuł ulgę. Wreszcie pomyślał o czymś, co mogłoby mu sprawić przyjemność.
_________________
Rozdział zgodnie z zapowiedzią krótki. Na końcówkę serii, czyli rozdziały 14-15 musicie poczekać do wtorku/środy, bo na weekend wyjeżdżam i mogę się nie wyrobić, na początek tygodnia :(
+ zachęcam do zostania obserwatorem bloga!
Dzięki Kochani i spokojnej nocki :*
Rozdział 12
Tony następnego dnia udał się do zbrojowni i ponownie założył zbroję zwiadowczą. Tym razem wybrał się do Stark International, by tam zdobyć brakujące akta dot. jego matki. Myśl o tym, że informacje znalezione w firmie mogą go zszokować powodowały u chłopaka niepokój i lęk. O mały włos przez swoja dekoncentrację nie został zdemaskowany przez Stane'a, który akurat wtedy znajdował się w gabinecie Howarda.
Tony nawet się nie zastanawiał, co robi w tym pomieszczeniu Obadiah. Jedynym jego celem, było wykraść dane, a następnie zmyć się z firmy, jak najszybciej. Kiedy nazywany przez chłopaka "łysol" opuścił gabinet, młody Stark podszedł do komputera i włożył pendrive'a. Nie było problemem złamanie hasła do laptopa. Howard słynął z tego, iż rzadko zabezpieczał swój komputer, rzadko zmieniając dane.
Kiedy pendrive pobrał wszystkie potrzebne pliki, chłopak udał się do domu. Nieco zmęczony znalazł w sobie jeszcze trochę energii, by przejrzeć zdobyte dokumenty.
- Ludzie się zmieniają. - odrzekł, po czym chwycił dziewczynę za rękę. - Chodź już. Dzwonek dzwonił 2 minuty temu...
Tony nawet się nie zastanawiał, co robi w tym pomieszczeniu Obadiah. Jedynym jego celem, było wykraść dane, a następnie zmyć się z firmy, jak najszybciej. Kiedy nazywany przez chłopaka "łysol" opuścił gabinet, młody Stark podszedł do komputera i włożył pendrive'a. Nie było problemem złamanie hasła do laptopa. Howard słynął z tego, iż rzadko zabezpieczał swój komputer, rzadko zmieniając dane.
Kiedy pendrive pobrał wszystkie potrzebne pliki, chłopak udał się do domu. Nieco zmęczony znalazł w sobie jeszcze trochę energii, by przejrzeć zdobyte dokumenty.
~*~
Pepper i Rhodey mieli właśnie przerwę. Jak zwykle w wolnych chwilach, wybrali się na szkolny dach. Tym razem byli sami...
- Martwię się o Tony'ego..- rzekła rudowłosa.
- Niby dlaczego? Poleciał tylko do Stark International. Nic mu nie grozi.
- Może i nie grozi, ale mam przeczucie, że Tony niedługo będzie nas potrzebował.
- W jakim sensie mam rozumieć twoją wypowiedź?
- Po co on tam poleciał? - spytała.
- Dowiedzieć się czegoś o swojej matce.
- Widzisz? Jeżeli dowie się prawdy, dozna szoku, a wtedy będzie potrzebował nas - przyjaciół.
- Nie rozumiem ciebie. Teraz gadasz tak, jakbyś się o niego martwiła, a jeszcze wczoraj zgrywałaś wkurzoną.
- Bo tak było.
- Zdecyduj się w końcu: chcesz być jego przyjaciółką, czy dziewczyną?
- A jak myślisz!?
- Eh...
- To wcale nie jest takie proste, na jakie wygląda!
- Niby czemu? Powiedz mu prawdę i tyle..
- Ah tak!? To ty też przyznaj się Melody, że ci się podoba!
- Właśnie! I tu jest różnica Pepper: ona mi się tylko podoba, nie jestem w niej zakochany.
- Wcześniej mówiłeś co innego.- A jak myślisz!?
- Eh...
- To wcale nie jest takie proste, na jakie wygląda!
- Niby czemu? Powiedz mu prawdę i tyle..
- Ah tak!? To ty też przyznaj się Melody, że ci się podoba!
- Właśnie! I tu jest różnica Pepper: ona mi się tylko podoba, nie jestem w niej zakochany.
- Ludzie się zmieniają. - odrzekł, po czym chwycił dziewczynę za rękę. - Chodź już. Dzwonek dzwonił 2 minuty temu...
~*~
Tony wziął laptop i położył go na swoich kolanach. Następnie powoli otworzył klapkę. Jego oddechy stawały się coraz częstsze, był coraz bardziej niespokojny. Nie wiedział, co go za chwilę spotka, miał jednak nadzieję, że nie dobije go to jeszcze bardziej. Sama świadomość tego, iż jego ojciec nie był z nim do końca szczery, przytłaczała go.
Chłopak otworzył pierwszy z folderów, ale znalazł tam tylko dane osobowe Marii. Kliknął więc na drugi. Tam było już... ciekawiej?
Również niewiele się dowiedział. Doczytał tylko tyle, iż Maria pracowała w Stark International w latach 1990-1995.
- Całe pobieranie na marne!? Przecież tyle się starałem! - chłopak miał ochotę rzucić laptopem, ale dostrzegł jeszcze jeden folder. Był bez nazwy, co zadziwiło trochę bruneta. Postanowił sprawdzić i ten plik...
Otworzył go. Z lekkim przerażeniem przeczytał tytuł wyświetlonego dokumentu:
Chłopak otworzył pierwszy z folderów, ale znalazł tam tylko dane osobowe Marii. Kliknął więc na drugi. Tam było już... ciekawiej?
Również niewiele się dowiedział. Doczytał tylko tyle, iż Maria pracowała w Stark International w latach 1990-1995.
- Całe pobieranie na marne!? Przecież tyle się starałem! - chłopak miał ochotę rzucić laptopem, ale dostrzegł jeszcze jeden folder. Był bez nazwy, co zadziwiło trochę bruneta. Postanowił sprawdzić i ten plik...
Otworzył go. Z lekkim przerażeniem przeczytał tytuł wyświetlonego dokumentu:
Wypadek 1998
Podczas badań nad sztuczną inteligencją i sztucznym przekazywaniem DNA doszło do wypadku. Dwaj naukowcy: Howard i Edward poszukiwali człowieka, który zechciałby zostać ich królikiem doświadczalnym. Nikt jednak się nie odważył. Obydwoje pochłonięci owymi badaniami, które później nazwali projektem Venix wzięli za królika doświadczalnego małego, zaledwie kilkumiesięcznego bobaska. Jego tożsamość nie została ujawniona, wiadome jest jednak, iż podczas testów serce dziecka przestało bić. Według zdobytych informacji, dziecko udało się uratować, uprzednio wszczepiając mu rozrusznik sercowy, by mogło przeżyć.
Po wypadku naukowcy, jak i firma Stark International zaprzestała badań nad sztuczną inteligencją oraz DNA.
Tony przeczytawszy te informacje doznał szoku. Coś mocno zdusiło go w gardle i nie mógł wykrztusić ani słowa.
- Przecież opis tego dziecka... rozrusznik... to... to na pewno ja! - chłopak położył rękę na swoim implancie. Nie mógł uwierzyć, że jest skazany na mechaniczne serce do końca życia, przez... własnego ojca. Zacisnął pięści oraz wargi i ledwo powstrzymał się od płaczu. Nie wiedział, dlaczego tak reagował. Pogodził się ze swoją "innością". Mimo wszystko odczuwał ból. Znowu odczuł, że nienawidzi ojca.
- Przecież opis tego dziecka... rozrusznik... to... to na pewno ja! - chłopak położył rękę na swoim implancie. Nie mógł uwierzyć, że jest skazany na mechaniczne serce do końca życia, przez... własnego ojca. Zacisnął pięści oraz wargi i ledwo powstrzymał się od płaczu. Nie wiedział, dlaczego tak reagował. Pogodził się ze swoją "innością". Mimo wszystko odczuwał ból. Znowu odczuł, że nienawidzi ojca.
~*~
Tymczasem Melody obudziła się. Wodząc wzrokiem, uświadomiła sobie, że jest w swoim pokoju. Nie wiedziała, jak się w nim znalazła. Pamiętała tylko, jak poprzedniej nocy, a właściwie jeszcze wieczora wystraszyła się listu i dziwnego napisu na oknie. Zaniepokojona i nieco zmieszana opuściła pokój i niepewnym krokiem przemierzyła korytarz, prowadzący do kuchni. Kiedy weszła do pomieszczenia, odetchnęła z ulgą. Napisu już nie było.
- Cześć kochanie. - odezwał się ktoś kobiecym głosem.
- Mama? - spytała niepewnie, nie odwracając się.
- Córuś, tu jestem. - zaśmiała się, dając znak, by dziewczyna jednak się odwróciła.
- Przepraszam, ja... jestem niewyspana.
- Widzę. Masz straszne wory pod oczami. Zresztą nie dziwię się. Gdyby nie to, że wróciłam w srodku nocy, spałabyś tutaj nadal. - zachichotała.
- Czyli ty mnie zaniosłaś?
- Oj kochanie, nie pamiętasz już? Obudziłam cię. Ty trzymałaś mnie za rękę i sama zaciągnęłaś do swojego pokoju. Majaczyłaś coś o jakimś napisie i kopercie, ale nie mogłam cię zrozumieć.
- To zapewne sen... - odparła, chcąc o tym jak najszybciej zapomnieć i dłużej się nie zamartwiać.
~*~
Tony odłożył laptopa na stół. Znajdował się właśnie w kuchni. Nagle wstał od stołu i zbliżył się do butelki z wodą gazowaną, stojącą na parapecie. Wlał owej cieczy tak z pół szklanki i jednym tchem wypił do dna. Następnie odstawił szklankę do zlewu i włożył ręce do kieszeni. Odwrócił się tyłem do blatu i oparł się o niego. Spuściwszy głowę rozmyślał, jak "zaatakować" ojca i wytknąć mu wszystkie błędy.
Z niecierpliwością wyczekiwał na powrót Howarda. Jego niebieskie oczy były szklące. Czuł, jak z każdą chwilą co raz bardziej zamazuje mu się obraz. Napływających łez z każdą chwilą było więcej.
W końcu doczekał się powrotu ojca. Nie odważył się jednak podejść do niego i jakkolwiek zagadać. Wolał poczekać, aż ojciec zmięknie i sam zaprosi go na rozmowę...
W końcu doczekał się powrotu ojca. Nie odważył się jednak podejść do niego i jakkolwiek zagadać. Wolał poczekać, aż ojciec zmięknie i sam zaprosi go na rozmowę...
~*~
Melody zapomniała o swoich obawach. Dalej się przejmowała, ale to tyczyło się Starka, który od ich pierwszego pocałunku nie odezwał się do niej ani razu. Poza małą wpadka na korytarzu, gdzie wysilił się i krzyknął groźne "uważaj". Dziewczyna nie rozumiała postępowania bruneta. Najpierw spontanicznie ją całuje, a potem jej unika? Czy taki jest prawdziwy Tony Stark? Nie wiedziała. I nie umiała odpowiedzieć sobie na to nurtujące pytanie. Teraz marzyła tylko o jednym: by chłopak się do niej odezwał i dał jej do zrozumienia, że między nimi jest wszystko ok.
Akademia Jutra następnego dnia...
Melody niespokojnym krokiem przemierzała szkolny korytarz. Była trochę nieobecna i zamyślona. Teraz myślała tylko o Tony'm, o tym by z nim porozmawiać i w końcu dowiedzieć się, czy ten pocałunek, to tylko nagły przypływ hormonów, czy rzeczywiście coś więcej. W końcu zatrzymała się przy swojej szafce. Otworzyła ją i spojrzała na drzwiczki. Po ich wewnętrznej stronie miała dwa przyklejone zdjęcia: jedno obrazujące ją i Whitney, drugie zaś przyjacielski uścisk ze Starkiem. Westchnęła ciężko i zamknęła szafkę. Następnie udała się do klasy, cały czas mając spuszczoną głowę.
Na owej lekcji, a była to biologia, usiadła obok Tony'ego. Spoglądała na niego kątem oka i zauważyła, że chłopak wygląda na bardzo przytłoczonego. Miała ochotę zagadać, ale zważywszy na trwającą lekcję, zostawiła to na później.
Tony natomiast bazgrolił coś na kartce, podparty prawą ręką. Nie zauważył nawet, że usiadła obok niego Melody, chociaż było to oczywiste, bo od pewnego czasu siedzieli razem na wszystkich lekcjach. Chłopak ewidentnie nie był zainteresowany lekcją. Myślał tylko, jak się stąd wyrwać. Miał ochotę w tym momencie założyć jakąś zbroję, wzbić się wysoko w niebo i rozbłysnąć repulsorami dookoła, dając odpust targającym go emocjom.
Kiedy tylko rozbrzmiał dźwięk dzwonka, Tony szybkim krokiem opuścił klasę i pobiegł na dach. Za nim ruszyła Melody.
- Tony! - krzyknęła do bruneta. Odwrócił się.
- Melody, nie mam teraz czasu.
- Chciałabym tylko coś wiedzieć.
- Nie teraz.
- Ale to ważne...
- Nie teraz! Dotarło!? - wykrzyczał jej prosto w oczy. Uspokoił się nieco, kiedy zauważył, że dziewczyna posmutniała.
- Co się z tobą stało... - wypowiedziała i zbiegła z dachu ponownie do szkoły.
Chłopak nawet nie myślał o tym, że zranił nieco dziewczynę tymi słowami. To, co obecnie działo się w jego życiu było nie do opisania. Ten ból, niedowierzanie, zraniona miłość i brak zaufania... Brunet sam się sobie dziwił, iż jeszcze nie pomyślał o samobójstwie. Albo chociażby okaleczeniu własnego... ciała?
~*~
Akademia Jutra następnego dnia...
Melody niespokojnym krokiem przemierzała szkolny korytarz. Była trochę nieobecna i zamyślona. Teraz myślała tylko o Tony'm, o tym by z nim porozmawiać i w końcu dowiedzieć się, czy ten pocałunek, to tylko nagły przypływ hormonów, czy rzeczywiście coś więcej. W końcu zatrzymała się przy swojej szafce. Otworzyła ją i spojrzała na drzwiczki. Po ich wewnętrznej stronie miała dwa przyklejone zdjęcia: jedno obrazujące ją i Whitney, drugie zaś przyjacielski uścisk ze Starkiem. Westchnęła ciężko i zamknęła szafkę. Następnie udała się do klasy, cały czas mając spuszczoną głowę.
Na owej lekcji, a była to biologia, usiadła obok Tony'ego. Spoglądała na niego kątem oka i zauważyła, że chłopak wygląda na bardzo przytłoczonego. Miała ochotę zagadać, ale zważywszy na trwającą lekcję, zostawiła to na później.
Tony natomiast bazgrolił coś na kartce, podparty prawą ręką. Nie zauważył nawet, że usiadła obok niego Melody, chociaż było to oczywiste, bo od pewnego czasu siedzieli razem na wszystkich lekcjach. Chłopak ewidentnie nie był zainteresowany lekcją. Myślał tylko, jak się stąd wyrwać. Miał ochotę w tym momencie założyć jakąś zbroję, wzbić się wysoko w niebo i rozbłysnąć repulsorami dookoła, dając odpust targającym go emocjom.
Kiedy tylko rozbrzmiał dźwięk dzwonka, Tony szybkim krokiem opuścił klasę i pobiegł na dach. Za nim ruszyła Melody.
- Tony! - krzyknęła do bruneta. Odwrócił się.
- Melody, nie mam teraz czasu.
- Chciałabym tylko coś wiedzieć.
- Nie teraz.
- Ale to ważne...
- Nie teraz! Dotarło!? - wykrzyczał jej prosto w oczy. Uspokoił się nieco, kiedy zauważył, że dziewczyna posmutniała.
- Co się z tobą stało... - wypowiedziała i zbiegła z dachu ponownie do szkoły.
Chłopak nawet nie myślał o tym, że zranił nieco dziewczynę tymi słowami. To, co obecnie działo się w jego życiu było nie do opisania. Ten ból, niedowierzanie, zraniona miłość i brak zaufania... Brunet sam się sobie dziwił, iż jeszcze nie pomyślał o samobójstwie. Albo chociażby okaleczeniu własnego... ciała?
~*~
Późnym wieczorem młody Stark wrócił do domu. W willi czekał na niego Howard, który niczego się nie spodziewał. Przygotował dla syna jego ulubiona potrawę: kurczaka w papryce i tylko czekał, aż syn pojawi się w kuchni, przywołany zapachem pysznej potrawy.
- Tony, to ty? - spytał wychylając się z kuchni.
Chłopak wszedł do pomieszczenia, jednak nie odezwał się słowem. Usiadł na krześle, założył ręce na torsie i spuścił głowę, swój wzrok wtapiając w stół.
- Tony, synu, w porządku?
Nadal milczał.
- Tony? - ojciec podniósł głos.
Chłopak wstał, spuścił ręce i spojrzał zabójczym wzrokiem w stronę mężczyzny.
- To ty mi to zrobiłeś draniu! - syknął.
- Ale o co ci chodzi? - Zmarszczył czoło. Howardowi nie spodobało się zachowanie syna.
- To przez ciebie mam rozrusznik! To ty mnie niemal nie zabiłeś!
- Uspokój się Tony, to nie jest tak, jak myślisz.
- Okłamałeś mnie tato! Nie powiedziałeś mi prawdy! O mojej matce też skłamałeś? - krzyczał przez łzy nastolatek.
Howard doznał wewnętrznego szoku. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, jak się zachować. Po raz pierwszy w życiu ktoś ośmielił się wytknąć jego wszystkie błędy w ten sposób. Błędy, do których aż strach było się przyznać.
Tony rozpłakał się jak dziecko. Ponownie. Nie chciał tego, ale mimowolnie tak się zachował. Mimowolnie i dosłownie... ryczał. Ojciec próbował go uspokoić, ale chłopak nie dawał mu na to żadnych szans.
- Nienawidzę cię! - głośnym krzykiem opuścił kuchnię, biegnąc do swojego pokoju, gdzie zamknął się na klucz i został sam. I chyba tego najbardziej teraz potrzebował - samotności. Kiedy w miarę się uspokoił, a jego łzy przestały się ronić, podszedł do lustra. Spojrzał w swoje odbicie z niedowierzaniem. Był czerwony, jak burak, oczy nie dość, że były szklące, to jeszcze nieźle przekrwione. W końcu odczuł też silny ból głowy. Tak... zdecydowanie za dużo płakał. Położył się z powrotem na łóżku i nakrył się kocem. Słyszał, jak jego ojciec dobijał się do drzwi. Nie reagował. Nie chciał i nie musiał tego robić.
~*~
Melody właśnie skończyła dodatkowe zajęcia, które zawsze odbywały się we środy. Kiedy spojrzała na zegarek, dochodziła godzina 17.00. Dziewczyna zgłodniała nieco i wybrała się do przydrożnej restauracji. Tam zamówiła jedzenie na wynos: kebaba w bułce i udała się do domu.
Tymczasem na jednym z wieżowców stał Duch. Bacznie obserwował dziewczynę poprzez kamerę, dzięki której mógł swobodnie przybliżać i oddalać obraz na sporą odległość. Zdziwiło go trochę, iż w pobliżu szatynki nie było Starka, ale głównie chodziło o dziewczynę. Na niej zarobił już milion, a reszta wypłaty czeka.
- Szykuj kaskę Stane... - powtarzał sobie na głos, zacierając ręce. Był z siebie dumny. Właśnie za błahostkę udało mu się zarobić niezła sumkę...
Niczego niepodejrzewająca dziewczyna przemierzała kolejne ulice i uliczki. Kiedy w końcu zatrzymała się na przejściu dla pieszych obok swojego domu, obejrzała się za siebie. Usłyszała jakiś szelest w krzakach. Nieco ją to zaniepokoiło. Było bowiem bezwietrznie...
Podeszła bliżej. Nie zauważyła jednak nic dziwnego. Wzruszyła ramionami i udała się do domu. Zanim jednak weszła do budynku, zaczepił ją jakiś mężczyzna w kapturze, twierdząc, że ma dla niej ważny list od innej osoby. Dziewczyna bez zastrzeżeń odebrała list, podziękowała serdecznie i weszła do środka, a owy mężczyzna zniknął. Po chwili znalazł się na dachu domu Melody i ściągnął kaptur. Założył na oczy specjalną kamerę i przykucnąwszy obserwował nastolatkę.
~*~
Po całodniowej obserwacji, Duch wrócił do Stark International, gdzie za biurkiem prezesa firmy, jak zwykle ujrzał Stane'a.
- Jakieś postępy?
- Raczej braki. Stark przestał kręcić się koło dziewczyny.
- Hymmmm... pewnie się o coś pokłócili. Obserwuj ich dalej.
- A tak właściwie, po co to robię? Znaczy, ja dla pieniędzy, ale ty?
- Mój drogi Duchu... mam swoje powody.
- Niby jakie? - wyśmiał go.
- Jestem rządny władzy. Kiedy postraszymy Starków, oddadzą mi firmę w całości.
- To nie lepiej byłoby zrobić coś jednemu ze Starków?
- To kury znoszące złote jaja. Dodatkowo jest to mała zemsta z przeszłości...
- Czyli? Chcę wiedzieć.
- Dowiesz się niebawem.
- Niby jakie? - wyśmiał go.
- Jestem rządny władzy. Kiedy postraszymy Starków, oddadzą mi firmę w całości.
- To nie lepiej byłoby zrobić coś jednemu ze Starków?
- To kury znoszące złote jaja. Dodatkowo jest to mała zemsta z przeszłości...
- Czyli? Chcę wiedzieć.
- Dowiesz się niebawem.
~*~
Pepper i Rhodey przebywali właśnie w domu Rhodes'ów.
- Nic nie zjedliście... - oznajmiła mama Rhodey'ego, zbierając talerze.
- Nie jesteśmy głodni. - odpowiedziała Pepp.
- W takim razie trzeba było mi to powiedzieć, zanim wam nałożyłam...
- Mamo, daj nam spokój.
- Coś nie tak? - kobieta odłożyła talerze i usiadła do stołu.
- Tony. On ma problem, ale nie chce się nim podzielić. - wymamrotał czarnoskóry.
- Nie dziwię się. Tony od zawsze miał taki charakter. Bynajmniej pogorszyło się mu, kiedy jego matka...
- Pani Rhodes, właściwie jak zginęła mama Tony'ego?
- W wypadku samochodowym. - spuściła głowę.
Kobieta skłamała. Sama przecież, jako prawniczka, pomagała zataić szczegóły sprawy. Na prośbę Howarda...
- No nareszcie się odezwałeś! - rzekła uradowana Pepper.
- Ona ma racje. Stary! Martwiliśmy się o ciebie.
- Nie musicie się mną przejmować... - odparł smutnym głosem.
- Wszystko w porządku? - Pepper wyprzedziła Starka i zatrzymała się przed nim. Tony nawet nie spojrzał na dziewczynę i wymamrotał coś w stylu "tak, wszystko okey".
Kiedy trójka przyjaciół weszła do szkoły, Rhodey zauważył, że na tablicy ogłoszeń widnieje jakas kolorowa kartka.
- Nie było jej tu wcześniej... chyba. - pokręcił głową Rhodey.
- Tak tak nie było. - potwierdziła Pepper, czytając treść.
- Powiedzcie, jak skończycie czytać. - oznajmił Tony, który oparł się o ścianę i spuściwszy głowę, począł rozmyślać nad swoją mamą.
~*~
Jeszcze tego samego dnia, Tony powrócił do szkoły. W domu zorientował się, że w szafce zostawił stary plecak ze zbroją Mark 1. Był na siebie wściekły, ale wiedział, że musi tam iść. O dotrzymanie towarzystwa poprosił swoich przyjaciół...
- No nareszcie się odezwałeś! - rzekła uradowana Pepper.
- Ona ma racje. Stary! Martwiliśmy się o ciebie.
- Nie musicie się mną przejmować... - odparł smutnym głosem.
- Wszystko w porządku? - Pepper wyprzedziła Starka i zatrzymała się przed nim. Tony nawet nie spojrzał na dziewczynę i wymamrotał coś w stylu "tak, wszystko okey".
Kiedy trójka przyjaciół weszła do szkoły, Rhodey zauważył, że na tablicy ogłoszeń widnieje jakas kolorowa kartka.
- Nie było jej tu wcześniej... chyba. - pokręcił głową Rhodey.
- Tak tak nie było. - potwierdziła Pepper, czytając treść.
- Powiedzcie, jak skończycie czytać. - oznajmił Tony, który oparł się o ścianę i spuściwszy głowę, począł rozmyślać nad swoją mamą.
czwartek, 21 sierpnia 2014
Informacja
Rozdział 12 pojawi się dopiero jutro. Za spóźnioną publikację - przepraszam. Nie wiem dlaczego, ale w głowie mam pomysły już na końcówkę serii (rozdziały 14-15), a gdzie jeszcze do tego rozdział 13? :p
Póki co, informuję was, że w drugiej serii:
- niektóre rozdziały będą miały swoje tytuły
- będzie kontynuacja relacji: Tony - Melody (+ do tego pozostałe postaci)
- powrócimy do Ducha oraz jego obserwacji Melody
- dowiecie się, jak zareaguje Tony na wieść o poznanej prawdzie o swojej matce
- kim jest Edward i jak on przedstawi swoją osobę Tony'emu
- będzie bal jesienny *.*
- będzie więcej Iron Mana ;)
- więcej scen miłosnych...
- i zazdrości...
- dowiecie się również, czy Tony wyjawi Melody to, iż jest superbohaterem...
- dlaczego Rhodey i Pepper się pokłócą (!)
- pod koniec serii dowiecie się nieco o Extremis (trochę przerobię ten wątek, by spoić wszystko w całość)
______________
A teraz kilka informacji ode mnie samej:
- jeżeli macie konto na bloggerze, czy moglibyście zostać obserwatorem bloga? Bardzo byłabym wam wdzięczna, jeżeli jednak nie chcecie - rozumiem. ;)
- założyłam specjalnego aska, którego znajdziecie po prawej stronie bloga - tam możecie zadawać pytania odnośnie mnie samej (w realu) oraz na temat opowiadań
- jeżeli piszecie jakieś blogi i chcecie się nimi podzielić, pod pozostawionym komentarzem możecie podać do niego link :)
- postanowiłam, że powrócę do pierwotnej wersji moich opowiadań i w 3 serii (która zgodnie z moimi przemyśleniami i gotową (!) już fabułą dla mnie będzie naj. ze wszystkich) zobaczycie dawkę prawdziwych emocji.
A na koniec, jeżeli macie moviestarplanet.pl - zapraszajcie :D
Założyłam specjalne konto o nazwie Anthony Edward Stark, ponieważ na moim głównym koncie Silver Shine nie mam już miejsca w znaj. Tak więc zapraszajcie to pierwsze konto :D
Pozderki!
Póki co, informuję was, że w drugiej serii:
- niektóre rozdziały będą miały swoje tytuły
- będzie kontynuacja relacji: Tony - Melody (+ do tego pozostałe postaci)
- powrócimy do Ducha oraz jego obserwacji Melody
- dowiecie się, jak zareaguje Tony na wieść o poznanej prawdzie o swojej matce
- kim jest Edward i jak on przedstawi swoją osobę Tony'emu
- będzie bal jesienny *.*
- będzie więcej Iron Mana ;)
- więcej scen miłosnych...
- i zazdrości...
- dowiecie się również, czy Tony wyjawi Melody to, iż jest superbohaterem...
- dlaczego Rhodey i Pepper się pokłócą (!)
- pod koniec serii dowiecie się nieco o Extremis (trochę przerobię ten wątek, by spoić wszystko w całość)
______________
A teraz kilka informacji ode mnie samej:
- jeżeli macie konto na bloggerze, czy moglibyście zostać obserwatorem bloga? Bardzo byłabym wam wdzięczna, jeżeli jednak nie chcecie - rozumiem. ;)
- założyłam specjalnego aska, którego znajdziecie po prawej stronie bloga - tam możecie zadawać pytania odnośnie mnie samej (w realu) oraz na temat opowiadań
- jeżeli piszecie jakieś blogi i chcecie się nimi podzielić, pod pozostawionym komentarzem możecie podać do niego link :)
- postanowiłam, że powrócę do pierwotnej wersji moich opowiadań i w 3 serii (która zgodnie z moimi przemyśleniami i gotową (!) już fabułą dla mnie będzie naj. ze wszystkich) zobaczycie dawkę prawdziwych emocji.
A na koniec, jeżeli macie moviestarplanet.pl - zapraszajcie :D
Założyłam specjalne konto o nazwie Anthony Edward Stark, ponieważ na moim głównym koncie Silver Shine nie mam już miejsca w znaj. Tak więc zapraszajcie to pierwsze konto :D
Pozderki!
wtorek, 19 sierpnia 2014
Rozdział 11
Dzisiejszy dzień nauki w Akademii Jutra rozpoczęliśmy od szkolnego apelu dla wszystkich uczniów. Dyrektorka szkoły wyszła na środek i ogłosiła parę ważnych spraw dotyczących zakończenia tegorocznego roku szkolnego, który zbliżał się nie ubłagalnie szybko. Szczególnie w pamięci zapadła mi wieść o hucznym zakończeniu nauki przez klasy trzecie.
- Oni będą mieć fajnie, a my dopiero za 2 lata... - rozpaczała Whitney.
- Warto poczekać. My też będziemy się świetnie bawić. - pocieszałam ją.
Niespodziewanie przyjaciółka szturchnęła mnie. Mruknęła coś w stylu "patrz kto idzie" i kazała mi się odwrócić. W naszym kierunku zmierzał Stark.
- Daj spokój Whitney. - odsunęłam się od niej i odeszłam w przeciwnym do chłopaka kierunku.
Tony nieco się zdziwił. Podszedł do blondyny i spytał, czy wszystko ze mną okey, ale ta tylko wzruszyła ramionami. Geniusz znowu znalazł się w sytuacji, gdzie nie potrafił nic zrozumieć...
- Dziewczyny... - wymamrotał, włożył ręce do kieszeni, wziął głęboki oddech i wyszedł z sali gimnastycznej.
Szedł tak przez szkolny korytarz, wpatrując się w swoje czerwone Air Maxy, jakby były one najciekawszą rzeczą na świecie. Nagle szturchnął kogoś wystającym zza jego tułowia łokciem.
- Uważaj! - rzucił w stronę osoby, a kiedy podniósł głowę zrobiło mu się głupio.
- To raczej ty powinieneś uważać. Jak już nad czymś dumasz, to przynajmniej patrz przed siebie! - usłyszał od Melody.
Dziewczyna odeszła. Podczas kolejnych lekcji, na których siedziała obok Starka nie odezwała się do niego ani słowem. On również milczał. Unikali siebie, jak tylko mogli. Czy to przez pocałunek? Zapewne tak... Melody chciała, by chłopak wykonał pierwszy ruch i do niej zagadał, marzyła również o tym pocałunku... ale nie pomyślała, że to zdarzenie może być takie tragiczne w skutkach. Nie wiedziała, jak dalej się to wszystko potoczy, ale żyła nadzieją, iż Tony w końcu przestanie milczeć i wyjaśni jej wszystko... z czasem.
- Oni będą mieć fajnie, a my dopiero za 2 lata... - rozpaczała Whitney.
- Warto poczekać. My też będziemy się świetnie bawić. - pocieszałam ją.
Niespodziewanie przyjaciółka szturchnęła mnie. Mruknęła coś w stylu "patrz kto idzie" i kazała mi się odwrócić. W naszym kierunku zmierzał Stark.
- Daj spokój Whitney. - odsunęłam się od niej i odeszłam w przeciwnym do chłopaka kierunku.
Tony nieco się zdziwił. Podszedł do blondyny i spytał, czy wszystko ze mną okey, ale ta tylko wzruszyła ramionami. Geniusz znowu znalazł się w sytuacji, gdzie nie potrafił nic zrozumieć...
- Dziewczyny... - wymamrotał, włożył ręce do kieszeni, wziął głęboki oddech i wyszedł z sali gimnastycznej.
Szedł tak przez szkolny korytarz, wpatrując się w swoje czerwone Air Maxy, jakby były one najciekawszą rzeczą na świecie. Nagle szturchnął kogoś wystającym zza jego tułowia łokciem.
- Uważaj! - rzucił w stronę osoby, a kiedy podniósł głowę zrobiło mu się głupio.
- To raczej ty powinieneś uważać. Jak już nad czymś dumasz, to przynajmniej patrz przed siebie! - usłyszał od Melody.
Dziewczyna odeszła. Podczas kolejnych lekcji, na których siedziała obok Starka nie odezwała się do niego ani słowem. On również milczał. Unikali siebie, jak tylko mogli. Czy to przez pocałunek? Zapewne tak... Melody chciała, by chłopak wykonał pierwszy ruch i do niej zagadał, marzyła również o tym pocałunku... ale nie pomyślała, że to zdarzenie może być takie tragiczne w skutkach. Nie wiedziała, jak dalej się to wszystko potoczy, ale żyła nadzieją, iż Tony w końcu przestanie milczeć i wyjaśni jej wszystko... z czasem.
~*~
Howard przebywał w domu. Przygotowywał się do jednej z najtrudniejszych sytuacji w jego życiu, a właściwie rozmowy - wyjawić Tony'emu całą prawdę. Nie tylko o jego matce, chociaż wiedział, że chłopak tylko tym będzie się interesował. Musiał mu również powiedzieć coś na temat reaktora łukowego, który trzyma go przy życiu. Chociaż dobrze wiedział, że Tony nie może znać prawdy...
Howard wypił ze 3 kawy, po czym walnął się na kanapę. Nic nie było w stanie go uspokoić: szarpały nim nerwy, był pełen obaw... wiedział, że może nie uchronić syna. W końcu przełamał się i postanowił: odpowie tylko na pytania zadane przez syna i skłamie. Nie będzie się wychylać. Nie chciałby go stracić...
Kilka godzin później...
Spojrzał na zegarek. Dochodziła godzina 15.00. Zerwał się z kanapy i szybkim krokiem poszedł po samochód. Wiedział, że Tony kończy szkołę równo o trzeciej. Chciał go z niej odebrać. Załagodzić trochę sytuację...
Akademia Jutra...
Lekcje dobiegły końca. Tony jak zwykle, zanim opuścił szkolny budynek, podszedł do swojej szafki, tam wymienił plecaki, na ten ze zbroją i wyszedł. Tym razem bez słowa, bez towarzystwa Rhodey'ego i Pepper, bez widzenia się z Melody...
Kiedy stał przed budynkiem i wpatrywał się w bezchmurne niebo, usłyszał znajomy klakson. Opuścił głowę i spojrzał nieco w lewo. Zdziwił się na widok czerwonego Ferrari.
- Tata? - podszedł do samochodu i powiedział przez szybę.
- Wsiadaj synu, zabieram cię do domu.
- Co ci się stało, że po mnie przyjechałeś? - dopytywał.
- Już kiedyś po ciebie przyjeżdżałem, co w tym dziwnego?
- To, że zrobiłeś sobie w tym przerwę... z rok?
- Za bardzo zaangażowałem się w życie firmy. Wiesz, jak było...
- Ehem... a masz dzisiaj czas? Czeka nas rozmowa, pamiętasz?
- Tony, ja...
- Nie chcę tego odkładać! Nie pytałem przez 11 lat!
- To dlaczego nagle musisz spytać? - zmarszczył czoło Howard.
- Bo muszę wiedzieć!
- Nic nie musisz Tony! Twoja matka zginęła w wypadku samochodowym! - mężczyzna odczuł ulgę, a jednocześnie niepokój, ponieważ skłamał.
Młody Stark zamilkł. "Zginęła w wypadku.." - powtórzył kilkakrotnie, jakby ta informacja nie do końca do niego docierała.
- Czyli teraz już wiem... - pogrążył się w smutku.
Howard widząc wyraz twarzy syna, oznajmił iż pojadą do KFC - ulubionej restauracji Starka. Chłopakowi od razu poprawił się humor.
Kiedy byli już na miejscu, zajęli stolik i czekali na zamówione dwie tortille.
Kiedy byli już na miejscu, zajęli stolik i czekali na zamówione dwie tortille.
~*~
- Już ci lepiej?
- Tak... chyba tak.
- Pepp, będzie wszystko dobrze! - pocieszała mnie Scarlet.
- Myślisz?
- No jasne! Przyjaźń też jest wartościowa i to jak bardzo!
- Ale miłość... jeszcze bardziej!
- Daj Tony'emu wolną rękę. Nie zakocha się w tobie na siłę, chociażbyś tego chciała. Odpuść chociaż trochę... przynajmniej nie histeryzuj.
- Dzięki za szczerość. - naburmuszyłam się.
- Luuuz! - uśmiechnęła się. - To co wracamy do oglądania tego filmu "Szczęki"?
- Yhym... sama jestem ciekawa, jak to się wszystko potoczy...
~*~
- I jak smakowało? - dopytywał Howard.
- Dawno nie jadłem takiej dobrej tortilli. - poklepywałem brzuch jednocześnie biorąc łyk Coca-Coli.
- To dobrze. - uśmiechnął się do mnie, po czym wyciągnął kluczyki i otworzył samochód. - A teraz do domu.
Po kilku minutach byliśmy już w willi. Mój tata zaraz po wejściu poszedł się umyć, a potem spać. Ja natomiast poszedłem do swojego pokoju. Walnąłem się na łóżko. Mimo dzisiejszego dnia, który był jednym z tych lepszych, nie do końca czułem się szczęśliwy. Widziałem, jak mój tata zachowywał się dziwnie. Jak tylko wspominałem o mamie... rozumiem, że nie chciał o tym mówić!
~*~
Ojciec już spał. Wiedziałem, że nie mówił mi całej prawdy. Tak przeczuwałem. Wiedziałem też, że jeżeli chcę się czegoś więcej dowiedzieć o swojej matce, muszę poszperać w bazie danych T.A.R.C.Z.Y. lub w Stark International. Potrzebowałem do tego Pepper... I zbroi zwiadowczej.
Z rana, dnia następnego, jak zwykle wyszykowałem się do szkoły. Wcale nie miałem zamiaru iść na lekcje, ale by nie wzbudzać podejrzeń u ojca, musiałem zachowywać się, jak każdego dnia. Wziąłem ze sobą również szkolny plecak. Pusty - to fakt. Ale czego się nie robi dla prawdy?
Przez cała drogę do zbrojowni rozmyślałem, jak udało mi się skłonić Pepper do pomocy. I nie miała co do tego żadnych zastrzeżeń. Zdziwiło mnie jej zachowanie, ale jednocześnie starałem się wykorzystać jej obecność i nie zastanawiać się nad szczegółami.
Kiedy znalazłem się przed głównym wejściem do zbrojowni, ujrzałem dziewczynę.
- Wchodzimy? - spytałem, ale milczała.
Wzruszyłem ramionami i wpisałem kod. Drzwi otworzyły się. Weszliśmy do środka.
Naszym oczom ukazał się szeroki na całą długość jednej ze ścian komputer. Jego ekran świecił tak jasnym blaskiem, że nie musieliśmy zapalać światła. Dziewczyna natychmiast podeszła do urządzenia.
- Jaki jest kod aktywacyjny? - spytała.
- Proszę? - niedosłyszałem.
- Kod aktywacyjny.
- Stark 02. Nadal się gniewasz? - zmieniłem temat.
Pepper milczała. Poczuła kluchę w gardle. Od płaczu powstrzymywała się jak tylko mogła. Tony nie wytrzymał.
- Do jasnej cholery, powiesz mi w końcu!? To przeze mnie!?
- Tak... znaczy nie... znaczy
- Co znaczy!? - chłopak podszedł do niej i położył swoje ręce na jej ramionach.
- Ja nie mogę ci... - zacisnęła wargi. - Wracajmy do pracy. - poruszyła ramionami dając znak, iż nie chce mieć kontaktu ze Starkiem.
- Jasne... - wycofał się, po czym podszedł do pancerze. - Lecę, a ty rób swoje. - oznajmił.
Z rana, dnia następnego, jak zwykle wyszykowałem się do szkoły. Wcale nie miałem zamiaru iść na lekcje, ale by nie wzbudzać podejrzeń u ojca, musiałem zachowywać się, jak każdego dnia. Wziąłem ze sobą również szkolny plecak. Pusty - to fakt. Ale czego się nie robi dla prawdy?
Przez cała drogę do zbrojowni rozmyślałem, jak udało mi się skłonić Pepper do pomocy. I nie miała co do tego żadnych zastrzeżeń. Zdziwiło mnie jej zachowanie, ale jednocześnie starałem się wykorzystać jej obecność i nie zastanawiać się nad szczegółami.
Kiedy znalazłem się przed głównym wejściem do zbrojowni, ujrzałem dziewczynę.
- Wchodzimy? - spytałem, ale milczała.
Wzruszyłem ramionami i wpisałem kod. Drzwi otworzyły się. Weszliśmy do środka.
Naszym oczom ukazał się szeroki na całą długość jednej ze ścian komputer. Jego ekran świecił tak jasnym blaskiem, że nie musieliśmy zapalać światła. Dziewczyna natychmiast podeszła do urządzenia.
- Jaki jest kod aktywacyjny? - spytała.
- Proszę? - niedosłyszałem.
- Kod aktywacyjny.
- Stark 02. Nadal się gniewasz? - zmieniłem temat.
Pepper milczała. Poczuła kluchę w gardle. Od płaczu powstrzymywała się jak tylko mogła. Tony nie wytrzymał.
- Do jasnej cholery, powiesz mi w końcu!? To przeze mnie!?
- Tak... znaczy nie... znaczy
- Co znaczy!? - chłopak podszedł do niej i położył swoje ręce na jej ramionach.
- Ja nie mogę ci... - zacisnęła wargi. - Wracajmy do pracy. - poruszyła ramionami dając znak, iż nie chce mieć kontaktu ze Starkiem.
- Jasne... - wycofał się, po czym podszedł do pancerze. - Lecę, a ty rób swoje. - oznajmił.
~*~
Howard wrócił wcześniej z firmy. Po raz pierwszy od bardzo dawna coś zaciągnęło go do kuchni. Nie czując większego zmęczenia pracą, zabrał się do pieczenia ciasta - wielbionego sernika przez obu Starków.
Po około półtorej godzinie mężczyzna musiał odpocząć. Nie był zbyt dobrym kucharzem i zdarzało się, że i najłatwiejsze dania nie poszły po jego myśli. Aby odetchnąć postanowił na chwilkę przysiąść w salonie.
Kiedy wyszedł z kuchni zamarł.
- Witaj. - usłyszał tylko i otworzył szeroko buzię. Nic jednak nie odpowiedział.
- Jeszcze kilka dni temu nie byłeś zaskoczony na mój widok. - zaśmiał się złośliwie.
- Co ty tu robisz!? - w końcu wykrztusił z siebie.
- Odwiedziłem brata, co w tym dziwnego?
- Wynoś się stąd!
- Ło ho ho ho!... Nie tym tonem!
- A niby dlaczego? - zmarszczył brwi Howard.
- Mamy przecież wspólne plany Howardzie, musimy je zrealizować.
- Nie zgadzam się Edwardzie! Wycofuję się. Nie chcę mieć kłopotów.
Edward podszedł i złapał brata za kołnierz.
- Słuchaj no, jeżeli teraz się wycofasz, to twój synalek dowie się prawdy. A chyba tego nie chcesz...
- Grozisz mi?
- Informuję o warunkach umowy.
Howard zmarszczył czoło i obniży nieco ton głosu.
- Dobrze. Rozgość się.
- Poproszę herbatę. - wypowiedział dość szybko Edward.
Starkowi nie bardzo się to spodobało, ale nie miał innego wyjścia. Po zrobieniu owej herbaty przyniósł ją w filiżance ze złotą obwódką, odłożył na stolik i usiadł na przeciwko mężczyzny.
- A co do umowy... - zaczął gość. - Tony chyba powinien wiedzieć, skąd ma taki ładny reaktorek, prawda?
Prezes Stark International nie wytrzymał i podszedł do brata.
- Słuchaj no! Anthony nigdy się o niczym nie dowie, rozumiesz!?
- Tak jak wspomniałem, dzieciak powinien wiedzieć. Nie musi - ale powinien. Nie ukryjesz tego. Bynajmniej nie na zawsze.
- Skończ wreszcie! I się stąd wynoś! Zrywam naszą umowę! To moje ostateczne słowa!
- To twój najgorszy błąd w życiu Howardzie - mówił spokojnym głosem.
- Wynocha!
Howard złapał brata za fraki i wyrzucił go z domu. Mężczyzna poprawił tylko krawat i ze złośliwym uśmieszkiem opuścił dwór Starków.
- Mamy przecież wspólne plany Howardzie, musimy je zrealizować.
- Nie zgadzam się Edwardzie! Wycofuję się. Nie chcę mieć kłopotów.
Edward podszedł i złapał brata za kołnierz.
- Słuchaj no, jeżeli teraz się wycofasz, to twój synalek dowie się prawdy. A chyba tego nie chcesz...
- Grozisz mi?
- Informuję o warunkach umowy.
Howard zmarszczył czoło i obniży nieco ton głosu.
- Dobrze. Rozgość się.
- Poproszę herbatę. - wypowiedział dość szybko Edward.
Starkowi nie bardzo się to spodobało, ale nie miał innego wyjścia. Po zrobieniu owej herbaty przyniósł ją w filiżance ze złotą obwódką, odłożył na stolik i usiadł na przeciwko mężczyzny.
- A co do umowy... - zaczął gość. - Tony chyba powinien wiedzieć, skąd ma taki ładny reaktorek, prawda?
Prezes Stark International nie wytrzymał i podszedł do brata.
- Słuchaj no! Anthony nigdy się o niczym nie dowie, rozumiesz!?
- Tak jak wspomniałem, dzieciak powinien wiedzieć. Nie musi - ale powinien. Nie ukryjesz tego. Bynajmniej nie na zawsze.
- Skończ wreszcie! I się stąd wynoś! Zrywam naszą umowę! To moje ostateczne słowa!
- To twój najgorszy błąd w życiu Howardzie - mówił spokojnym głosem.
- Wynocha!
Howard złapał brata za fraki i wyrzucił go z domu. Mężczyzna poprawił tylko krawat i ze złośliwym uśmieszkiem opuścił dwór Starków.
~*~
- Masz coś? - dopytywał Stark, będąc kilkaset metrów nad ziemią.
- Chwilka... wcale nie tak łatwo jest się włamać do bazy T.A.R.C.Z.Y. - Dobra mam coś. - dodała po chwili.
- Dawaj!
- Wszystkie pliki ściągnęłam na twój główny komputer. Czekaj... mam! Według danych, twoja matka... - Pepper zawahała się.
- No mów!
- ... Zginęła w wypadku samochodowym.
- A więc mój tata mówił prawdę...
- Moment! - przerwała. - Pobierają się kolejne pliki! I też o twojej matce... Tony, będziesz musiał sam je przejrzeć. Jest ich dość sporo. To jakby zatajone pliki, do których nie miała dostępu policja.
- Tyle wystarczy. Polatam jeszcze trochę nad miastem, tak w ramach patrolu, czy gdzieś czasami A.I.M lub Magia nie atakują... potem wrócę. Możesz iść do domu. Dzięki za pomoc.
- Tony! - krzyknęła i zawahała się ponownie.
- Tak?
- Uważaj na siebie. - powiedziała już spokojniejszym głosem.
- Wszystko będzie dobrze. Przecież jestem Iron Man'em....
~*~
Howard po niespodziewanej wizycie brata był w szoku. Nerwy zaczęły nim władać, nie mógł nawet normalnie się napić.
- Co ja zrobiłem... - oparł się o stół i spuścił głowę. Przypomniał sobie tę całą sytuację sprzed niespełna 16 lat...
Świat powitał kolejnego malca. I kolejnego z rodu Starków. Mały, niebieskooki brzdąc z niewielką czuprynką ciemnych włosków na główce uśmiechał się do świata. Był taki pogodny. Wszystko go interesowało, już od chwili jego narodzin. Malutkie niemowlę, zwane potocznie Tony'm Starkiem tętnił życiem. Nie wiedział jednak, co go spotka...
Malec miał może z 5-6 miesięcy. Howard wraz z Edwardem prowadzili właśnie badania nad sztuczną inteligencją i sztucznym przekazywaniem genów - w skrócie przekazywaniu DNA.
Obydwoje szukali kogoś, kto mógłby pomóc im w badaniach i zostać królikiem doświadczalnym. Nikt jednak nie chciał się na to zgodzić. Nawet ludzie - najbardziej zaufani Stark International nie wyrazili zgody. Mężczyźni byli zdruzgotani. Musieli przeprowadzić eksperyment. Ale na kim?
Edward podsunął pomysł, by wykorzystać niewinne niemowlę, które tylko niewinnym i cichym głosikiem dawało o sobie znać. Howard nie chciał się na to zgodzić. Nie miał jednak wyjścia...
Małemu Tony'emu wstrzyknęli próbkę z genami odpowiadającymi za inteligencję. Była to niewielka dawka...
Nagle serce malca przestało bić. Leżące na stole dziecko nie oddychało. Howard zrozpaczony począł reanimować. Nie dał jednak rady. Serce nie mogło zabić samo. A żadne elektrody nie pomagały.
W końcu zasilił implant i wszczepił go synowi. Co krótki czas implant musiał być wymieniany: reaktor szybko się wypalał, a sam implant musiał dostosowywać się do rozwoju dziecka: nie mógł być za mały i za duży. Po wielu kolejnych próbach, Howard znalazł rozwiązanie. Wszczepił implant, który rozwijał się wraz z jego synem. Rozwijał, aż do dziś.
Howard ocknął się, kiedy poczuł, jak ktoś położył mu rękę na ramieniu.
- Wszystko w porządku tato? - spytał zaniepokojony, wówczas już szesnastoletni Tony.
- Tak, wszystko jest... wszystko dobrze. Jestem tylko trochę zmęczony. Pozwól, że... - przerwał i wyszedł z pomieszczenia. Udał się do swojego domowego biura.
Przeczytała. Upuściła kopertę wraz z kartką i przysłoniła dłońmi usta. Wytrzeszczyła szeroko oczy. Z ogromnym lękiem spoglądała na okno. Kiedy się tak w nie wpatrywała, dopiero dostrzegła napis.
Opadła na kolana. Łzy napłynęły jej do oczu. Znajdowała się właśnie w niewesołej sytuacji. Groźby? A co będzie następne?
Wzięła telefon do ręki. Wykręciła numer. Usłyszała tylko sekretarkę i natychmiast się rozłączyła. Usiadła pod ścianą i podkuliła nogi pod brodę. Zapłakaną twarz ukryła w dłoniach.
Świat powitał kolejnego malca. I kolejnego z rodu Starków. Mały, niebieskooki brzdąc z niewielką czuprynką ciemnych włosków na główce uśmiechał się do świata. Był taki pogodny. Wszystko go interesowało, już od chwili jego narodzin. Malutkie niemowlę, zwane potocznie Tony'm Starkiem tętnił życiem. Nie wiedział jednak, co go spotka...
Malec miał może z 5-6 miesięcy. Howard wraz z Edwardem prowadzili właśnie badania nad sztuczną inteligencją i sztucznym przekazywaniem genów - w skrócie przekazywaniu DNA.
Obydwoje szukali kogoś, kto mógłby pomóc im w badaniach i zostać królikiem doświadczalnym. Nikt jednak nie chciał się na to zgodzić. Nawet ludzie - najbardziej zaufani Stark International nie wyrazili zgody. Mężczyźni byli zdruzgotani. Musieli przeprowadzić eksperyment. Ale na kim?
Edward podsunął pomysł, by wykorzystać niewinne niemowlę, które tylko niewinnym i cichym głosikiem dawało o sobie znać. Howard nie chciał się na to zgodzić. Nie miał jednak wyjścia...
Małemu Tony'emu wstrzyknęli próbkę z genami odpowiadającymi za inteligencję. Była to niewielka dawka...
Nagle serce malca przestało bić. Leżące na stole dziecko nie oddychało. Howard zrozpaczony począł reanimować. Nie dał jednak rady. Serce nie mogło zabić samo. A żadne elektrody nie pomagały.
W końcu zasilił implant i wszczepił go synowi. Co krótki czas implant musiał być wymieniany: reaktor szybko się wypalał, a sam implant musiał dostosowywać się do rozwoju dziecka: nie mógł być za mały i za duży. Po wielu kolejnych próbach, Howard znalazł rozwiązanie. Wszczepił implant, który rozwijał się wraz z jego synem. Rozwijał, aż do dziś.
Howard ocknął się, kiedy poczuł, jak ktoś położył mu rękę na ramieniu.
- Wszystko w porządku tato? - spytał zaniepokojony, wówczas już szesnastoletni Tony.
- Tak, wszystko jest... wszystko dobrze. Jestem tylko trochę zmęczony. Pozwól, że... - przerwał i wyszedł z pomieszczenia. Udał się do swojego domowego biura.
~*~
Tymczasem Melody przemierzała centrum Nowego Yorku. Wyszła właśnie od lekarza,u którego była załatwić leki dla swojej chorej na astmę mamy. Kiedy znalazła się na jednej z ulic otoczonej starymi kamienicami, poczuła lekki dreszcz. Miała wrażenie, że ktoś ją śledzi. Wielokrotnie spoglądała za siebie, zatrzymywała się i wodziła wzrokiem wszędzie, gdzie tylko mogła. Nic jednak nie zauważyła. Nadal jednak czuła niepokój.
Kiedy znalazła się pod domem, weszła do niego szybko i zatrzasnęła za sobą drzwi. Następnie zamknęła je na patent i poszła do swojego pokoju.
Dzisiejszą noc miała spędzić sama. Sama, samiutka w średnim domu. Straszliwie bała się ciemności, dlatego też, gdziekolwiek się nie ruszyła, zmuszona była pozapalać wszystkie światła, które mijała na drodze. Kiedy znalazła się w kuchni, ujrzała pod drzwiami wejściowymi białą kopertę. Była czysta. Na ów kopercie nie widniał żaden napis, adres lub nadawca. Z lekkim przerażeniem otworzyła kopertę. Wyciągnęła z niej czerwoną kartkę. Rozłożyła ją. Z coraz bardziej narastającym przerażaniem czytała zawartość kartki.
Nie ukryjesz się przede mną!
Przeczytała. Upuściła kopertę wraz z kartką i przysłoniła dłońmi usta. Wytrzeszczyła szeroko oczy. Z ogromnym lękiem spoglądała na okno. Kiedy się tak w nie wpatrywała, dopiero dostrzegła napis.
Znam każdy twój ruch.
Opadła na kolana. Łzy napłynęły jej do oczu. Znajdowała się właśnie w niewesołej sytuacji. Groźby? A co będzie następne?
Wzięła telefon do ręki. Wykręciła numer. Usłyszała tylko sekretarkę i natychmiast się rozłączyła. Usiadła pod ścianą i podkuliła nogi pod brodę. Zapłakaną twarz ukryła w dłoniach.
~*~
- Jak tam nasz skarb? - dopytywał Stane tajemniczej osoby, która ponownie ubrała się w szaro-białą szatę z kapturem. Tym razem osoba ta była uzbrojona.
- Dostała listy z pogróżkami. Niedługo przejdziemy do planu B.
- Świetnie. Jesteś jednym z moich najlepszych pracowników.
- Robię to tylko dla pieniędzy. Czysty biznes.
- Domyślam się, a więc powiedz mi przyjacielu, jak mam cię nazywać?
- Duch. - rzekł i zniknął.
______________
Blog ma niecałe dwa tygodnie (coś koło tego) i już stuknęło nam piękne półtora tysiąca. DZIĘKUJĘ!
Dzisiejszą notkę o dziwo pomogły mi napisać 2 odcinki IMAA, które jeszcze lecą na Disney XD :o
A mianowicie:
- Upadek Hammera
- Gniew Hulka
Niby rozdział nie ma żadnego powiązania, a jednak po obejrzeniu tych odcinków naszła mnie wena, na wprowadzenie trochę zamieszania i postraszenia bohaterów (tu mina diabła) :D
Za 2 dni (na bank) pojawi się 12 rozdział. I już zapowiadam, że niedługo żegnamy się z I serią opowiadań :( ah... jak ten czas leci...
Dzisiejszą notkę o dziwo pomogły mi napisać 2 odcinki IMAA, które jeszcze lecą na Disney XD :o
A mianowicie:
- Upadek Hammera
- Gniew Hulka
Niby rozdział nie ma żadnego powiązania, a jednak po obejrzeniu tych odcinków naszła mnie wena, na wprowadzenie trochę zamieszania i postraszenia bohaterów (tu mina diabła) :D
Za 2 dni (na bank) pojawi się 12 rozdział. I już zapowiadam, że niedługo żegnamy się z I serią opowiadań :( ah... jak ten czas leci...
niedziela, 17 sierpnia 2014
Rozdział 10
Tony siedział na łóżku pochylony nad komórką, którą trzymał w ręce. Miał właśnie zadzwonić do Pepper i zaprosić ją na dzisiejszą noc spadających gwiazd. Nie wiedział jednak, jak się do tego zabrać. Cały czas czuł w sobie niepokój, obawę iż przyjaciółka jest na niego bardzo zła i będzie to koniec ich przyjaźni. Z drugiej strony pocieszał się myślą, że to nie jego wina. Pepper sama się odsunęła i to ona nie dawała o sobie znać. Mimo wszystko, chłopak chciał wszystko naprawić.
- Cześć Pepp. - powiedział pieszczotliwie, ale nikt się nie odezwał. - Masz ochotę gdzieś wyjść?
- Jakoś nie bardzo. - odpowiedziała oschle.
- Posłuchaj. Ja... chciałem cię przeprosić. Nie odzywałem się długo, zaniedbałem naszą przyjaźń. W ramach przeprosin zgódź się i chodź obejrzeć dzisiejszej nocy gwiazdy.
- Nie jestem pewna, czy mam ochotę.
- Proszę! Będzie fajnie.
Mimo nienawiści, jaką darzyła w tamtej chwili chłopaka, dała się przekonać. Musiała przyznać, że Tony był bardzo przekonywujący. Samo to, iż do niej zadzwonił było... miłe. Pepper znowu poczuła się ważna.
- Cześć Pepp. - powiedział pieszczotliwie, ale nikt się nie odezwał. - Masz ochotę gdzieś wyjść?
- Jakoś nie bardzo. - odpowiedziała oschle.
- Posłuchaj. Ja... chciałem cię przeprosić. Nie odzywałem się długo, zaniedbałem naszą przyjaźń. W ramach przeprosin zgódź się i chodź obejrzeć dzisiejszej nocy gwiazdy.
- Nie jestem pewna, czy mam ochotę.
- Proszę! Będzie fajnie.
Mimo nienawiści, jaką darzyła w tamtej chwili chłopaka, dała się przekonać. Musiała przyznać, że Tony był bardzo przekonywujący. Samo to, iż do niej zadzwonił było... miłe. Pepper znowu poczuła się ważna.
~*~
Tymczasem Rhodey i Tony przebywali w kuchni Starków, gdzie szykowali jedzenie na nocny wypad.
- Nie za dużo bierzemy? - spytał czarnoskóry spoglądając na wiklinowy koszyk.
- Myślę, że będzie akurat.
- Bez przesady, my nie jemy tyle!
- A będziemy. - Zaśmiał się Tony.
- Skąd u ciebie taki pozytywny nastrój?
- Ah, Pepper się zgodziła.
- Super, a poinformowałeś ją, że będzie z nami Melody?
Tony stanął nieruchomo. Zapomniał.
- Cholera! - Wykrzyczał i złapał się za głowę.
- Stary... Niezły jesteś. Czemu zawsze jest tak, że jak coś chcesz naprawić, to po prostu to...
- Spieprzam? Tak, to odpowiednie słowo.
- Nie Tony, ja...
- Dobra, rozumiem! Eh...
- Nie myślmy już o tym, tylko jedźmy po dziewczyny. Trzeba być tam wcześniej, żeby zająć miejsca.
Chłopak przytaknął. Obydwoje zabrali rzeczy i poszli do garażu. Tam zapakowali się do czerwonego Ferrari.
- A twój ojciec?
- Co mój ojciec?
- No... nie masz prawa jazdy.
- Spokojnie. Jedzie z nami nasz szofer.
Rhodey odetchnął z ulgą. - To dobrze. - dodał. Obydwoje zajęli miejsca i odjechali.
Dom rodziny Potts, kilkanaście minut później...
Pepper wyczekiwała swoich przyjaciół przez okno. Kiedy nadjechał znajomy jej samochód, szczęśliwa dumnym krokiem opuściła dom. Zbliżyła się do pojazdu. W tym samym momencie otworzyła się szyba. Ujrzała Tony'ego, który poklepywał tylne siedzenie obok Rhodey'ego. Sam siedział na przednim miejscu pasażera.
- Wsiadaj!
Dziewczyna zajęła wskazane miejsce i wraz z przyjaciółmi odjechała.
- Już nie mogę się doczekać! - oznajmiła, po czym zaczęła rozglądać się przez szybę.
- To świetnie. - odparł Tony.
Chwilę później dziewczynę zaniepokoił widok osiedla. Przecież mieli jechać na taras widokowy, czy coś takiego...
Ferrari zatrzymało się. Tony wyskoczył z samochodu i podbiegł do drzwi.
- Psst. - szepnęła rudowłosa do Rhodey'ego. - A ten gdzie polazł?
- Po Melody.
- Co!? - dziewczyna poczuła się oszukana. - I nic mi nie powiedział!?
Rhods tylko wzruszył ramionami, po czym odwrócił wzrok w stronę nadchodzącej pary.
- Usiądź proszę obok Pepper. - zwrócił się brunet do Melody.
Kiedy wszyscy byli gotowi, szofer zawiózł całą czwórkę na taras widokowy, położony na najwyższym wzniesieniu Nowego Yorku.
- Nie za dużo bierzemy? - spytał czarnoskóry spoglądając na wiklinowy koszyk.
- Myślę, że będzie akurat.
- Bez przesady, my nie jemy tyle!
- A będziemy. - Zaśmiał się Tony.
- Skąd u ciebie taki pozytywny nastrój?
- Ah, Pepper się zgodziła.
- Super, a poinformowałeś ją, że będzie z nami Melody?
Tony stanął nieruchomo. Zapomniał.
- Cholera! - Wykrzyczał i złapał się za głowę.
- Stary... Niezły jesteś. Czemu zawsze jest tak, że jak coś chcesz naprawić, to po prostu to...
- Spieprzam? Tak, to odpowiednie słowo.
- Nie Tony, ja...
- Dobra, rozumiem! Eh...
- Nie myślmy już o tym, tylko jedźmy po dziewczyny. Trzeba być tam wcześniej, żeby zająć miejsca.
Chłopak przytaknął. Obydwoje zabrali rzeczy i poszli do garażu. Tam zapakowali się do czerwonego Ferrari.
- A twój ojciec?
- Co mój ojciec?
- No... nie masz prawa jazdy.
- Spokojnie. Jedzie z nami nasz szofer.
Rhodey odetchnął z ulgą. - To dobrze. - dodał. Obydwoje zajęli miejsca i odjechali.
Dom rodziny Potts, kilkanaście minut później...
Pepper wyczekiwała swoich przyjaciół przez okno. Kiedy nadjechał znajomy jej samochód, szczęśliwa dumnym krokiem opuściła dom. Zbliżyła się do pojazdu. W tym samym momencie otworzyła się szyba. Ujrzała Tony'ego, który poklepywał tylne siedzenie obok Rhodey'ego. Sam siedział na przednim miejscu pasażera.
- Wsiadaj!
Dziewczyna zajęła wskazane miejsce i wraz z przyjaciółmi odjechała.
- Już nie mogę się doczekać! - oznajmiła, po czym zaczęła rozglądać się przez szybę.
- To świetnie. - odparł Tony.
Chwilę później dziewczynę zaniepokoił widok osiedla. Przecież mieli jechać na taras widokowy, czy coś takiego...
Ferrari zatrzymało się. Tony wyskoczył z samochodu i podbiegł do drzwi.
- Psst. - szepnęła rudowłosa do Rhodey'ego. - A ten gdzie polazł?
- Po Melody.
- Co!? - dziewczyna poczuła się oszukana. - I nic mi nie powiedział!?
Rhods tylko wzruszył ramionami, po czym odwrócił wzrok w stronę nadchodzącej pary.
- Usiądź proszę obok Pepper. - zwrócił się brunet do Melody.
Kiedy wszyscy byli gotowi, szofer zawiózł całą czwórkę na taras widokowy, położony na najwyższym wzniesieniu Nowego Yorku.
~*~
- Tu jest strasznie dużo ludzi... - skrzywił się Rhodey.
- Wszyscy poszli na taras widokowy, a na tej polance jest jeszcze trochę miejsca. Tam się od razu rozłożymy. - odparł Tony.
Czwórką poszliśmy w owe miejsce. Widoki były przecudne. Fakt, z platformy widokowej dało się ujrzeć więcej, również dzięki znajdującemu się tam teleskopowi, ale i tak trzeba było przyznać, że widoki aż zapierały dech w piersiach. I chociaż był już mrok, lampy umieszczone dookoła owej polany rozświetlały ją całą, dodatkowo podświetlając szczegóły otoczenia: kolorowe kwiaty, tworzące ścieżkę z tarasu na polanę, ławki parkowe... ah ten przecudny widok...
- Tutaj będzie odpowiednie miejsce. - oznajmił Tony. Zatrzymaliśmy się na skarpie.
- Rozłożymy trzy koce. Chyba się zmieścimy. - spytał Rhodey.
- No pewnie! - machnęła ręką Pepper. - Ja nie jestem taką krową, jak... - spojrzała na Melody, chociaż tymi słowami dziewczyna sama siebie oszukała: Melodia była szczuplejsza od niej samej, a jej figura była nawet nawet.
Po godzinie...
- Już się zaczyna! - wrzasnął ktoś z tłumu ludzi.
Przyjaciele spojrzeli w niebo i usiedli obok siebie. Oczywiście Tony zadbał, by obok niego znalazła się Melody.
- Widziałam pierwsza gwiazdę przeszywającą niebo! - wrzasnęła Pepper.
Na te słowa brunet lekko przesunął się w stronę Melody.
- Coś nie tak? - spytała zdziwiona.
- Nie, tylko... - w tym momencie niebo rozświetliła kolejna gwiazda.
- Czas pomyśleć życzenie... - szepnęła szatynka.
Cała paczka pogrążyła się w myślach z zamkniętymi oczami. Kiedy gwiazda przeszyła niebo, otworzyli oczy.
- O czym pomyślałaś? - spytał Tony.
- Nie wiem, czy mogę ci powiedzieć... - zarumieniła się i uniosła kąciki ust.
- A wiesz, co było moim marzeniem?
- Nie... - dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na chłopaka.
- To... - brunet dotknął prawą ręka policzek dziewczyny i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Dziewczyna oddała się temu pocałunkowi. Obydwoje się w nim zatopili.
Pepper, która siedziała tuż z nimi zacisnęła mocno wargi, a do jej oczy napłynęły łzy. Tego się nie spodziewała. A przynajmniej nie spodziewała się, że Tony pocałuje Melody na jej oczach. Poczuła ogromny żal i niechęć do przyjaciela. Natychmiast wstała i zakrywszy twarz dłońmi, pobiegła do toalety. Rhodey udał się za nią.
Para przestała się całować. Oboje spoglądali na siebie z niedowierzaniem.
- Prze-pra-szam. - mówił sylabami. - Trochę mnie poniosło.
- A ja się dałam... - odparła spuściwszy głowę.
Stark ponownie spojrzał na dziewczynę. Tym razem to on zrobił się czerwony.
- Tutaj będzie odpowiednie miejsce. - oznajmił Tony. Zatrzymaliśmy się na skarpie.
- Rozłożymy trzy koce. Chyba się zmieścimy. - spytał Rhodey.
- No pewnie! - machnęła ręką Pepper. - Ja nie jestem taką krową, jak... - spojrzała na Melody, chociaż tymi słowami dziewczyna sama siebie oszukała: Melodia była szczuplejsza od niej samej, a jej figura była nawet nawet.
Po godzinie...
- Już się zaczyna! - wrzasnął ktoś z tłumu ludzi.
Przyjaciele spojrzeli w niebo i usiedli obok siebie. Oczywiście Tony zadbał, by obok niego znalazła się Melody.
- Widziałam pierwsza gwiazdę przeszywającą niebo! - wrzasnęła Pepper.
Na te słowa brunet lekko przesunął się w stronę Melody.
- Coś nie tak? - spytała zdziwiona.
- Nie, tylko... - w tym momencie niebo rozświetliła kolejna gwiazda.
- Czas pomyśleć życzenie... - szepnęła szatynka.
Cała paczka pogrążyła się w myślach z zamkniętymi oczami. Kiedy gwiazda przeszyła niebo, otworzyli oczy.
- O czym pomyślałaś? - spytał Tony.
- Nie wiem, czy mogę ci powiedzieć... - zarumieniła się i uniosła kąciki ust.
- A wiesz, co było moim marzeniem?
- Nie... - dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na chłopaka.
- To... - brunet dotknął prawą ręka policzek dziewczyny i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Dziewczyna oddała się temu pocałunkowi. Obydwoje się w nim zatopili.
Pepper, która siedziała tuż z nimi zacisnęła mocno wargi, a do jej oczy napłynęły łzy. Tego się nie spodziewała. A przynajmniej nie spodziewała się, że Tony pocałuje Melody na jej oczach. Poczuła ogromny żal i niechęć do przyjaciela. Natychmiast wstała i zakrywszy twarz dłońmi, pobiegła do toalety. Rhodey udał się za nią.
Para przestała się całować. Oboje spoglądali na siebie z niedowierzaniem.
- Prze-pra-szam. - mówił sylabami. - Trochę mnie poniosło.
- A ja się dałam... - odparła spuściwszy głowę.
Stark ponownie spojrzał na dziewczynę. Tym razem to on zrobił się czerwony.
~*~
Pepper, zaczekaj! - krzyczał Rhodey, ale rudowłosa była zbyt daleko, by mogła usłyszeć jego wołanie. Zdyszany zatrzymał się i pochylił.
- Tony, coś ty narobił... - mówił do siebie, a mijający go ludzie spoglądali na niego, jak na dziwaka.
Tymczasem Pepp. była już w centrum miasta. Od jej domy dzieliło ja kilka przecznic. Cała zapłakana ledwo widziała drogę. Jej oczy momentalnie zrobiły się szklące, a obraz stawał się coraz bardziej rozmazany. Kiedy wreszcie znalazła się w domu, pobiegła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Tam zakryła się poduszką i zatopiła swoją twarz w puchu.
~*~
Rhodey przybiegł na wcześniejsze miejsce. Tony i Melody siedzieli na kocach i zajadając się jedzeniem rozmawiali.
- Tony... - powiedział Rhods. Ten jednak nie reagował.
- Tony... - ponowił próbę, ale dalej nic.
- Anthony Edwardzie Stark! - czarnoskóry dobrze wiedział, że jego kumpel reaguje na imię "Anthony". Tak właśnie zawsze nazywała go matka...
- Co? - spytał niezadowolony.
- Nawet nie zauważyłeś, że nie ma Pepper.
- Pewnie poszła do toalety.
- Cała zapłakana i w biegu? Tak, na początku pobiegła do toalety, by mieć czym otrzeć łzy w czasie drogi do domu.
- Że co? Co jej się stało?
Melody również była w szoku. Czuła się nieswojo w obecności Pepper, czuł iż ta jej nienawidzi. Ale w tamtym momencie zrobiło się jej żal.
- To nie czas na wyjaśnienia. Kończcie zabawę. - odburknął.
- W takim razie zbierajmy się.
- Pomogę wam się spakować. - oznajmiła Melody.
- Potem cię odwiozę.
- Nie trzeba. Przejdę się.
- Czy aby na pewno?
- Jedź do niej i się nie zastanawiaj. Ona teraz potrzebuje przyjaciela. - poradziłam Starkowi. Sama nawet nie chciałam dłużej przebywać z chłopakiem. Widać było, że po naszym pocałunku zachowywał się dziwnie, jakby rzeczywiście poniosły go emocje. I jakby ten namiętny całus... nic nie znaczył.
~*~
- Virgiono, kochanie. - powiedział ktoś zza drzwi.
- Nie teraz tato! - krzyknęłam drżącym głosem.
Ojciec usłyszał mój niecodzienny głosi natychmiast wtargnął do pokoju.
- Skarbie, co się stało? - dopytywał, głaszcząc moją rękę.
- Chłopak tato, chłopak... - mówiłam przez łzy, a moja twarz nadal spoczywała w miękkiej poduszce.
- A któż to taki? Zaraz się z nim rozprawię!
- To nie jego wina, tylko moja! To ja jestem nieszczęśliwie zakochana.
- W kim cukiereczku?
- W Tony'm Starku! - w tym momencie rozpłakałam się, jak dziecko. Mój ojciec złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie.
- Nie płacz Pepper, wszystko się jakoś ułoży... - próbował mnie pocieszać, ale nadaremnie.
- Chcę zostać sama...
- Oczywiście skarbeńku. - ucałował mnie i wyszedł.
~*~
W drodze do domu...
- Powiesz mi wreszcie, dlaczego się tak dziwnie zachowuje?
- A nie domyślasz się?
- Niby czego?
- Zrobiłeś dzisiaj coś, co sprawiło jej przykrość.
- Nie prawda!
- Prawda, prawda... tylko jesteś tak zapatrzony w Mel... a właśnie pocałowałeś ją!
- Głupia sytuacja...
- Mogłeś przynajmniej uprzedzić Pepp, że Melody z nami jedzie i, że chcecie być razem.
- Chcemy być razem? Wygląda na to, ze ja tylko chcę. Nawet z nami nie wracała!
- A o czym rozmawialiście, jak nas nie było?
- O niczym. Tak tylko, żeby zapomnieć o pocałunku...
- Frajer. Idiota. Głupek!
- No co? Nie wiesz jak to jest dawać spontanicznego całusa dziewczynie, która cholernie ci się podoba, a nie masz pewności, czy odwzajemnia twoje uczucia.
- To się przekonaj. - wzruszył ramionami czarnoskóry.
- Niby jak?
- Tony, jesteś geniuszem! Chyba nie chcesz polec na tak łatwym zadaniu?
Stark zmarszczył brwi. Nie podobały mu się podpuszczenia przyjaciela.
- Jesteśmy. Możesz już iść. - mruknął pod nosem i spojrzał wrogo w kierunku kumpla.
- Jasne, jasne już mnie nie ma! - uniósł lekko ręce i wysiadł z pojazdu. - Do jutra! - dodał, ale nie otrzymał odpowiedzi.
~*~
Następnego dnia, Akademia Jutra, przerwa obiadowa.
Wszyscy uczniowie zjawili się w stołówce i szybko poustawiali się w kolejce, w rękach trzymając puste tace. Jak to zwykle bywało, jedna osoba z grupy zajmowała stolik, a pozostali członkowie zadbali o to, by przynieść mu jego przydział jedzenia do stolika. Takowym "rezerwującym" była Pepper.
Tony i Rhodey ustawili się jeden za drugim i wyczekiwali swojej porcji placków ziemniaczanych, kiedy niespodziewanie dołączyły do nich szatynka z Whitney.
- Hejka chłopcy.
- Możemy usiąść z wami? - spytała blondyna, jak zwykle trzepocząc rzęsami.
- Jasne. - uśmiechnął się Stark, który zawsze miał słabość do blondynek, chociaż nigdy nie czuł nic więcej do Whitney, oprócz ewentualnej przyjaźni.
- Super!
Dziewczyny zajęły miejsce obok Pepper. Ta jednak odwróciła wzrok od koleżanek i wpatrywała się w podłogę.
- Słuchaj Pepp, coś się wczoraj stało? - spytała zatroskana Melody.
- A co cię to obchodzi? - warknęła.
- Może jakoś pomogę...
- Owszem! Jak przestaniesz nam wchodzić w paradę!
- Nam? - spytała zdziwiona, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Po chwili pojawili się chłopcy, ale i oni nie zwracali zbytnio uwagi na inną niż zwykle postawę Pepper.
Kiedy skończyli jeść, odłożyli tace i poszli na ostatnią lekcje. Potem rozeszli się do domów.
- Możemy usiąść z wami? - spytała blondyna, jak zwykle trzepocząc rzęsami.
- Jasne. - uśmiechnął się Stark, który zawsze miał słabość do blondynek, chociaż nigdy nie czuł nic więcej do Whitney, oprócz ewentualnej przyjaźni.
- Super!
Dziewczyny zajęły miejsce obok Pepper. Ta jednak odwróciła wzrok od koleżanek i wpatrywała się w podłogę.
- Słuchaj Pepp, coś się wczoraj stało? - spytała zatroskana Melody.
- A co cię to obchodzi? - warknęła.
- Może jakoś pomogę...
- Owszem! Jak przestaniesz nam wchodzić w paradę!
- Nam? - spytała zdziwiona, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Po chwili pojawili się chłopcy, ale i oni nie zwracali zbytnio uwagi na inną niż zwykle postawę Pepper.
Kiedy skończyli jeść, odłożyli tace i poszli na ostatnią lekcje. Potem rozeszli się do domów.
~*~
- Melody, Melody! - usłyszałam wołanie. Zatrzymałam się i odwróciłam.
- Johnny? - zdziwiłam się na widom blondyna, biegnącego w moją stronę.
- Odprowadzę cię. - zaproponował.
- Skoro chcesz...
- Chciałbym cię lepiej poznać. - uśmiechnął się.
- W jakim celu?
- Wiesz... jesteś fajną dziewczyną.
- Po czym to stwierdzasz?
- Obserwuję cię od dłuższego czasu. Zauważyłem, że lubisz pomagać innym. Jesteś pomocna i opiekuńcza. Martwisz się o innych...
- Dobra dobra... coś kręcisz.
- Naprawdę! Eh... po prostu szukam kogoś, z kim mógłbym pogadać i myślę, że ty też potrzebujesz takiej osoby.
- Mam Whitney.
- A przyjaciel? Nie mówię, że się uda, ale wiedz, że bardzo chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić.
- A po co?
- Tak po prostu.
- Dobra... w sumie możemy spróbować. - uśmiechnęłam się.
- To super!
Po chwili...
- Jesteśmy na miejscu. To tutaj.
- Ładny dom.
- Dziękuję. Może wejdziesz?
- Nieeeee... innym razem. Do zobaczenia! - pomachał na pożegnanie i zniknął między drzewami.
~*~
Tony był wykończony. Po wczorajszym wieczorze i nocy spadających gwiazd nie wypoczął za bardzo. Znowu musiał stawić czoła złu, jako Iron Man.
Tym razem nastolatkowi przyszło zmierzyć się z przeszłością. Znowu przypomniała mu się jego matka...
Czekał na odpowiedni moment, kiedy jego ojciec wróci z firmy. Nie pomyślał o tym, że jego rodziciel będzie wykończony i jedyne co zapewne zrobi po przyjściu, to walnie się w ubraniach na łóżko i szybko zaśnie. Jednak nie tym razem...
Tony przebywał w swoim pokoju, czytając zadaną lekturę "Hamleta", kiedy usłyszał znajome skrzypienie drzwi. Howard wrócił. Brunet natychmiast zbiegł na dół i powitał serdecznie ojca.
- Coś się dzieje synu? - spytał zdziwiony zachowaniem nastolatka.
- W porządku. W jak najlepszym porządku!
- Skoro tak, to pozwól mi się rozpakować... - Howard udał się do swojego domowego gabinetu, a Tony ruszył za nim. Kiedy mężczyzna znalazł się za biurkiem, brunet wszedł do pomieszczenia i zajął wygodnie miejsce na przeciwko ojca.
- Hmm... synu?
- Chciałbym porozmawiać... - momentalnie chłopak zrobił się poważny, jego twarz pobladła i wyglądał na nieszczęśliwego.
- Nie bardzo mam teraz czas...
- Chciałbym wiedzieć, jak zginęła moja matka.
Howard zbladł. Tego się spodziewał, jednak żył w nadziei, iż nigdy nie będzie musiał się tłumaczyć.
- Tony, nie teraz. Zostawmy to na jutro.
- Ale tato! Minęło już 11 lat! Ja muszę to wiedzieć!- poderwał się i uderzył pięścią o blat biurka.
- Rozumiem cię, ale proszę zostawmy to na kiedy indziej.
- Na jutro?
- Być może.
- Tato!
- Anthony! - Howard wystarczająco podniósł głos.
Chłopak zamilkł. "Anthony" - znowu to samo! Jakbym słyszał mamę... - pomyślał i spuścił głowę.
- Obiecuję ci, że wrócimy do tej rozmowy. Teraz muszę jeszcze wyjść gdzieś. Postaram się wrócić niedługo, gdzieś tak za godzinę. - ucałował syna w czoło i wyszedł.
~*~
Mężczyzna podjechał czerwonym Ferrari pod bunkry na obrzeżach miasta.
- Witaj Howardzie. - odezwał się ktoś grubym głosem.
- Witaj Edwardzie.
Tajemniczy mężczyzna wyłonił się zza krzaków i ukazał twarz.
- Witaj braciszku! - uścisnął dłoń Starka. - Czy wszystko idzie w najlepsze?
- Mogą pojawić się pewne komplikacje.
- Komplikacje!?
- Tony wypytuje o swoją matkę.
- Szlak! Mam nadzieję, że się nie wygadałeś!
- A skąd! Wedle umowy...
- Świetnie! Jeżeli będzie chciał coś wiedzieć - okłamuj go.
- Ale, ja... ja nie mogę.
- Owszem, możesz i to zrobisz.
- To mój syn Edwardzie, on musi poznać prawdę!
- Jeśli ją pozna, to powęszy i jeszcze coś znajdzie. A wiesz co się stanie, jeżeli dowie się prawdy...
- Wiem...
- Rób wszystko, żeby smarkacz nigdy się nie dowiedział, albo się dowiedział jak najpóźniej!
- Dobrze.. - odparł niepewnym głosem Howard, po czym pożegnał brata, wsiadł do Ferrari i odjechał.
__________________________________
Piosenka, która pomogła mi w napisaniu rozdziału:
_______________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Teraz Tony'ego czeka wiele tajemnic do odkrycia, nie tylko związanych z jego matką...
+ pojawili się nowi bohaterowie. Ze względu na to, iż opisy wszystkich bohaterów, występujących w opowiadaniu są w trakcie tworzenia, napiszę wam tylko tyle, ile powinniście wiedzieć na ich temat:
Edward - brat Howarda, prowadził z nim wspólne badania nad komórkami sztucznej inteligencji oraz sztucznemu przekazywaniu komórek DNA
Johnny - szkolny kolega, jego wątek stale się rozwija, więc jest mi trudno stwierdzić, kim on właściwie jest :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)